2. Psychopata od ultramaryny

504 47 5
                                    

Minęły dwa tygodnie, dwa tygodnie wypełnione intensywnym unikaniem bandy Sendaka. Nie miał zamiaru wdawać się z nimi w pogawędkę, ani tym bardziej gryźć się w język, gdyby przyszło mu do głowy zapytać, dlaczegóż to oni również przebywali poza swoimi pokojami po ciszy nocnej, w dodatku w części pierwszorocznych. Zresztą, czy to było takie ważne? I tak za kilka miesięcy kończyli szkołę, nauczycieli znacznie bardziej obchodzili ci, których od tego sławetnego momentu dzieliło co najmniej kilka lat. Jednak, gdy po wizycie na dywaniku i trzydniowym uziemieniu zauważył, że jego prześladowcy bardziej skupiają się na egzaminach niż na nękaniu go rasistowskimi docinkami, z ulgą odpuścił sobie zbytnią ostrożność i pozwolił zbliżyć się do siebie psychopacie, którego poznał nad jeziorem. Swoim jeziorem.

Psychopata ów, nazywany przez kolegów z klasy wdzięcznym przezwiskiem Kochaś, był kubańczykiem i mówił biegle po hiszpańsku. Od początku wiedział, że ma mocnego świra, ale gdy tylko bliżej się z nim zapoznał, zauważył że był to świr pokroju fanatycznego - chłopak mógł godzinami nawijać o gwaszu, akwareli, temperze i innych nic nie mówiących laikowi określeniach, w pokoju miał co najmniej pięć sztalug różnej wielkości, mnóstwo farb, markerów, kredek i dziwnych, wyglądających, jakby nie miały z malowaniem nic wspólnego przyrządów wszelkiej maści, ponadto z każdym dniem miał coraz mniej ubrań nieupapranych farbą. Co prawda, czasami litował się nad jakąś niewinną plamą i przemieniał ją w małe dzieło sztuki, ale w niektórych przypadkach było to nieco nie na miejscu - bo kto by chciał chodzić z twórczością Van Ghogha na tyłku? Dlatego też, aby nie kusiło go tworzenie takich właśnie perełek (plamy na tylnej części spodni pojawiały się właściwie samoistnie, doprawdy nie mógł zrozumieć, że może to mieć jakiś związek z wycieraniem o nie rąk po skończeniu obrazu), co i rusz dokupywał nowe płótna, różnego formatu i o różnej teksturze. Czasami jednak nawet ta przezorność zawodziła, i był zmuszony dać upust swojej kreatywności w zeszytach szkolnych, na co zresztą jego nauczyciele przymykali oko - w końcu z weną się nie dyskutuje, a lepsze to niż rysowanie czegoś własną krwią na ścianie.

- Ty jako płótno byłbyś w stanie potraktować nawet swój własny tyłek, gdyby ktoś ci dał taką możliwość - powiedział kiedyś do niego, niby żartem, ale ze zgrozą stwierdził, że Lance chyba wziął to na serio. Na szczęście swoją pracę domową, przez którą się poznali, narysował już na papierze. Oczywiście nie mógł się powstrzymać i jako pierwszemu, pokazał swoje dzieło nie nauczycielowi, a modelowi, który zazezował na obraz i zmarszczył nos.

- Stary, ja nie mam aż tak zadartego nosa. Poza tym moje oczy są szare, nie niebieskie.

- Daj spokój, rysowałem z pamięci. Nie zrobiłbym takich błędów, gdybyś pozwolił mi zrobić zdjęcie bez wrzucania telefonu do jeziora.

- Nie wrzuciłem go, wypadł mi z ręki.

- Dosłownie zrobiłeś nim kaczkę.

- Wydaje ci się.

Wbrew pozorom ktoś o tak skrajnym podejściu do sztuki był w stanie zaprzyjaźnić się ze zwolennikiem tezy zupełnie przeciwnej - Katie Holt, w internetach jak i między rówieśnikami posługująca się nazwiskiem Pidge Gunderson. Podobno kiedyś miała długie włosy i nie potrzebowała okularów, ale trudno było to sobie wyobrazić. Jedyny obraz Holtówny, jaki istniał w głowach większości jej znajomych, zamykał się w jednym słowie: nerd. Bo Pidge była nerdem. Ogromnym, fanatycznym, nerdowskim nerdem, przeglądającym tumblra i twitcha po nocach, wszędzie łażącym z laptopem, podkładką do rysowania i rysikiem, dostającym prawie tylko najlepsze oceny, i nigdy, ale to nigdy, nie zakładającym sukienek, spódnic czy innych babskich pierdół. Uparcie zarzekała się, że kieckę na sobie miała tylko do komunii, w dodatku pod nią i tak miała spodnie, ale w to akurat mało kto wierzył. Za to każdy był pewien, że Lancea i Pidge musiał połączyć ktoś z wyjątkowo silną osobowością, i cóż, to akurat była prawda. Hunk (doprawdy nie wiadomo, czym sobie zasłużył na tę ksywkę), przyjazny, osiągający spore rozmiary we wszystkich trzech osiach, o wiele silniejszy niż wyglądał na pierwszy rzut oka uczeń profilu rzeźbiarstwa i architektury o posturze niedźwiedzia. Nigdzie nie mógł znaleźć jego pełnego nazwiska, dlatego nazywał go tak jak wszyscy inni, po pseudonimie.

LakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz