Rozdział 27

26.6K 944 175
                                    

Moja mama zmarła zaraz po moich narodzinach. Mój poród wcale nie miał być ryzykowny. Nikt nie zapytał nigdy moich rodziców co jeśli, coś pójdzie nie tak, ponieważ nikt nie zakładał najgorszego.  Kiedy akcja porodowa się zaczęła moja mama spokojnie wyciągnęła spakowaną walizkę i razem z tatą ruszyła do szpitala. Moi bracia byli wtedy pod opieką dziadków. Wszyscy razem mieliśmy się spotkać kilka dni później w domu. Niestety nigdy już nie zobaczyliśmy się wszyscy razem. Poród przebiegał poprawnie, aż nagle coś poszło nie tak. Lekarze poinformowali moich rodziców, że przestałam oddychać. Był to dla nich prawdziwy cios. Dostali wtedy informację, że sztab medyczny ma już czas zawalczyć tylko o jedno życie. Kiedy tylko to zdanie rozbrzmiało na sali porodowej moja mama powiedziała ze spokojem w głosie: "Walczcie o życie mojej córeczki". Mój tata zaczął błagać lekarzy, że musi być inne wyjście, że to jest nie możliwe, że nie da się uratować obu żyć. Wtedy moja mama zaszlochała: "Spraw, żeby życie naszej księżniczki było cudowne." W tym momencie lekarze zabrali moją mamę na salę operacyjną. Już nigdy z niej nie wyszła. Już nigdy mój tata z nią nie rozmawiał. Już nigdy nie miał okazji powiedzieć jej jak wiele dla niego znaczy.

Pielęgniarka przynosząc mnie do mojego taty powiedziała, że między godziną moich narodzin, a zgonem mojej mamy była różnica kilku minut. Moja mama poprosiła, żebym do końca leżała na jej klatce piersiowej. Podobno nie mogła przestać się nade mną zachwycać. Ostatnie słowa mojej mamy brzmiały: "Alisha zostawiam cię tutaj ze wspaniałymi osobami. Kocham Cię. Kocham was wszystkich. Dziękuję." 

Kiedy mój tata wziął mnie na ręce i wyjrzał przez okno zobaczył, że na niebie pojawiła się tęcza. Oczywiście wszystko to wiem jedynie z opowieści. Musiałam wiele lat naciskać na tatę, żeby mi to wszystko opowiedział. Te wspomnienia są dla niego wciąż ciężkie i mimo, że stale blakną w jego pamięci, to ból i tęsknota pozostają takie same.

Dopiero w moje osiemnaste urodziny mój tata zdobył się na to, żeby opowiedzieć to po raz pierwszy. Siedzieliśmy całą rodziną przy stole w naszej jadalni. Mój tata przez cały dzień był bardzo nieobecny. Kiedy wreszcie zdmuchnęłam świeczki i zaczęłam kroić tort mój tata się otworzył. Opowiedział tą historię spokojnie. Wszyscy dookoła płakali włącznie ze mną. Kiedy skończył wspominać tamten dzień powiedział najważniejszą lekcję jaką dostałam w życiu. "Niestety tak to już w życiu bywa, że na pierwsze razy przygotowujemy się i ich oczekujemy ze zniecierpliwieniem, natomiast nigdy nie spodziewamy się, że coś jest naszym ostatnim razem." Dopiero wtedy po jego policzkach spłynęły gorzkie łzy.

Ostatnie razy są zawsze niespodziewane. Mój tata wioząc moją mamę do szpitala nie wiedział, że po raz ostatni z nią rozmawia, patrzy na nią, czy po prostu jest obok niej. Ostatnie razy są brutalne, ponieważ nie jesteśmy na nie gotowi. Ostatnie razy sprawiają, że dowiadujemy się co tak naprawdę było dla nas przez cały czas najważniejsze.

Wchodząc do akademika nie wiedziałam, że zaraz dowiem się, że właśnie minął jeden z moich ostatnich razów. 

Kiedy w środę Elli zadzwoniła wieczorem nie byłam wstanie odebrać telefonu. Zrobił to Tayler. Okazało się, że będą wynosić meble Cassie z naszego pokoju, ponieważ potrzebują je na czas jej nieobecności gdzieś indziej. Tayler zaoferował, że pomoże mi. Kiedy ja w czwartek będę na uczelni on rozłoży meble i przypilnuje, żeby zostały wyniesione. Następnie miał poczekać na mnie. Wieczorem planowaliśmy pojechać do kina. Po całym dniu byłam padnięta, jednak myśl o wspólnie spędzonym wieczorze z Taylerem dodawała mi energi. Weszłam do pokoju. Było w nim teraz mnóstwo miejsca. Nie było jednak Taylera. Trochę się zdenerwowała, jednak uznałam, że musiał gdzieś wyjść. Wybrałam jego numer, ale nie odebrał. Kiedy miałam wybrać ponownie numer zauważyłam, że coś leży na moim biurku. Od razu pomyślałam, że to pewnie Tayler zostawił mi liścik. Kiedy jednak podeszłam uświadomiłam sobie co to tak naprawdę jest. Było to moje zdjęcie z Brooklynem, które przed wyjazdem do Miami wpadło pod szafę. Wzięłam fotografię do ręki i nagle mnie zamurowało. Przypomniałam sobie, że napisałam kiedyś na odwrocie tego zdjęcia wiadomość do Brooklyna. Modliłam się w duchu, żeby jakimś cudem jej tam nie było. Niestety kiedy obróciłam zdjęcie zobaczyłam swoje pismo.

Kick-off. RozgrywającyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz