Rozdział 38

2.6K 109 13
                                    

Szarpałam się jak tylko mogłam by się uwolnić, ale to nic nie pomagało. Bellamy umierał na moich oczach, a ja nie mogłam nic zrobić. Do końca czasu pozostało dziesięć sekund i dopiero wtedy Gale wyłączył mechanizm.

- I po krzyku. - zaśmiał się mężczyzna.

- Pomóż mu! Błagam cię! - błagałam. - To twój syn!

- Ja nie mam syna. - odparł i chciał wyjść z magazynu, ale wtedy do środka weszła policja. Mężczyźni otoczyli go i skuli.

- Clarke! - Octavia podbiegła do mnie i mnie uwolniła, a Murphy i Lincoln pobiegli do Blake'a.

Gdy tylko się uwolniłam ruszyłam pędem do chłopaków.

- Bellamy... - uklękłam przy nim i pomogłam chłopakom zdjąć pętlę z jego szyi. On... Nie oddychał. - Nie, nie, nie, nie... - płakałam, a po chwili podbiegli do nas ratownicy i zaczęli odratowywać Blake'a.

Podciągnęli jego koszulkę i użyli defibrylatora.

- Nic... - powiedział jeden z ratowników.

- Jeszcze raz. - powiedział lekarz.

- Ładowanie, odsunąć się. - ponowili próbę lecz wciąż nie było pulsu.

- Błagam cię, Bell... - płakałam, a lekarze po raz kolejny użyli sprzętu, a po chwili jeszcze po raz kolejny, ale wciąż nic.

Próbowali tak jeszcze kilka razy, ale nic nie pomagało.

- Przykro mi... - powiedział lekarz.

- Nie... - pokręciłam głową. - On nie odszedł... - ujęłam jego twarz w dłonie. - Bell... - płakałam. - Bellamy... Wiem, że mnie słyszysz... - mówiłam. - Obudź, się. Obudź się, błagam cię... Nie dam rady bez ciebie... - płakałam. - Bell... Błagam...

- Clarke... - Octavia położyła dłoń na moim ramieniu. - On odszedł...

- Nie! - spojrzałam na nią. - Nie odszedł! Jest na to zbyt silny! - spojrzałam z powrotem na bruneta i ponownie ujęłam jego twarz w dłonie. - Wiem, że mnie słyszysz... - pogładziłam kciukami jego policzki.- Wiem, że mnie słyszysz... A teraz obudź się... Blake! Ty cholerny draniu, wstawaj! - krzyknęłam. - Wróć do mnie! - płakałam. - Nie pozwolę ci odejść... Nawet o tym nie myśl, za bardzo mi na tobie zależy. - uderzyłam go jedną ręką w klatkę. - Wstawaj, draniu! Słyszysz?! Blake, błagam cię...! - przyjaciele na początku chcieli mnie od niego odciągnąć, ale później już sami nie dawali rady i płakali razem ze mną. - Jesteś zbyt silny by tak odejść... - mówiłam do niego. - Mogłeś skoczyć z tamtego dachu, ale tego nie zrobiłeś... Zostałeś tu, dla mnie... Więc teraz zrób to jeszcze raz... Błagam cię... Nie skacz z tego cholernego dachu i do mnie wróć! - krzyknęłam. - Wróć do mnie... - zapłakana położyłam głowę na jego klatce piersiowej. - Wróć... - błagałam.

Wtulona w jego tors pozwoliłam wybuchnąć emocjom. Przyjaciele również nie ukrywali łez.

Przeszliśmy tak wiele i tak ma się to wszystko teraz skończyć? Po tym wszystkim co przeszliśmy...? Mam go teraz tak po prostu stracić?

Jest całym moim światem... Nie potrafię bez niego żyć...

- Nie mogę cię stracić... Nie ciebie... - płakałam. - Wróć do mnie...

Po chwili podeszła do mnie moja mama.

- Kochanie... - położyła dłonie na moich ramionach. - Chodź. - powiedziała. - Pozwól mu odejść...

- Nie! - krzyknęłam i spojrzałam na nią. - Mamo, ja nie mogę go stracić! Nie jego!

Lekarze wykorzystali chwilę mojej nie uwagi i chcieli schować ciało bruneta. Szarpnęłam się i chciałam im tego zabronić, ale Murphy złapał mnie i powstrzymał.

- Puść mnie! - krzyczałam i się szarpałam, ale chłopak był zbyt silny.

Nie mogą mi go zabrać...

- Bellamy! - krzyknęłam, a mój głos odbił się echem.

Lekarze jednak wstrzymali się przed schowaniem ciała. Zerknęli na mnie, a potem z powrotem na Bellamy'ego. Po sekundzie dało się słyszeć głośnie wzbieranie powietrza.

Wykorzystałam chwilę nieuwagi przyjaciela i podbiegłam z powrotem do Bellamy'ego. On... On żył! Obudził się!

Brunet łapczywie zaczął łapać powietrze i nie wiedział coś się wokół niego dzieje. Uspokoił się dopiero, gdy ujęłam jego twarz w dłonie.

- Bellamy...? - szepnęłam ze łzami w oczach.

- Clarke... - chłopak odetchnął z ulgą, gdy mnie zobaczył. Miał lekką chrypę po tym co się wydarzyło, ale żył!

- Ty draniu! Wystraszyłeś mnie. - trzepnęłam go w ramię, a potem pomogłam mu usiąść i mocno go przytuliłam co on od razu odwzajemnił. Zdaje się, że w tym momencie wszystkim ulżyło. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz, słyszysz?! - spojrzałam mu w oczy.

- Pod jednym warunkiem... - wychrypiał.

- Jakim?

- Obiecałaś mi randkę... - powiedział. - Musisz na nią założyć tą czerwoną sukienkę od Octavii. - dodał na co się zaśmiałam i go pocałowałam.

- Obiecujesz? - spytał, gdy się nieco od siebie odsunęliśmy.

- Obiecuję... - uśmiechnęłam się, odgarnęłam kosmyk jego rozczochranych włosów z twarzy i ponownie go pocałowałam.

Ponad Wszystko | Bellarke (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz