Rozdział 8

60 6 0
                                    

Przy 3 piłce serwowałam mocniej, więc nawet najlepszym odbierającym zajęło więcej niż jedno podejście aby przyzwyczaić się do siły uderzenia. Co prawda nie serwowałam z całą siłą, głównie dlatego że chciałam przyzwyczaić ich do mocnych uderzeń. Ale nie miałam zamiaru nikogo nabawić kontuzji, szczególnie, że odbieraniem najgorszych piłek zajmie się obrona, z którą mam zamiar potrenować za chwilę. Przeszłam pod siatką i podeszłam do chłopaków już z odległości otwierając usta.

- Cieszę się, że większości z was udało się przyzwyczaić do mocniejszych zagrywek dosyć szybko. Jednak jak pewnie wiecie żaden z głównych serwujących waszych przeciwników nie ma tak słabego uderzenia. Uważam, że część z was powinna skupić się na podstawowych umiejętnościach odbierania, natomiast główni obrońcy będą musieli przyzwyczaić się do silnych uderzeń.

-Dobrze, ale gdzie znajdziemy serwującego o sile chociażby zbliżonej do tej Oikawy czy Wakatoshiego?

-Nie lubię być lekceważona, Tanaka- posłałam mu wredny uśmieszek i podniosłam piłkę z ziemi, którą odbiłam kilka razy o parkiet. Wypuściłam powietrze i stając pod większym kątem niż zazwyczaj do siatki wyrzuciłam piłkę wysoko do góry. Ruszyłam biegiem i około 20 centymetrów od linii końcowej zamachnęłam się rękoma do tyłu i wyskoczyłam z całej siły zmagazynowanej w zgiętych nogach. Moja ręka przecinała powietrze aż natrafiła na miękki przedmiot, który najpierw odkształcił się pod siłą uderzenia a następnie sprężyście odbił od dłoni dodając sobie jeszcze większej prędkości. Zanim wylądowałam piłka z ogromną szybkością uderzyła w końcową linię po przeciwnej stronie boiska, a po odbiciu od parkietu poleciała wysoko na półpiętro gdzie mogliby stać widzowie. Odwróciłam się spokojnie do osłupiałych nastolatków.- Nie zapominaj, że trenowałam przez rok z Ushijimą. Też umiem co nieco.- położyłam rękę na biodrze i z chytrym uśmieszkiem zapytałam.- To kto jest głównym obrońcą poza libero?- odpowiedziała mi cisza, po której wyrwany z oniemienia Daichi wystąpił do przodu razem z Asahim i Tanaką.

-Zatrzymamy każde uderzenie.- powiedział pewnie kapitan podnosząc pozostałych na duchu.

-Obyś dotrzymał słowa- uśmiechnęłam się kpiąco.- Reszta będzie serwować razem ze mną, w waszym kierunku- pokazałam palcem na obrońców- będą leciały jedna po drugiej, najpierw dwie potem trzy piłki. Postarajcie się odebrać jak najwięcej, a serwujący starajcie się celować w miejsca, które waszym zdaniem są poza zasięgiem ich ramion.

Radzili sobie niesamowicie dobrze, co w sumie nie powinno mnie zaskoczyć. Cała obrona Karasuno opierała się na tych kilku filarach, jednak obawiałam się, że jeśli któregoś zabraknie to podłoga im się załamie a oni popadną w czeluść bez wyjścia. Szczególnie jeśli tym kimś będzie kapitan, szkoda o tym głośno mówić, ale nie wydaje mi się żeby ktokolwiek inny umiał ich tak bardzo podnieść na duchu. Mój mózg miał stanowczo dosyć zbędnego dotlenienia przez moje ciągłe wzdychanie. Ale co miałam poradzić, od zawsze moje myśli z wesołych szybko zamieniały się na ponure i pesymistyczne. 

Na koniec treningu mogłam zauważyć, że większość padała z nóg a pozostali ledwo trzymali się na nogach. Nakazałam im porozciągać się zanim wyjdą aby jutro nie mieli zakwasów, ale część zapewne nie posłucha. Pożegnałam się machnięciem ręki i prędko ruszyłam  kierunku domu, po drodze wchodząc do sklepu po potrzebne produkty. W momencie płacenia przypomniałam sobie, że przecież w niedzielę powinnam pracować. A jako, że zostałam wezwana na obowiązkowe spotkanie ligi, które na pewno ma coś wspólnego z moim rzekomym "wyrzuceniem" o którym ktoś rozpowiada okropne plotki. 

Wzdychając ciężko weszłam do kawiarni, w której pracowałam i udałam się na zaplecze do biura mojego szefa. A raczej starego dusigrosza, przybierając najlepszy uśmiech jaki potrafiłam weszłam po uprzednim zapukaniu do małego pokoiku. Spokojnie mógł to być w przeszłości jakiś składzik, ale najwidoczniej mój kochany szef, którego zdążyłam zniecierpieć w jeden dzień postanowi, że musi mieć własny gabinet. Nie wiem za kogo on się uważa, ale potrzebuję tego dnia wolnego więc nie będę nawet próbować się kłócić.

Maybe we can try?! [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz