Ostrzeżenie! W tym rozdziale będzie dużo przekleństw i absurdalnego humoru!
~~
W połowie Equestria Girls Pidge nagle poderwała się z kanapy i wybiegła z salonu.
- Co jest? - zawołał za nią zdezorientowany Hunk.
- Przecież nie pierdnąłem aż tak strasznie - powiedział urażony Lance.
- Pierdnąłeś? - Keith, siedzący akurat obok, odsunął się o jakieś siedemdziesiąt centymetrów.
- Tu nie chodzi o jakże subtelne wyziewy twojego przewodu pokarmowego - krzyknęła z przedpokoju dziewczyna, sądząc po dźwiękach, już zapinająca kurtkę - zapomniałam o czymś... o czymś ważnym. Nie czekajcie na mnie! - po tych słowach wystrzeliła z domu jak raniona łania, potykając się o własne stopy i niemal skręcając kark na zupełnie prostej drodze.
Spojrzeli po sobie w zaskoczeniu. Cóż mogło być informacją, która umknęła działającemu ponoć bez zarzutu hipokampowi pamiętliwej jak maszyna Pidge? Nie byli w stanie nawet tworzyć wiarygodnych teorii spiskowych. Jedynym, na co mogli się w tamtej chwili zdobyć, było bierne siedzenie na kanapie dwa metry od Lance'a i czekanie. Czekali tak prawie pół godziny i zaczynali się nudzić. Niektórzy rozważali wręcz ponowne włączenie zatrzymanego wcześniej filmu, ale solidarność, jak i niepewność co do intencji towarzyszy, skutecznie ich powstrzymywała. Aż w końcu rozległ się inny dźwięk niż miarowe tykanie zegara i okazjonalny głośniejszy szum za oknami, dźwięk, który sprawił, że przeszedł ich niekontrolowany dreszcz. Jak na komendę pobiegli do przedpokoju i niczym stado psów spragnionych kontaktu z właścicielem rzuciła się w kierunku drzwi, by zobaczyć, jak te otwierają się z cichym stęknięciem zawiasów...
- No hej, ludzie - powiedziała nieco zmoknięta i zadyszana, lecz szczęśliwa Pidge, i przesunęła się w progu, by odsłonić stojącego za nią, jeszcze bardziej przemoczonego i rozbawionego sytuacją gościa, wyglądającego jak jej nieco większa kopia, z jedną różnicą: nie miał okularów. No, i był płci męskiej, ale to już nie rzucało się tak bardzo w oczy. - Poznajcie-
- Matt?
Wszyscy natychmiast spojrzeli na Shiro, który zmarszczył brwi.
- Dobra, szybki test, czy jesteś prawdziwym Mattem - uniósł w górę palec, jakby grał w jakimś dramacie - jakie jest hasło?
- Nóż do masła orzechowego i pijana gofrownica - odparł zapytany bez mrugnięcia okiem.
Patrzyli na tę scenę ze zdziwieniem przez całe półtorej sekundy, aż w końcu Shiro rozłożył szeroko ręce, a niższy o prawie głowę chłopak wpadł mu w ramiona i pozwolił zrobić sobie standardowego misia-oklepywacza.
- Love is in the air - zanucił cicho Lance, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Nie wiedziałam, że się znacie - Pidge zamknęła drzwi stopą i odłożyła na podłogę torbę podróżną i niewielką walizkę, obie ociekające wodą.
- Nie wiedziałem, że pada - odwdzięczył się Hunk, już żałując, że pozwolił jej to zrobić.
- Nie wiedziałem, że moja rodzona siostra pomyśli, że wcale nie rozjebałem pół szkoły i że wcale nie trzeba odebrać mnie z dworca - parsknął nowo przybyły, po czym przybrał wyraz twarzy szkolnego casanovy (tu wstaw zazdrosnego Lance'a) i stanął z wypiętą dumnie piersią, jakby obwieszczał jakiś wyjątkowo ważny komunikat: - Drodzy homo sapiens, oto przybywam ja, Matthew Holt, narodzony przez przypadek i mający nadzieję nieumarcia przez takowy! Cieszcie oczy, albowiem specjalnie dla was umyłem dzisiaj włosy. - zarzucił dziarsko karmelową i przede wszystkim mokrą od deszczu grzywą.
CZYTASZ
Lake
FanfictionCiemna sylwetka wyłoniła się jakby znikąd, dosłownie spadła z nieba, a on poczuł się, jakby właśnie objawił mu się jakiś anioł wojny - tak piękny, delikatny i lekki, jakby z pleców naprawdę wyrastały mu skrzydła, tańczył wciąż w powietrzu, błyskając...