- Nie rozumiem co masz na myśli?- brunetka odgarnęła włosy za ucho i przyjrzała mi się uważnie czekając na dalsze wyjaśnienia.
-Prawie nikt nie zna prawdy o tamtym wydarzeniu, wmawiałam sobie i innym, że tabloidy kłamią. Wszystko było dobrze w akademii, nie zawierałam głębszych relacji z współzawodniczkami i tak jak cała szkoła stawiałam na indywidualną siłę. Dopracowałam moje słabsze strony abym nie musiała się martwić, że kogoś zawiodę. A będąc otoczona graczami o podobnym nastawieniu nie musiałam się martwić o innych. A teraz jestem tutaj...-przerwałam na moment zbierając myśli- Drużyny Karasuno walczą zespołowo i polegają jeden na drugim, nie wiem czy wciąż jestem w stanie tak grać.- posłałam jej blady uśmiech i wróciłam do podziwiania krajobrazu
-Nie wiem co tak na prawdę wydarzyło się te dwa lata temu- westchnęła przeciągle- Ale wiem, że potrzebujemy cię w zespole. Będziemy musiały się zmierzyć między innymi z twoją dawną drużyną, a na krajowych na pewno spotkamy przynajmniej część tamtych zawodniczek. Nie chcesz zagrać przeciwko nim i pokazać, że wciąż robisz to co kochasz?
- Półfinałowy mecz z tamtych zawodów- zaczęłam opowieść wiedząc, że jeśli dziewczyna nie pozna prawdy a ja dam się namówić na propozycję, nie będę w stanie sobie tego wybaczyć- nasza libero wyskoczyła aby odebrać piłkę, która poleciała daleko w bok jednak wciąż była szansa. Skupiłam się na niej i nie zważając na otoczenie biegłam do niej, udało mi się przebiłam ją i szczęściem trafiłam w boisko. Wygrałyśmy tamten mecz, awansowałyśmy do finału i...straciłyśmy libero. Poślizgnęła się na parkiecie i leciała w kierunku ławki, tej samej na którą ja wskoczyłam aby odbić piłkę. Uderzyła w nią z takim impetem, że zrzuciła mnie prosto na siebie. Dziewczyna złamała dwa żebra i nogę a jej gra była skończona, mogłam ją osłonić przed tym uderzeniem gdybym tylko odpuściła ten jeden punkt. Ja to wiedziałam i pozostałe zawodniczki też to wiedziały, moje rzekome przyjaciółki odwróciły się ode mnie.- dziewczyna wbiła we mnie zdezorientowane spojrzenie- Ten mecz co widziałaś to nie było poddanie się czy utrata woli walki, to była kara. Zostałam ukarana przez pozostałe zawodniczki, bo zamiast ratować nasze libero wolałam pognać za piłką. Zwycięstwo stało się dla mnie ważniejsze niż drużyna i zapłaciłam za to wysoką cenę, a potem niczym tchórz z podkulonym ogonem uciekłam od moich znajomych i całej sytuacji tłumacząc się miejscem w akademii Shiratorizawa.- ucichłam kończąc moją opowieść.
-Przecież takie rzeczy się zdarzają.- zaczęła zdziwiona nie rozumiejąc na czym polegał problem
-Tak, wypadki się zdarzają...Drużyna karząca jednego z graczy już raczej nie.
-Ty się boisz...- skrzyżowałam wzrok z jej ciemnymi oczami- Boisz się, że jak znowu dołączysz do takiej drużyny, w której zawodnicy pilnują siebie nawzajem, ograniczysz swój samodzielny rozwój za co znowu ci się oberwie.- przytaknęłam powoli wiedząc, że nie mam powodu by ściemniać.- Mogę cię zapewnić, że u nas każdy błąd na boisku należy do całej drużyny nie do pojedynczej osoby.
-Zrobimy tak- wyprostowałam się na wprost dziewczyny- jeśli dacie radę przejść pierwsze eliminacje bez mojego udziału dołączę do was i pomogę, zgoda?- po chwili zawahania uścisnęła moją wyciągniętą dłoń i przystała na moje warunki.
Po męczącym dniu w szkole trening był jak odprężające wakacje na plaży, z uśmiechem oglądałam poczynania zawodników. Co jakiś czas zapisując ważne spostrzeżenia jednak głównie skupiłam się na podziwianiu jak szybko stali się silniejsi. Ich wola walki była wręcz oślepiająca, a zacięte miny przyprawiały o przyjemne dreszcze na karku. Trochę przykry był fakt, że istnieje prawdopodobieństwo, że już niedługo nie będę ich menadżerką. Mimo krótkiego czasu spędzonego na wspólnym treningu zdążyłam polubić te zwariowane osobowości, a nawet docenić ich potencjał. Mają szansę zwyciężyć, z resztą jak każdy, ale będzie to ciężka droga i każda kolejna przeszkoda będzie gorsza do pokonania. Wiedziałam to i ja i oni, ale wciąż walczyli, nie poddawali się i pomagali sobie nawzajem. Byli prawdziwą drużyną, która była przykładem dla reszty. Gdyby skupiali się na indywidualnej sile pewnie nigdy nie doszli by tak daleko, ale jako zespół przewyższali większość.
Uprzedziłam trenera o propozycji Michimiyi, na co mężczyzna tylko pochwalił mnie. Nie powiem zdziwiła mnie jego reakcja, ale również cieszyłam się, że wspierają mnie w moim wyborze. Nakazał chłopakom poodbierać moje serwisy, szczególnie te najmocniejsze, nad którymi strasznie ciężko jest zapanować. Wiedziałam jaki ma w tym cel, obaj kapitanowie najsilniejszych szkół w prefekturze posiadali niesamowicie silne zagrywki, którymi często zdobywali wiele punktów. W końcu moja zagrywka była oparta na naukach od Tooru oraz Ushiwaki, więc można powiedzieć, że to takie dwa w jednym.
Ustawiłam się za linią końcową boiska i wyrzucając piłkę wysoko w górę rozpoczęłam kilkudziesięcio minutową serię. Po wszystkim wszyscy byliśmy zmęczeni, ale i zadowoleni z małych sukcesów w odbiorze. Najlepiej dawali sobie radę Noya i Daichi, co w sumie nie było niczym dziwnym, jako centra obrony musieli być w stanie odebrać chociaż część serwisów.
Podczas powrotu towarzyszył mi kapitan, który jak sam się tłumaczył szedł w tą samą stronę. Co było dla mnie trochę dziwne, dlatego kiedy odeszliśmy wystarczająco daleko od szkoły przerwałam panującą między nami ciszę i spojrzałam kątem oka na bruneta.
-O czym chciałeś pogadać?- spojrzał na mnie zdziwiony po czym uśmiechnął się lekko i podrapał po lewym policzku.
-Jestem aż tak oczywisty?- zaśmiałam się i pokiwałam głową.- Wiesz byłem dzisiaj koło sklepiku...
-Jak chcesz mi dać wykład o tym jak bardzo źle potraktowałam tą dziewczynę to daruj sobie- zignorowałam jego pytające spojrzenie i dokończyłam z westchnięciem- Czuję się okropnie i bez twojej pomocy, poza tym już ją przeprosiłam i zawarłyśmy układ.
-Ja właśnie o tym...Bo widzisz nie wiem czy poradzą sobie w preeliminacjach bez ciebie, tak na prawdę zawodniczka, która odeszła była ich asem.- zamilkł na moment zbierając myśli.- Wydaje mi się, że powinnaś się zgodzić.
-A mi się wydaje, że zbytnio panikujesz- posłałam mu kpiące spojrzenie- Jeśli nie potrafią dostać się do faktycznego etapu zawodów bez mojej pomocy, to nawet ze mną nie zajdą daleko. Trochę wiary człowieku!- dałam mu kuksańca w bok i zaśmiałam się.- Ale nie myśl sobie, że wam odpuszczę tylko dlatego, że wracam do gry.- pogroziłam mu palcem na co zareagował śmiechem.
-Na to liczę.
Odprowadził mnie praktycznie pod samo mieszkanie, a kiedy ponownie go zapewniłam, że dziewczyny sobie poradzą odszedł uprzednio się ze mną żegnając. Pokręciłam tylko głową i z uśmiechem otworzyłam drzwi.
*-*-*-*-*-*-*
Hejka, wracamy do rozdziałów regularnych :) Miałam małe zamieszanie ze wszystkimi rzeczami i nie byłam w stanie dodawać rozdziałów, teraz postaram się to robić przynajmniej dwa razy w miesiącu ^.^
CZYTASZ
Maybe we can try?! [PL]
Fiksi Penggemar- Dlaczego tak bardzo nas nie cierpisz? - To nie tak, że już mi na was nie zależy...Ja po prostu nie jestem tą samą osobą jaką mnie zapamiętałeś. - Ja też nie jestem tym samym chłopakiem, który uczył cię grać...Czemu nie dasz sobie szansy na bycie s...