Rozdział 25

15 1 0
                                    

Usiadłam skulona pod ścianą jednego z korytarza, objęłam ramionami nogi i oparłam czoło o kolana. Patrzyłam w dół i oddychałam spokojnie, ale żadne łzy czy nawet poczucie winy nie przyszło. Nie poczułam tego okropnego ucisku w klatce piersiowej, którego nigdy nie chciałam już czuć. Jakaś część mnie miała ochotę poczuć te wszystkie emocje, ale nic nie przychodziło. Podniosłam głowę i oparłam ją o zimną ścianę za mną, wciąż w stroju sportowym z niedbale narzuconą bluzą na ramiona. Przymknęłam oczy i wypuściłam powietrze, siedziałam tak kilkanaście minut aż usłyszałam kroki. Nie otwierając oczu odezwałam się do osoby.

-Skąd wiedziałeś, że tu będę?- chłopak przysiadł się obok mnie i z jedną nogą zgiętą w kolanie oparł się ciężko o ścianę.

-W końcu tak samo wyglądało jedno z naszych pierwszych spotkań- wypowiedział po chwili ciszy, a ja w końcu otworzyłam oczy widząc zielonowłosego chłopaka obok mnie.- Tylko, że wtedy było to przed pierwszym meczem eliminacyjnym.

-Hahah tak i obiecaliśmy sobie, że oboje pojedziemy na krajowe.- zaśmiałam się wesoło, po czym oparłam głowę o jego ramię.- Dobrze, że w tym roku niczego sobie nie obiecaliśmy.

Nie miałam pojęcia, że za rogiem stoi dwójka trzecioklasistów. Kapitan i jego zastępca poszli mnie szukać jako, że bus za nie długo odjeżdżał. Zatrzymali się w ciemnym korytarzu przysłuchując się w ciszy naszej rozmowie i co jakiś czas wymieniając spojrzenia, nie byli pewni czy powinni nam przerywać.

-Jak się czujesz po przegranej?

-Mogłabym zapytać cię o to samo, Ushi...- kolejna chwila ciszy rozlała się po pustym korytarzu.- Zadziwiająco nie mam poczucia winy- podniosłam głowę z jego ramienia i poprawiłam rozwalającego się kucyka.- Nigdy nie pomyślałabym, że z takim spokojem oddam ten puchar.

- Zmieniłaś się odkąd odeszłaś...- zielonowłosy przeniósł swoje spojrzenie na mnie.

- Tylko dlatego, że nikt nie zrzuca cię w środku nocy z łóżka nie oznacza, że się zmieniłam- uderzyłam go po przyjacielsku w ramię.- Ale wiem co masz na myśli, od początku wiedziałam, że przegramy ten mecz a mimo wszystko walczyłam do końca. Rzucałam się do każdej pieprzonej piłki chociaż obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę się starać dla żadnej drużyny.

- Więc dlaczego to zrobiłaś?

- Moja kariera kończy się razem z ukończeniem liceum i oboje o tym wiemy, już dawno oddałam ten sport. Ale najwidoczniej jakaś część mnie nie chce tak po prostu odpuścić, nie wybaczyłabym sobie gdybym wykorzystała je tylko w celach zdobycia pucharu....

- Mimo wszystko teraz możesz startować w zawodach ligi.

- Wiem, już się nie mogę doczekać treningu- uśmiechnęłam się szeroko.- Muszę tylko zawitać do szpitala i mieć pewność, że mogę grać. - chłopak przytaknął w ciszy jakby o wszystkim wiedział, a ja poczułam ulgę, że nie muszę się tłumaczyć z mojego zachowania.

- Nie będzie mnie na treningu, od jutra biorę zwolnienie w szkole...- spojrzałam na niego zdezorientowana szukając kontynuacji jego słów, niczego się nie doczekałam, ale widziałam jego zbolałą minę.

- Chodzi o twojego ojca, prawda?- nie musiał odpowiadać przytuliłam go mocno i w ciszy siedzieliśmy w niezmienionej pozycji.- Rozumiem, nie martw się niczym...zostaw wszystkie formalności i humory trenerów mnie, a ty rób to czego nie będziesz potem żałował.

- Dziękuję...- podniosłam się z ziemi i otrzepałam mój strój z niewidzialnego pyłu.- Przepraszam za kłopot.- posłał mi blady uśmiech, ponownie ukucnęłam obok chłopaka i pocałowałam go w policzek za nim odeszłam.

- Nie musisz dźwigać wszystkiego sam...- skierowałam się w kierunku szatni, wkładając ręce do kieszeni bluzy.

Przebrałam się sama w ciemnej i opuszczonej wręcz szatni, nikt mi nie przeszkodził. Spokojnie pozbierałam swoje rzeczy i ruszyłam w kierunku wyjścia patrząc na zegarek. Powiadomiłam trenera żeby jechali beze mnie, bo mam kilka spraw do załatwienia. Dlatego teraz sama zmierzałam na przystanek autobusowy, kierowałam się w przeciwnym kierunku niż dom czy szkoła.

Po kilkudziesięciu minutach jazdy w zatęchłym autobusie znalazłam się w małym, jasnym pokoju. Wszystkie ściany były białe, a na podłoga posiadała lśniące kafelki w różnych kolorach. Ocieplało to trochę zimne wnętrze gabinetu ortopedycznego, siedziałam na kozetce i próbowałam uspokoić trzęsące się ręce. Byłam już po kilku różnych skanach i badaniach, ale wciąż nie wiedziałam co się dzieje. Co jakiś czas przychodziła pielęgniarka, która robiła kolejne badania i informowała mnie, że za nie długo lekarz się pojawi.

W końcu w progu pojawiła się radosna osóbka, szczupła kobieta, której brązowe włosy przybierały już odcienie szarości. Powitała mnie wielkim uśmiechem, więc miałam nadzieję, ze niesie dobre wieści.

- To tylko nie wielkie stłuczenie, odpuść sobie większą aktywność sportową w tym tygodniu i powinnaś spokojnie być w stanie wrócić do treningów.

"Najlepsza wiadomość jaką usłyszałam od paru tygodni"

- Jest tylko jeden problem, z tego co widzę w twojej karcie to nie pierwszy raz kiedy uszkodziłaś to kolano, prawda?- przytaknęłam powoli nie wiedząc co ma na myśli.- Póki co wszystko goi się bardzo sprawnie i bezproblemowo, ale następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia...Jeśli nie przystopujesz za kilka lat możesz skończyć na wózku inwalidzkim. 

"Cofam to!"

Podziękowałam i wyszłam z gabinetu, w głowie pojawiła mi się ogromna burza myśli. Nie potrafiłam nad nią zapanować, wiedziałam, że prędzej czy później usłyszę taką wiadomość. Ale teraz dopiero to na prawdę do mnie dociera, a ból w sercu tylko uświadamia mnie, że dalej chce grać, nawet przez chwilę. Nie wyobrażam sobie abym mogła robić cokolwiek innego, ale przecież zawsze mogę zostać trenerem. Dużo zawodników tak robi po kontuzji, nie chcę odpuszczać przed końcem liceum. Obiecałam to kiedyś mojemu bratu i mimo wszystko chcę tej obietnicy dotrzymać. Pomińmy fakt, że kiedy przysięgałam zakończyć moją karierę przed studiami nie należałam jeszcze do ligi i nie pisały o mnie sławne magazyny sportowe....Tylko, że tym razem nie mam wyboru. Nie wyobrażam sobie życia bez siatkówki, ale jeszcze bardziej nie wyobrażam sobie życia bez możliwości poruszania się.

Z głową pełną myśli udałam się w drogę powrotną do mojego mieszkania, jak na złość wszystkie złe i dobre wspomnienia musiały na nowo pojawić się w mojej głowie. Zawsze dotrzymywałam obietnic, ale jakiś cichy głos wewnątrz mnie mówił "Okoliczności się zmieniły, obietnica już nie obowiązuje" . Chciałabym żeby to była prawda, ale wiedziałam, że lekarze mają rację. Może wszechświat wiedział, że chce złamać obietnicę i postanowił zmusić mnie do jej dochowania?!

Położyłam się spać, a myślą pozowliłam krążyć swobodnie w mojej podświadomości. Dzięki ogromnemu zmęczeniu fizycznemu jak i psychicznemu szybko odpłynęłam do krainy Morfeusza.

*-*-*-*-*-*
Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale przeprowadziłam się do innego kraju, wróciłam na studia i strasznie dużo roboty miałam z papierologią. Ale powoli wracam do żywych ^°^

Maybe we can try?! [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz