14. Baby blues i zjechane kubki smakowe

240 32 7
                                    

- Jesteś. Najgorszą. Niańką. Na świecie. - wyjęczał z siebie Lance, gdy Shiro ponownie zarzucił na niego jego własną kurtkę, przed chwilą spokojnie spoczywającą na oparciu fotela.

- Chorzy powinni pozostać w cieple - oznajmił tamten z niepokojąco dużą satysfakcją.

- Nie jestem chory, tylko skacowany! - zawołał chłopak cicho, jednak nawet to sprawiło, że dogorywający obok Keith wymamrotał coś o braku spokoju.

- Kac, nie kac, najlepiej to wypocić - podniósł się jeszcze bardziej na siedzeniu za nieszczęśnikiem i w akcie czystego sadyzmu owinął go kurtką jak plackiem tortilli. - Poza tym wciąż nie oddałeś mi pieniędzy.

- Jestem spłukany - powiedział niemal z płaczem.

- Właściwie to czemu tak bardzo się schlaliście? - spomiędzy foteli wychylił głowę Hunk. Ze względu na okoliczności byli zmuszeni zmienić poprzednią konfigurację miejsc, tak, aby najmniej stabilne jednostki były obserwowane z dwóch stron, a ciało superniani blokowało śpiącą już Pidge od niechcianego wychynięcia ze swojego tymczasowego miejsca pobytu. - Ile procentów jest w mojito?

- To jest na bazie rumu - jęknął Lance, jednak mięśnie jego spoconej twarzy ułożyły się w uśmiechu sugerującym dłuższy wykład na temat czegoś, na czym znał się lepiej niż większość ludzi. - Białego, ściśle mówiąc. Poza tym jest jeszcze syrop cukrowy, który od biedy można zastąpić zwykłym cukrem albo tym trzcinowym, o, i do tego limonka i woda gazowana.

- Czyli w sumie smakuje tak słodko-kwaśnie?

- Nie, arbuzowo - parsknął Keith i przyłożył czoło do zimnej szyby, jednak ze względu na wyboistą drogę, jaką aktualnie jechał autokar, szybko tego pożałował.

- Tu pisze, że rum może mieć nawet osiemdziesiąt procent - odezwał się Shiro znad telefonu, zanim Lance zdołał się oburzyć. Zamiast tego chłopak tylko jęknął.

- Zostaw mnie, mamo - wyrzucił z siebie, a Keith bez siły kopnął go w kostkę, żeby siedział cicho.

- Brawo, stary, z niańki ewoluowałeś w matkę - parsknął Hunk, a Pidge przeciągnęła się i mlasnęła kilka razy, jakby chciała sprawdzić, czy sen wciąż zalega jej w ustach. - Witaj wśród żywych.

- Cześć, Hunk, cześć, mamo, z kim piszesz? - wciąż nie do końca trzeźwa, a nawet niezbyt skacowana dziewczyna spojrzała przez ramię sąsiada, ale ten zakrył szybko ekran i fuknął ostrzegawczo na intruza. Nawiasem mówiąc, wyglądało to całkiem zabawnie, gdy niemal dwumetrowy chłop siedział skulony, ze stopami częściowo na fotelu i kolanami pod brodą, zawzięcie bębniąc w wirtualną klawiaturę. - Czekaj, nie! Nie mów tacie! Wszystko, tylko nie tata!

- Za późno - zignorował jej świetnie udawany szloch i dalej prowadził żywą konwersację.

- Mamusiu, dlaczego?! - zawyła, aż nauczycielka z przodu autokaru odwróciła się, by zobaczyć, czy na pewno do pojazdu nie wemknął Justin Bieber czy inny Jason. - Kochałam cię! Jak możesz mi to robić?! Jak możesz-

- Zamknąć ryje, albo poszczuję was wszystkich nożem do masła - wycedził niebezpiecznie niskim głosem Keith. Pidge spojrzała na niego ze szklanymi oczyma i uniesionymi brwiami, ale Shiro struchlał i zbladł, jakby rzeczony nóż był już przy jego krtani. - Dziękuję. - umościł się wygodnie w fotelu, by spróbować przespać okres niepełnosprawności fizycznej i psychicznej.

- Jaki nóż do masła? - wyszeptał po dłuższej chwili Hunk, patrząc na wciąż ani myślącego o drgnięciu Shiro, jednak jedyną odpowiedzią, jakiej się doczekał, było bezradne pokręcenie głową. Zanim zdążył się zastanowić, czy chłopak po prostu nie chciał o tym rozmawiać, czy może nawet sam nie wiedział, był zmuszony odwrócić się do Romelle i możliwie szybko wyjaśnić jej, że obecność komara nie jest wystarczającym powodem, aby w zamkniętym pomieszczeniu z ponad dwudziestoma osobami w środku konstruować miotacz ognia z dezodorantu i zapalniczki.

LakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz