Rozdział 13.

110 5 5
                                    

Miała wrażenie, że czas nigdy nie płynął wolniej.

Racja, wstała tego dnia znacznie wcześniej, żeby zawieźć Jennie do pracy, ale wróciła do spania od razu po powrocie. Próbowała nawet zabić czas gotowaniem, przyrządzając sobie obiad, a kiedy i to zawiodło, włączyła serial. Jednak nie potrafiła się na nim skupić. Wydawało się, że siedemnasta nigdy nie nadejdzie. Co chwile zerkała na wybrany przez siebie strój, który zmieniała przynajmniej siedem razy, po czym spoglądała na zegarek. Chciała pisać, ale nie potrafiła. Było zbyt jasno na zewnątrz i co chwilę się rozpraszała, dlatego ostatecznie nagrała sobie parę notatek głosowych, które zamierzała przepisać wieczorem i zajęła się czym innym.

Kiedy w końcu wybiła szesnasta uznała, że weźmie prysznic. Po szybkim odświeżeniu, wysuszyła włosy i zajęła się makijażem. Po około piętnastu minutach i piątym poprawianiu kresek w końcu udało jej się sprawić, że były idealnie równe, więc ubrała się w czarne jeansy z dziurami na kolanach i koronkowy, czerwony crop top. Wyjęła też z szafy skórzaną kurtkę, wiedząc, że w kręgielni będzie włączona klimatyzacja, przez którą będzie jej zimno. Wyszła z Daisy i kiedy jechała windą z powrotem do domu, Jimin zadzwonił informując, że czeka na nią pod blokiem.

Wróciła do mieszkania, upewniła się, że Daisy ma wszystko czego potrzebuje do przeżycia bez niej i wyszła. Chłopak czekał na nią oparty o maskę czarnego mercedesa. Nie był jednym z najnowszych modeli jakie wyszły, prawdopodobnie mógłby być ojcem jej samochodu, ale nie dbała o to. Zwrócił jej uwagę jedynie tym, że był niesamowicie czysty zarówno z zewnątrz jak i w środku.

– Hej. – Uśmiechnął się do niej, kiedy podchodziła bliżej.

– Hej – odparła, czując, że oddech uwiązł jej w gardle przez jego rozpromienioną twarz. Odepchnął się od auta, jednak zawahał się nie wiedząc jak ma się z nią przywitać. Przez chwilę wydawało jej się, że jest równie zestresowany jak ona, ale zignorowała tę myśl. Czemu miałby być?

Pochyliła się, zanim zdążył wyciągnąć dłoń i szybko poszedł za jej znakiem, witając się przelotnym buziakiem w policzek, po czym otworzył przed nią drzwi pasażera. Podziękowała i zajęła miejsce. Chłopak zamknął drzwi i okrążył samochód, przeczesując po drodze swoje jasne włosy.

– Tylko się ze mnie nie śmiej – zaczął, odpalając silnik.

– Czemu miałabym? – zapytała zaskoczona.

– Dawno nie jeździłem, więc jeżdżę jak dziadek.

Zacisnęła usta w cienką linię, powstrzymując uśmiech, ale nie do końca jej się to udało. Zmrużył oczy, patrząc na jej twarz, jakby wyzywał ją, aby się roześmiała, przez co nie wytrzymała i cicho się zaśmiała.

– Dobra. Miałem dać ci fory w kręglach, ale teraz już na to za późno – powiedział, wyjeżdżając z parkingu.

Zaśmiała się jeszcze bardziej.

– Nie musisz dawać mi forów i tak z tobą wygram – odparła pewnie. Jej znajomi nienawidzili z nią grać ze względu na to, że nie mieli szans by wygrać. To był jej ukryty talent i chłopak nie miał o tym pojęcia zapraszając ją.

– Zobaczymy.

Uśmiechnął się szeroko, mijając kolejne skrzyżowanie. Nie potrafiła oderwać wzroku od jego twarzy, kiedy tak się uśmiechał. Patrzyła z podziwem na jego śnieżnobiałe zęby i rozwiewane wpadający przez otwarte okno włosy. Nie wiedziała jak to możliwe, że za każdym razem wracały na swoje miejsce i wyglądały nadal tak idealnie. Jakim cudem on mógł wyglądać idealnie w zwykłym czarnym T-shircie. Zatrzymał się na światłach i spojrzał na nią. Szybko odwróciła wzrok, jednak było już za późno. Przyłapał ją. Nic nie powiedział, ale jego serce biło dwa razy szybciej niż zwykle, kiedy na niego patrzyła.

Jimin nie okazał się tak źli jak jej przyjaciele w kręgle, co było dla Hayley miłym zaskoczeniem. Dawno nie miała równego sobie przeciwnika. Gra była zacięta, ponieważ ustalili, że wygrana osoba decyduje co jedzą na kolację. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że wybraliby tę samą knajpę, dlatego każde z nich próbowało wygrać. Po dwóch pierwszych rundach mieli remis. Każde z nich po jednym razie wygrało cała grę, dlatego ta była decydująca.

W międzyczasie poznawali się lepiej, ich rozmowa nie miała końca. Dziewczyna czuła się w jego towarzystwie tak dobrze, jakby niemalże był jedną z jej przyjaciółek. Nie obawiała się o nic, miała wrażenie, że mogłaby powiedzieć mu wszystko i on nawet przez chwilę nie spojrzałby na nią dziwnie. Nie chciała tego przed sobą przyznać, ale bawiła się o wiele lepiej niż z Jennie.

– O nie. – Zaśmiała się na komentarz Jimina. – Miałam tak na początku ze swoją dziewczyną. Nie znosiłam, gdy to robiła – powiedziała, marszcząc nos. Wykonała swój rzut, zbijając wszystkie kręgle i wysuwając się na prowadzenie. Ukłoniła się teatralnie, wracając na swoje miejsce i upijając duży łyk soku pomarańczowego ze szklanki.

– Właśnie. Jak długo jesteście razem? – zapytał, czekając aż nadejdzie jego czas na grę.

– Za trzy miesiące będzie półtora roku. – Pokiwał głową. – Nie mam pojęcia jakim cudem to tak szybko zleciało – powiedziała bardziej do siebie, niż do niego.

Wykonał ostatni rzut, jednak jeden kręgiel został na końcu. Szatynka uniosła zaciśnięte w pięści dłonie ku górze z szerokim uśmiechem. Kiedy odwrócił się i na nią spojrzał nie potrafił się nie uśmiechnąć. Wyglądała jak małe dziecko, które właśnie dostało swój pierwszy rower.

– Wygrałam! – powiedziała, wstając z miejsca. Wydała z siebie cichy okrzyk zwycięstwa i przytuliła się do chłopaka. – Nie wiedziałam, że jesteś tak dobry – przyznała, na co przygryzł dolną wargę.

– Jak widać, jesteś lepsza – odparł, nie spuszczając wzroku z jej radosnej twarzy.

– Wiesz co to oznacza? – zapytała dumna z siebie. Pokiwał twierdząco głową. – Jedziemy do KFC.

Jego usta otworzyły się delikatnie, kiedy to powiedziała. Mrugnął kilka razy, jakby nie dowiedział w to co usłyszał, po czym pokiwał głową.

– Czekaj, co?

– Co? – Powtórzyła, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

– Powiedziałaś KFC?

– Tak. – Odstawiła pustą szklankę na stolik i schowała telefon do tylnej kieszeni. – Najlepszy kurczak jaki istnieje.

Gdzie ty byłaś całe moje życie, pomyślał, jednak nic nie powiedział. Jedynie uśmiechnął się do niej, po czym obydwoje zmienili buty i wyszli na zewnątrz. A kiedy jechali do restauracji żadne z nich nic nie mówiło. Czuli się na tyle swobodnie ze sobą nawzajem, że milczenie im nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Mieli chwilę by pozbierać myśli po wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech godzin i obydwoje byli zaskoczeni, że minęło aż tyle czasu. Żadne z nich nie powiedziałoby tego na głos, ale obydwoje chcieli by ta noc trwała wiecznie.

lover || jimin [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz