Lot

1.4K 73 14
                                    

~WIKTORIA~
-Na jak długo? - zapytałam zdziwiona.
- Na miesiąc.
-Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś?
-Bałem się, że się wkurzysz.
-I przez to, że powiesz mi później to miałam się nie zdenerwować? - zaśmiałam się.
- Ale mam dla Ciebie pewną propozycję? Chciałabyś może pojechać z nami?
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Za dużo nowin na raz.
-A co ze studiami? Mam to tak nagle zostawić?
- Nie będę Cię zmuszał do niczego, ale możesz wziąć urlop dziekański i jakoś byśmy to ogarnęli-powiedział mój chłopak.
Spojrzałam na niego, lecz nadal nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Ten wyjazd to spełnienie moich marzeń, ale bez Ciebie to nie będzie to samo.
Po krótkim zastanowieniu zdecydowałam:
-Dobrze.
-Słucham?-dopytał Kamil.
-Dobrze, pojadę z wami.
-Dziękuję kochanie, zobaczysz to będzie cudowny wyjazd. Tak się cieszę!
Przytulił mnie, podniósł do góry i zaczął całować. Nagle wszedł Karol.
-Oj, przepraszam- zaśmiał się.
-Wiktoria jedzie z nami do Stanów!-krzyknął Krzychu.
-Nareszcie! Cieszę się!- odrzekł Friz.
-Ja też, naprawdę. Dziękuję wam.
- To ja dziękuję, że się zgodziłaś, bo Krzychu już od tygodni świrował jak ma się Ciebie o to zapytać - wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Dobra, chodźmy na dół się bawić. Juto dogadamy resztę - powiedziałam, przelotnie pocałowałam Kamila i poszliśmy do reszty.
Po wejściu do salonu Krzychu krzyknął z całej siły: "Wika jedzie z nami!". Wszyscy zaczęli bić brawo i wiwatować. Nie wiedziałam, że wszyscy tak się tym przejęli, ale cieszę się, że mogę jechać z nimi, bo naprawdę są dla mnie jak rodzina. Od tego momentu cały czas się bawiliśmy. Patec jak zwykle odpadł jako pierwszy.
Kiedy widziałam, że jemu już wystarczy, postanowiłam zaprowadzić go do jego pokoju. Położyłam go na łóżku i przyniosłam mu wodę.
-Dzięki. Cieszę się, że Krzychu ma kogoś takiego jak Ty-wybełkotał.
-Ja się cieszę, że ma was, a teraz odpoczywaj.
Gdy wychodziłam usłyszałam rozmowę mojego chłopaka i Tromby.
-Krzychu, to już jest pewne, że Wiktoria jedzie z nami do Stanów?-zapytał Mateusz.
- Na szczęście tak -odpowiedział zadowolony. -A jest jakis problem?
-No bo wiesz... to może być dziwne, że ja, ona i Marcysia pod jednym dachem, po tym co było między mną a Wiktora.
-I dlatego ma nie jechać? Tak samo mógłbym powiedzieć, żeby to Marcysia nie jechała. Stary pomyśl trochę -powiedział mój chłopak.
Po tym oboje wyszli z kuchni. Ja jeszcze chwilę zaczekałam, żeby nie wiedzieli, że słyszałam ich rozmowę. Weszłam do salonu i udałam, że wszystko jest okej. Usiadłam koło Kamila, który widziałam, że był zdenerwowany.
- Co jest kochanie?-zapytałam, udając, że nie wiem co się stało przed chwilą.
-Wszystko okej-udawał.
Objęłam go i pocałowałam w szyję, przez co trochę się rozluźnił. Cały wieczór myślałam, o tym co usłyszałam. 
Musiałam zastanowić się, co teraz zrobić.
...
Wyjazd był zaplanowany na dzisiaj, a ja nadal nie podjęłam decyzji. Nie chciałam, żeby chłopcy się przeze mnie kłócili. Ze wszystkimi mieliśmy spotkać się na lotnisku, a ja siedziałam nad walizką i biłam się z myślami czy spełnić swoje marzenie i jechać, czy zostać w domu.
~KRZYCHU~
Umówieni byliśmy na lotnisku o 12:00, czyli kilka godzin przed lotem, żeby na pewno się nie spóźnić. Byli już wszyscy oprócz mojej dziewczyny.
✉K/Gdzie jesteś?
Po chwili otrzymałem odpowiedź.
✉W/Nie dam rady, nie lecę. Przepraszam.

Miłosny prank (Poczciwy Krzychu) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz