Rozdział 4.

173 7 0
                                    

Hayley patrzyła na swoją przyjaciółkę. Jej brwi były uniesione tak wysoko, że na jej czole pojawiło się kilka zmarszczek. Hazel jednak wpatrywała się z otworzonymi w zaskoczeniu ustami na chłopaka stojącego parę kroków od nich, który z resztą wpatrywał się w szatynkę równie intensywnie co ona w niego. Chociaż wydawało się, że nie do końca dotarło do niego to, że się znają albo skąd się znają, ale doskonale pamiętał jej imię. Zamrugał kilka razy, jakby budził się z jakiegoś transu, po czym szybkim krokiem przemierzył odległość między nimi i objął Hazel unosząc ją delikatnie ku górze, na co ta się zaśmiała.

— O matko, to naprawdę ty! — pisnęła Hazel, gładząc kciukami jego plecy podczas uścisku. — Myślałam, że jesteś gdzieś na końcu świata — dodała, gdy nieco się do siebie odsunęli, dzięki czemu z powrotem mogli patrzeć sobie w oczy. Jego ręce obejmowały łagodnie jej ramiona, natomiast dłonie Hazel znajdowały się na jego talii.

— Znudziło mi się podróżowanie — odparł, wzruszając ramionami. Na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech i Hazel doskonale wiedziała, że za jego prostą odpowiedzią kryje się coś znacznie poważniejszego. Uśmiech nieco przygasł na jej twarzy, gdy zmarszczyła brwi.

Hayley patrzyła z zaskoczeniem na całą scenę. Była pewna, że obydwoje zapomnieli, że ktoś poza nimi jest w pomieszczeniu, przez co czuła się niesamowicie niekomfortowo. Miała wrażenie, że ich twarze się do siebie zbliżają, jakby mieli się pocałować i gdzieś w jej zamglonym umyśle przemknęła twarz Williama. Chciała odchrząknąć, żeby przywołać ich na ziemię, jednak zamiast tego wyszło coś w rodzaju dziwnego kaszlnięcia, przez które zachłysnęła się własną śliną. Osiągnęła efekt zwrócenia na siebie uwagi, ale jednocześnie jej oczy napełniły się łzami, kiedy pochłonął ją atak kaszlu.

Hazel od razu podeszła bliżej przyjaciółki i poklepała ją łagodnie po plecach, po czym podała jej listek ręcznika papierowego, aby mogła otrzeć łzy. Hayley posłała jej dziwne spojrzenie, ale Hazel kompletnie nie zrozumiała co ta chciała jej przekazać.

— Hayley — powiedziała, widząc, że chłopak jej się przygląda.

— Och, racja. — Hazel pociągnęła dziewczynę bliżej niego. — Jimin, Hayley, Hayley, Jimin — przedstawiła ich sobie wskazując dłońmi raz na jedno, raz na drugie.

Rzucili do siebie krótkie „cześć" i podali sobie ręce, a gdy tylko uścisnęli swoje dłonie Hayley miała wrażenie, że jest to najdziwniejszy moment jej życia. Czuła się tak, jakby czas wokół zatrzymał się, kiedy tylko ich dłonie się spotkały, jakby istnieli w całkiem innym wymiarze, w którym mogli wpatrywać się w swoje oczy i trwać w tym momencie przez długie ziemskie godziny. Byli niemalże tego samego wzrostu, stojąc tak naprzeciwko siebie. Hayley uśmiechnęła się delikatnie, tak jak zawsze robiła to poznając kogoś nowego. Nieco nieśmiało, choć głównie przez to, że zazwyczaj ludzie wydają się bardziej sympatyczni, kiedy się do ciebie uśmiechają, a ona w tamtym momencie chciała wyglądać tak sympatycznie jak tylko mogła. Rzecz jasna nie do końca świadomie, ale starała się zrobić jak najlepsze wrażenie na mężczyźnie.

On również się do niej uśmiechnął, sprawiając, że zaparło jej dech w piersi. Coś było w sposobie w jaki na nią patrzył, co sprawiło, że jej serce zaczęło bić nieco szybciej. Przez chwilę pomyślała, że już nigdy więcej nie chce się od niego odsuwać, ale natychmiast odskoczyła do tyłu, gdy drzwi łazienki się otworzyły, a do pomieszczenia chwiejnym krokiem weszło dwóch mężczyzn w średnim wieku. Popatrzyli zamglonym spojrzeniem na kobiety, skanując je wzrokiem od góry do dołu, po czym jeden z nich uśmiechnął się głupio.

— Możemy się przyłączyć? — wybełkotał wyraźnie dumny ze swojego pytania.

— Ohyda — odparła z grymasem Hazel, po czym zarzuciła rękę na ramiona Hayley i dźgnęła palcem wskazującym ramię Jimina. — Koniecznie do mnie zadzwoń, powinniśmy się spotkać.

lover || jimin [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz