VII

1.5K 111 515
                                    

Droga ze szkoły do domu jeszcze nigdy nie dłużyła mu się tak bardzo jak tego piątkowego wieczoru.

Możliwe, że to Louis krąży gdzieś po okolicy, lub po prostu wybiera dłuższą drogę, chcąc by Harry męczył się jeszcze bardziej przez swoją własną głupotę, dusząc się jego zapachem i obecnością.

Lecz Harry nie wie tego, ponieważ wlepia wzrok w swoje własne kolana i pochyla głowę tak nisko, by Louis nie był w stanie zobaczyć łez, które wypełniają jego oczy, odkąd tylko opuścili parking. Sytuacja jest na tyle tragiczna, że Harry nie potrafi rozróżnić kształtów i zarysów niczego, co znajduje się w zasięgu jego wzroku, ponieważ cały obraz jest rozmazany. 

Płyta umieszczona w odtwarzaczu wydaje się zapętlać piosenkę Nothing Without You - The Weeknd, przez co Harry przełyka ciężko, próbując z całych sił nie skupiać swojej uwagi na tekście i może byłoby to możliwe, gdyby nie ta cholerna, grobowa cisza, która między nimi panuje.

Jest już tak bardzo zmęczony kochaniem Louisa, że czuje jak to wszystko zabija go od środka, wbijając sztylety w jego serce, za każdym razem, gdy czuje się zawiedziony zachowaniem osiemnastolatka.

Ale Louis nie jest mu kompletnie nic winien, ponieważ niczego poza pomocą mu nie obiecywał.

Gdy tylko samochód zatrzymuje się w miejscu, dłoń Harry'ego wędruje do klamki, ponieważ chce uciec i zniknąć, ale wtedy słowa Nialla powracają do niego jak bumerang. 

Zrób cokolwiek, co sprawi, że znowu będziecie tak blisko jak wcześniej.

Dlatego też Harry cofa swoją dłoń i przeciera nią swoje oczy, pozbywając się kujących łez, nim spogląda w stronę przyjaciela, zagryzając wnętrze swojego policzka, by nie krzyknąć, gdy tylko zauważa, że jego lazurowe oczy również są zaszklone od łez.

– Chcesz zostać? – szepcze cicho, układając swoją drżącą, zimną dłoń na tej Louisa, która nadal spoczywa na kierownicy, ściskając ją mocno do tego stopnia, że jego knykcie zrobiły się kompletnie białe. – Możemy pójść do bazy i... Porozmawiać – dodaje, siląc się na nikły uśmiech, gdy widzi jak chłopak kiwa powoli głową i chwilę później gasi silnik, nim oboje wysiadają, kierując się prosto do garażu Harry'ego.

Wchodzą do środka w ciszy, a młodszy chłopak podkręca ogrzewanie, gdy tylko orientuje się jak zimno jest zarówno na zewnątrz jak i w pomieszczeniu. Wymija Louisa, który stoi jak kłoda na środku pokoju ze wzrokiem wbitym w żółtą kanapę, by zapalić lampki choinkowe rozwieszone na ścianie zanim siada na sofie, chwytając w dłonie kremową poduszkę aby czymkolwiek je zająć.

Zrób cokolwiek, co sprawi, że znowu będziecie tak blisko jak wcześniej.

Kilka długich minut mija, nim Louis podchodzi w końcu bliżej i przysiada na brzegu stolika, znajdującego się tuż przed Harrym. Chłopak mimo swojej nisko opuszczonej głowy może dostrzec smukłe palce szatyna, nerwowo splątane na jego udzie i przez chwilę po prostu pragnie przesunąć się bliżej, by dłonie Louisa przez przypadek go dotknęły, przez co poczułby znowu to niesamowicie przyjemne ciepło i mrowienie.

– Harry...

– Lou...

Zaczynają w tym samym czasie, przez co cichy i nerwowy śmiech ucieka spomiędzy ich warg. Oboje wzdychają i gdy Harry w końcu unosi swoją głowę by spojrzeć w oczy Louisa, ten robi dokładnie to samo, przygryzając przy tym swoje usta i prawdopodobnie mając w głowie taką samą plątaninę myśli jak siedemnastolatek.

Patrzą w swoje oczy naprawdę długi czas, po prostu nic nie mówiąc i sprawiając, że ich ciała rozluźniają się tylko i wyłącznie przez wpływ spojrzenia drugiego.

Don't Hold Your Breath, Harry |larry stylinson pl|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz