XII

1.4K 104 307
                                    

Do domku nad jeziorem prowadzi ich asfaltowa droga przez las. Poranne słońce wydaje się przebijać przez gęste, liściaste i iglaste drzewa, malując różne wzorki na ich splecionych dłoniach, a Niall siedzący na tylnym siedzeniu chrapie od trzydziestu minut tak głośno, że Harry ma ochotę wysiąść i wrócić do domu pieszo.

To mógł być piękny, wręcz bajkowy weekend, ale cóż, musi się zadowolić tym, że Louis czuje się równie bardzo przytłoczony głośnymi dźwiękami wydobywającymi się z gardła Irlandczyka, gdy posyła młodszemu chłopcu pełne zrozumienia spojrzenie, widząc jak ponownie wciska na swoje uszy słuchawki i spogląda za okno.

Niestety, nawet mimo dudniącej muzyki, która z pewnością będzie w stanie rozsadzić niedługo jego bębenki w uszach, charknięcia Nialla są nadal głośne i wyraźne, przez co głowa Harry'ego wydaje się boleć jeszcze bardziej i być na skraju kolejnej migreny. 

Brunet wzdycha cicho, próbując skupić się na oglądaniu okolicy, a gdy zauważa w oddali brzeg jeziora, wypuszcza z ulgą powietrze i opiera swoje czoło na zimnej powierzchni okna, czując, że ta męczarnia już niedługo się skończy.

Nareszcie.

I to nie tak, że nie próbowali obudzić Nialla, oczywiście, że to robili.

Jednakże chłopak za każdym razem odsuwał się od nich jeszcze dalej, nim wcisnął się w najbardziej odległy zakamarek tylnego siedzenia w samochodzie Louisa, w dalszym ciągu szczęśliwie sobie pochrapując i mając gdzieś to, czy jego towarzyszom to przeszkadza, czy nie.

Tak więc, kiedy docierają nareszcie pod domek, Harry natychmiast odpina pasy i wysiada, gdy tylko Louis parkuje obok dwóch samochodów, które już się tam znajdują i zaciąga ręczny hamulec. 

Daje sobie chwilę, by dokładnie przyjrzeć się drewnianej konstrukcji przed sobą. Jest ona raczej rozmiarów jego własnego domu, który nie należy do ogromnych, ale nie jest też domkiem letniskowym, więc ten tutaj jest serio pokaźny. Okolica jest raczej spokojna, a sam budynek wydaje się wyrastać z tafli jeziora, które się za nim rozciąga, lub dryfować na jego brzegu, wyglądając przepięknie w ten chłodny poranek. Co więcej, z miejsca, w którym stoi siedemnastolatek widać średniej wielkości taras, otoczony ze wszystkich stron wodą, a w kilku oknach domku, mimo wczesnej pory, świeci się ciepłe światło.

Harry odrywa swój wzrok od budynku, gdy nagle muzyka dookoła niego cichnie i dopiero po kilkunastu sekundach jest w stanie zorientować się, że to drobne dłonie Louisa zsunęły z jego uszu słuchawki, po czym ponownie powiesiły je na jego szyi.

Dociera do niego cichy i nieśmiały śpiew ptaków, które mimo mroźnego powietrza wydają się budzić do życia w koronach otaczających ich drzew. To prawie tak, jakby niedługo miała zacząć się wiosna, co daje mu nadzieję na lepsze dni, mimo wczorajszej sytuacji z mamą, która mocno go przytłoczyła.

Gdy ich spojrzenia się krzyżują, brunet spogląda szybko w stronę samochodu ponad ramieniem osiemnastolatka, by zauważyć, że Niall nadal jest w środku i smacznie pochrapuje, przyciskając swój zaczerwieniony nos do zimnej szyby.

– Nie potrafię go obudzić – przyznaje Louis ze wzruszeniem ramion, po czym wsuwa swoje palce między te Harry'ego i splata je delikatnie, by chwilę później pociągnąć go do wejścia. Pokonują dwa małe schodki jednym krokiem nim Tomlinson łapie za klamkę, po prostu wchodząc do środka nie kłopocząc się pukaniem.

Zatrzymują się na chwilę w holu, a wzrok Harry'ego od razu skanuje otoczenie, by po chwili mógł bez problemu stwierdzić, że jest to z pewnością rezydencja, a nie jakiś tam malutki domek nad jeziorem. Sufity są wysokie, przez co pomieszczenia wydają się bardziej przestronne, a wznoszące się ponad otaczającymi jezioro pagórkami i lasami słońce wkrada się nieśmiało przez duże szklane okna, rzucając długie pasma światła na jasną, drewnianą podłogę.

Don't Hold Your Breath, Harry |larry stylinson pl|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz