– Zostań ze mną – szepcze cicho i chyba jest już za późno, by uniknąć tej rozmowy.
Louis nadal uśmiecha się do niego ciepło, lecz jego brwi marszczą się odrobinę, gdy przechyla lekko swoją głowę na prawo, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
– Nie rozumiem?
Oczywiście, że Louis go nie rozumie. Oczywiście, że tak jest, ponieważ Harry wywalił z tym nagle, zupełnie nie myśląc o tym, że nawet nie poruszyli jeszcze tego tematu od kiedy są w związku więc Louis nie ma cholernego pojęcia, że od wczorajszej nocy on myśli tylko i wyłącznie o tym jak bardzo nie chce go stracić. Nigdy.
Harry natychmiast spuszcza swoje smutne spojrzenie na talerz, na którym nadal leży zimny już kawałek pizzy, po czym spogląda gdzieś w bok, mając nadzieję, że znowu poczuje się tak, jakby byli tutaj sami i wtedy mógłby chociaż przez sekundę rozważyć powiedzenie Louisowi o co mu chodzi.
Ale nie są tam sami, jest też masa innych ludzi, a Louis jest taki śliczny, taki uśmiechnięty, taki nieświadomy bólu, jaki rozrywa serce Harry'ego na samą myśl o tym, że od przyszłego semestru zacznie studia w innym mieście i już nie będzie LouisaiHarry'ego.
Już nie będzie ich spędzanego wspólnie w garażu Harry'ego czasu. Już nie będzie codziennych pocałunków i splatających się dłoni. Harry zostanie sam, a Louis będzie tutaj – w Londynie.
Dlatego też Harry przełyka cały swój ból i smutek i spogląda na Louisa, przyklejając do twarzy delikatny uśmiech i łapiąc jego dłoń, która nadal spoczywa luźno na stoliku. Chłopak w odpowiedzi ściska delikatnie jego palce i gładzi kciukiem jego knykcie czekając cierpliwie na odpowiedź mimo tego, że brunetowi zajmuje ona wieki.
– Miałem na myśli... Zostań ze mną tutaj już na zawsze – szepcze, myśląc, że nie do końca jest to kłamstwo. – Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak w trakcie tego weekendu, nie chce żeby się kończył. Nie chce wracać do domu do matki, która cię nienawidzi i nawet nie wiem czemu tak jest. Nie chcę wracać do Roba, który od miesięcy nie odezwał się do mnie słowem. Chcę tu zostać...
Uśmiech Louisa słabnie lekko, gdy Harry wspomina o swojej mamie i ojczymie, jednak po ostatnim zdaniu, które opuszcza jego pełne wargi, twarz szatyna ponownie się rozpromienia. Zupełnie tak, jakby na moment się zamyślił, dosłownie na sekundę odpływając gdzieś daleko, gdzieś, gdzie Harry prawdopodobnie nie miał jeszcze wstępu.
– Poradzimy sobie z tym, Harry. Poradzimy sobie ze wszystkim – szepcze cichutko w odpowiedzi, a w jego oczach skrywa się błysk obawy. – Najważniejsze jest to, że mamy siebie, tak? Ty i ja przeciw całemu światu?
Brunet zrywa na moment spojrzenie, które dzielą, by zerknąć na ich splątane palce i kiwa delikatnie swoją głową, zanim ponownie patrzy w oczy swojego chłopaka.
– Ty i ja przeciw wszystkiemu.
~
– Cholera jasna, kolejka była okropna, nie wierzę, że zgodziłem się wyjść do sklepu tylko dlatego, że zachciało ci się czekolady z orzechami, Harry. Następnym razem pójdziesz sobie sam i–
Styles uśmiecha się delikatnie, spoglądając w bok na Louisa, który zatrzymał się w progu pokoju, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami. Policzki Harry'ego są zarumienione, a oczy błyszczą w ekscytacji, lecz nie mówi nic, czekając aż to szatyn odezwie się ponownie.
– Znowu się malujesz? Wychodzimy gdzieś? – pyta z małym uśmiechem, zamykając drzwi z cichym kliknięciem i obserwując uważnie, jak Harry pokrywa swoje usta zupełnie inną niż do tej pory pomadką. – Czy to błyszczyk? Skąd go masz?
CZYTASZ
Don't Hold Your Breath, Harry |larry stylinson pl|
FanfictionWyjście z szafy jest trudne. Szczególnie wtedy, gdy nie wiesz, czy masz wsparcie wśród najbliższych, ale jesteś za bardzo przerażony, by się przed nimi otworzyć, a sprawy mogą skomplikować się jeszcze bardziej, gdy sam nie jesteś do końca pewien swo...