Pogoda w ostatnim czasie zaczęła się zmieniać (co zwiastowało nadchodzącą wiosnę) i Harry nie może być bardziej szczęśliwy, gdy jego znoszone trampki, które ma na sobie codziennie, nareszcie zaczynają pasować do aury panującej na dworze.
Jest piątek, co normalnie oznaczałoby to, że w końcu może wyluzować i obejrzeć jakiś serial na Netflixie lub pobawić się ze swoją młodszą siostrą, którą w ostatnim czasie niestety zaczął zaniedbywać.
Jednak oprócz tego, że jest piątek, jest też końcówka marca co oznacza, że egzaminy Louisa są za mniej niż miesiąc i potrzebuje on teraz obecności i pomocy Harry'ego bardziej niż ktokolwiek na tym świecie.
Dlatego też brunet opuszcza swój dom zaraz po obiedzie i wstępuje do pobliskiego sklepu by kupić jakąś czekoladę i owoce, zanim udaje się do domu Louisa z małym uśmiechem na twarzy. Uwielbia pomagać mu w nauce i mimo tego, że jest o jedną klasę niżej, czasami wie więcej niż jego, nieco leniwy, lecz nadal niesamowicie mądry chłopak.
Pokonuje szybko dwa schodki, prowadzące na werandę i już unosi dłoń by sięgnąć nią do dzwonka, kiedy znajomy głos Jay sprawia, że zamiera w miejscu.
– Witaj, skarbie.
Siedemnastolatek szybko zerka w bok, gdzie wśród przeróżnych narzędzi ogrodowych porozrzucanych po trawniku klęczy mama Louisa, widocznie zarumieniona od zapewne wielogodzinnego wysiłku. Na jej policzku jest mała ciemna smuga utworzona prawdopodobnie z ziemi, którą wydaje się przekładać z dużego worka do doniczki, jednak uśmiech na jej twarzy jasno wskazuje na to, że jest odprężona dzięki pracy w ogrodzie.
– Um, dzień dobry, przyszedłem do–
– Louisa, tak wiem – kobieta uśmiecha się do niego jeszcze szerzej, dając mu tym samym znak, że prawdopodobnie to jest logiczne, iż jego obecność w ich domu prawie co drugi dzień odkąd wrócili z Londynu jest spowodowana tylko i wyłącznie Louisem, no ale cóż, w końcu są przyjaciółmi i są też w związku, tak? To chyba normalne, że ostatnio chcą przebywać tylko i wyłącznie w swojej obecności.
– Tak, do Louisa. Mamy dzisiaj powtarzać historię, więc sporo pracy przed nami – odpowiada prędko, po czym ponownie unosi dłoń by zadzwonić dzwonkiem do drzwi, ale wtedy Jay podnosi się z miejsca, w którym klęczy na trawniku i podchodzi bliżej, a dziwny błysk w jej oczach znowu zatrzymuje go przed wejściem do środka.
– Chciałam cię tylko uprzedzić, że... Louis jest dzisiaj jakiś... Dziwny. Nawet mnie się oberwało przy obiedzie, gdy zapytałam czy przyjdziesz wieczorem tak jak zawsze – mówi, wycierając ubrudzone ziemią dłonie w ciemny fartuch, który ma obwiązany dookoła bioder. – Ale pewnie i tak zauważyłeś jego zachowanie już dzisiaj w szkole, więc nawet nie wiem czemu zawracam ci głowę – dodaje natychmiast, a jej śliczna twarz rozpromienia się jednym z najpiękniejszych uśmiechów, które zwykła posyłać jedynie swoim dzieciom, jednak ostatnio zdarzało się, że często uśmiechała się dokładnie w ten sam sposób do Harry'ego. – Leć do niego, pewnie się ucieszy, że jesteś.
A więc chłopak kiwa jedynie swoją głową, odwzajemniając mały uśmiech i bez większych ogródek wchodzi do domu, zapominając już o zadzwonieniu czy pukaniu, ponieważ cóż, teoretycznie Jay już i tak zaprosiła go do środka. Dlatego też natychmiast zrzuca ze stóp swoje trampki, zostawiając je w przedpokoju i, najciszej jak potrafi, przemyka w stronę tylnej części domu, w której znajduje się sypialnia szatyna.
Nie jest w stanie nic poradzić na przyspieszone bicie swojego serca, ponieważ słowa Jay totalnie go zszokowały. Spędził dzisiaj każdą przerwę w szkole z Louisem i nie zauważył żadnego zachowania wskazującego na to, że chłopak może być zdenerwowany lub "dziwny" jak to powiedziała jego mama.
CZYTASZ
Don't Hold Your Breath, Harry |larry stylinson pl|
FanfictionWyjście z szafy jest trudne. Szczególnie wtedy, gdy nie wiesz, czy masz wsparcie wśród najbliższych, ale jesteś za bardzo przerażony, by się przed nimi otworzyć, a sprawy mogą skomplikować się jeszcze bardziej, gdy sam nie jesteś do końca pewien swo...