Zdrapałam się z łóżka z ogromnym bólem stawu kolanowego, nie było zbytnio zewnętrznych objawów dzięki czemu nie musiałam się martwić, że ktoś coś zauważy. Obłożyłam kolano, poprzedniego wieczora, workami z lodem. Ale jak widać nie pomogło zbytnio, użyłam kilkunastu maści, dzięki, którym byłam w stanie w miarę normalnie się poruszać. Łyknęłam kilka tabletek przeciwbólowych, a resztę spakowałam do torby. Z każdym krokiem miałam wrażenie jakby coś przeskakiwało mi w miejscu stawu, ale całe szczęście tylko mi się wydawało. Po pewnym czasie mogłam już spokojnie biec w kierunku szkoły, nie czułam zbytniego bólu, więc postanowiłam zagrać w meczu.
Nie do końca wiem co mną kierowało w podjęciu takiej a nie innej decyzji, ale chciałam zagrać. Pierwszy raz od dłuższego czasu na prawdę miałam ochotę zagrać w szkolnych zawodach. A co najgorsze dla mnie miałam ochotę zagrać z własną drużyną, porzuciłam te wartości opuszczając Tokio. Nigdy nie pomyślałabym, że ponownie w mojej głowie pojawi się zmartwienie o inne zawodniczki. Zawsze miałam szczególnego pecha do zespołów, więc idąc do liceum postanowiłam nie przejmować się nimi i robić wszystko co tylko mogę aby wygrać. Nawet jeśli oznaczało to wykorzystanie własnej drużyny.
"W końcu na boisku jestem potworem..."
Docierając na stadion sprawdziłam rozpiskę, okazało się, że mój mecz zaczynał się około 20 minut później niż chłopaków. Więc zostawiając swoje rzeczy w szatni, ubrana już w strój sportowy i czarną bluzę Karasuno, udałam się na boisko. Nie zdziwił mnie ogromny tłum uczniów Shiratorizawy, wszyscy ubrani w mundurki szkolne i wykorzystując instrumenty muzyczne dopingowali swoich zawodników. Ich krzyki przytłaczały wręcz przeciwną drużynę, ale zawodnicy byli nad wyraz spokojni, a przynajmniej większość z nich. Kończyłam dyskutować z trenerem na temat moich zapisków, przez robienie ich późno w nocy nie mógł się zbytnio doczytać, kiedy w całej hali rozniósł się radosny okrzyk. Po chwili wszyscy obecni bili brawo albo krzyczeli przez tuby, wszystko spowodowane było wchodzącą na arenę męską drużyną Shiratorizawy. Przeprosiłam chłopaków i skierowałam się na drugą stronę siatki do machającego mi Tendo.
Część kruków postanowiła poodbijać do siebie piłkę póki nie ogłoszą czasu wyznaczonego na rozgrzewkę. Nishinoya oraz Daichi stali najbliżej siatki z pośród wszystkich par zawodników, libero był bardzo zaciekawiony rozmową po drugiej stronie i co jakiś czas swoimi odbiciami kierował kapitana w tamtą stronę.
-Co masz taką niemrawą minę, Noya?- ciemnowłosy złapał podaną do niego piłkę i przyjrzał się drugoklasiście, który wyraźnie był zainteresowany konwersacją po drugiej stronie boiska.- Czyżbyś się martwił?- kpiący uśmiech wpłynął mu na usta.
-Jedyne co mnie martwi to fakt, że nasza menadżerka tak dobrze się bawi z nimi- wskazał głową na dwóch wysokich chłopaków w fioletowych strojach.
-Nie jest już naszą menadżerką, a to są jej dawni znajomi.- pokręcił głową śmiejąc się lekko z kolegi.
-Wiem, ale nie jesteś ciekaw o czym rozmawiają? Może właśnie komentują naszą grę...- chłopak nachylił się lekko do bruneta i rozejrzał na około jakby właśnie wyjawiał jakąś konspiracyjną teorię.
Tymczasem po przeciwnej stronie rozbrzmiewała wesoła dyskusja między przyjaciółmi, czerwonowłosy chłopak próbował jak najszybciej streścić co się działo w szkole kiedy jej nie było. Po czym nagle zmienił temat i opowiadał ciekawe historie z jego weekendów w domu.
-A kiedy się obejrzałem młody taplał się w najlepsze w kałuży.- chłopak rozłożył ręce i spojrzał z szerokim uśmiechem na swoich towarzyszy.
-Boże jakiś ty nieodpowiedzialny Tendo- brunetka zaśmiała się głośno, a kamienna mina Ushiwaki tylko potęgowała jej rozbawienie. Zielonowłosy był jedynakiem więc nie za bardzo rozumiał problemy posiadania rodzeństwa, szczególnie młodszego jak jego współlokator.
Niedługo potem chłopaki rozpoczęli rozgrzewkę a ja musiałam się udać do własnej szatni, podeszłam jeszcze szybkim krokiem do zawodników z mojej nowej szkoły i wbiłam się do środka okręgu. Posłałam im zadowolony uśmiech i mówiąc jak najszybciej potrafiłam aby nie zabierać im zbyt dużo czasu wypowiedziałam się.
-Życzę wam powodzenia, uważajcie na czerwonowłosego, uwielbia robić opóźnione ataki.- spojrzałam na Tsukkishimę, który najprawdopodobniej był w stanie go powstrzymać.- Oprócz tego z Wakatoshim zrobicie tak jak ćwiczyliśmy, ale uważajcie jeszcze na numer 8. Od kiedy dołączył do drużyny stara się przegonić ich asa, kiedy będzie miał okazje będzie się popisywał, łatwo go sprowokować, ale posiada również silny atak po crosie.
Kilkadziesiąt minut później mecz trwał w najlepsze, a ja musiałam zająć się własną grą. Kolano nie dokuczało mi aż tak bardzo jak rano, więc ograniczyłam ilość leków przed grą. Miałam ogromną nadzieję, że uda mi się przetrwać tą grę bez większego obciążania stawu. Niestety jako sportowiec doskonale zdawałam sobie sprawę z ryzyka jakie podjęłam wychodząc na boisko. Już nie mówię tutaj o zawiedzeniu drużyny, którego bardzo chciałam uniknąć, ale o zniszczeniu własnej kariery przez jeden mecz w liceum.
Jakby tego było mało ciągle posiadałam to okropne wrażenie, że przegramy. Nie potrafiłam go z siebie strząsnąć ani na rozgrzewce, ani po pierwszym zwycięskim secie. W głowie ciągle majaczyła mi myśl, że to jedyny set jaki uda nam się wygrać. Mimo wszystkich dobrych zagrywek, udanych ataków czy obrony...moja umiejętność czytania jeszcze nigdy się nie pomyliła. Zawsze dokładnie potrafiłam przewidzieć wynik, bazowałam na zwykłej obserwacji drużyn i poszczególnych zawodników. A żeńskie liceum, z którym właśnie grałyśmy znałam aż za dobrze. W zeszłym roku ledwo udało nam się z nimi zwyciężyć, są naprawdę mocną drużyną. Prawdopodobnie gdybyśmy przegrały z nimi to one wróciłyby do domu z pucharem.
Zapomniałam o bólu na kilka krótkich chwil całkowicie oddając się grze, a dokładniej opierając się temu co nieuniknione. Niestety moja umiejętność uwielbiała udowadniać, że ma racje. Pod koniec ostatniego seta ból stawał się już nie do zniesienia, ale grałam...walczyłam do końca, chociaż wiedziałam, że przegramy. Czasem wolałabym żyć w słodkiej nieświadomości jak pozostałe zawodniczki.
"Moja umiejętność potrafi być dużym utrapieniem"
CZYTASZ
Maybe we can try?! [PL]
Fanfiction- Dlaczego tak bardzo nas nie cierpisz? - To nie tak, że już mi na was nie zależy...Ja po prostu nie jestem tą samą osobą jaką mnie zapamiętałeś. - Ja też nie jestem tym samym chłopakiem, który uczył cię grać...Czemu nie dasz sobie szansy na bycie s...