Rozdział 11.

118 7 2
                                    

Siedziała na kuchennym parapecie z kubkiem gorącej kawy w dłoniach i patrzyła z uśmiechem jak Daisy i Violet wylegują się w słońcu po porannym bieganiu. Wypuściła je na zewnątrz niecałą godzinę wcześniej, więc zdążyły się już zmęczyć.

Hazel nadal spała i Hayley nieco jej zazdrościła, ponieważ przespała najwyżej godzinę w ciągu całej nocy. Ich wczorajsza rozmowa nawiedzała ją w koszmarach i wiedziała, że tak będzie dopóki nie porozmawia z Jennie, dlatego nieco przed siódmą napisała do swojej dziewczyny z pretekstem życzenia jej miłego dnia, choć tak naprawdę chciała się upewnić, że jej partnerka nie wystawi jej tego dnia. Właściwie miały wiele do omówienia i szatynka obawiała się, że nie skończy się to dobrze.

Czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku na myśl o Lisie i tym, że Jennie zniknęła akurat z nią. Gdzie się podziewały? Jak długo ich nie było? Była na siebie wściekła, że upiła się z powrotem tamtej nocy, zamiast po prostu kontrolować na jak długo obie dziewczyny zniknęły. Obawiała się najgorszego.

– Od kiedy to jesteś takim rannym ptaszkiem? – zapytała Hazel, wchodząc do kuchni. Młodsza dziewczyna podskoczyła delikatnie nieco przestraszona nagłym dźwiękiem, który przywrócił ją do rzeczywistości. – Czy ty dziś w ogóle spałaś?

Odwróciła się w stronę przyjaciółki i posłała jej uśmiech.

– Niewiele – przyznała ziewając.

– Wszystko w porządku?

– Tak, po prostu... Nie mogę przestać myśleć o nich razem, wiesz? Nie do końca rozumiem, dlaczego to musiała być akurat ona.

– Więc o to chodzi. – Zaśmiała się cicho Hazel, sięgając po mleko. – Popraw mnie jeśli się mylę, ale czy, przypuszczając, że faktycznie doszło do zdrady, a nie po prostu utknęły w łazience, czułabyś się lepiej gdyby to nie była Lisa?

– Wiem, że to głupie, ale tak. – Starsza dziewczyna uniosła jedną brew, patrząc na przyjaciółkę. – Chodzi o to, że odkąd tylko mnie poznała to próbowała mi pokazać, że jest lepsza dla Jennie, że zna ją lepiej, że jest dla niej ważniejsza niż ja. To jak ciągły konkurs, który doprowadza mnie do szału. Jestem zmęczona udowadnianiem jej, że zasługuję na Jennie i ona nie może mi jej tak po prostu odebrać.

– Och, okay – odstawiła na stół kubek ze świeżo zaparzoną kawą i usiadła na barowym krześle. – Nie musisz nikomu nic udowadniać. Wybrała ciebie znając Lisę już wcześniej, więc to chyba coś znaczyło. Po prostu porozmawiaj z Jennie i nie graj z Lisą w jej chore gry. Dawno wygrałaś.

Hayley uśmiechnęła się delikatnie, spuszczając wzrok na resztkę kawy w swoim kubku. Faktycznie wygrała. Były razem od ponad roku, więc dlaczego tak bardzo przejmowała się tym, co myśli o nich jej przyjaciółka?

– Po prostu porozmawiaj z Jennie. Im dłużej to przeciągacie tym bardziej psuje się wasza relacja. Zmieniając temat. Dawałaś może jeść Violet i Daisy?

– Nie. Wypuściłam tylko Daisy na zewnątrz, bo bała się przejść wyjściem dla psów w drzwiach. – Zaśmiała się.

– Violet wyszła bez niej? – Młodsza dziewczyna potwierdziła skinięciem głowy. – Przysięgam, że gdyby na podwórku było łóżko ten pies nigdy nie wszedłby do mieszkania – mówiła Hazel, rozdzielając jedzenie w dwie miski, aby wynieść je na zewnątrz.

Szatynka tymczasem wrzuciła swój kubek do zmywarki, po czym wyjęła z szafek i lodówki odpowiednie składniki, aby przygotować dwa omlety na śniadanie. Chwilę później Hazel wróciła do kuchni i obie zajęły się przygotowywaniem ciasta oraz wszelkich dodatków do niego, na które tylko miały ochotę. A kiedy Hayley obracała pierwszego z omletów na patelni, jej telefon zaczął dzwonić. Obie spojrzały w jego stronę, po czym młodsza z nich odebrała przychodzące połączenie.

lover || jimin [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz