- Prawda czy wyzwanie? - Hunk wyszczerzył zęby.
- Naprawdę nie wierzę, że dałem się w to wkręcić - westchnął Shiro. Dochodziła ósma, za oknem było już prawie tak ciemno, że wyjście na zewnątrz nie wydawało się już tak przyjemną perspektywą jak przedtem, a oni siedzieli w piątkę w salonie i grali w butelkę. Określenie "siedzieli" było jednak nieco przesadzone, bo, co prawda, Shiro i Hunk faktycznie siedzieli na kanapie, ale Pidge okupowała wielki puf obok, Lance stał przy sztaludze, a Keith, jak to Keith, usadowił zadek na kanapowym oparciu, beztrosko wykładając buty na siedzenie przed nim. - Wyzwanie.
Chłopak zastanowił się chwilę.
- Wytłumacz najtrudniejszy do wyjaśnienia inside joke jaki znasz - powiedział w końcu, a tamten potarł z zastanowieniem podbródek.
- Jak byłem mały, to chodziłem na ju-jitsu - zaczął wreszcie.
- To to bardziej zaawansowane karate? - wtrącił Lance, w wielkim skupieniu kończąc szkic kredkami. To było wprost niesamowite, jak szybko był w stanie porozrzucać narzędzia po całym pomieszczeniu, zwłaszcza, że miał na to tylko godzinę.
- W wielkim skrócie tak - spojrzał na niego ze skrywaną urazą. Najwyraźniej nie pierwszy raz spotkał się z taką uwagą. - Tylko że to nie tylko sport, ale też elementy prawdziwej walki, jaka może nam się przydać, gdy ktoś was napadnie, na przykład jak uwolnić się, gdy ktoś was dusi, jak obronić się przed gościem z bronią i tak dalej. Uczyliśmy się tam między innymi padów. Tak, wiem że to brzmi trochę... bardzo idiotycznie - poprawił się, widząc miny zebranych - ale to może się okazać całkiem przydatne, gdyby ktoś rzucił wami o beton, a wy nie chcielibyście stracić przytomności. Jest sporo wariantów, ale ogólnie sprowadza się do tego, żeby wyrobić sobie odruch podnoszenia głowy, tak, żeby nie uderzyła o ziemię, i żeby jak najmniejsza część ciała odniosła obrażenia. I jak chodziłem na to ju-jitsu, to w każde lato był organizowany dwutygodniowy obóz sportowy, spora atrakcja, bo zawsze tam było znacznie więcej shihanów... ludzi z czarnymi pasami niż nasz trener.
- Myślałam, że na kogoś z czarnym pasem mówi się senpai - zdziwiła się Pidge.
- Senpaiem można nazwać kogokolwiek z wyższym stopniem. W twoim przypadku każdego. Shihan jest znacznie lepszym określeniem, bo wyraża większy szacunek. Ale ogólnie to do trenera mówi się sensei, tak jak do każdego nauczyciela - zanim zdążyła zadać mu kolejne pytanie i jeszcze bardziej wytrącić go z rytmu, ciągnął dalej - a więc na jednym z takich obozów, to był dzień wyjazdu, oglądaliśmy sobie "Anabelle". Oczywiście nielegalnie, bo nikt nie miał tylu lat żeby móc to obejrzeć. W każdym razie, w którymś momencie jedna babka wyskoczyła z okna, w sumie nikt nie wie dlaczego, i spadła na beton z któregoś tam piętra. I potem było ujęcie z góry na nią, jak leży na tym betonie, i śmialiśmy się wszyscy że przecież nic jej nie jest bo zrobiła pad.
- To rzeczywiście długi do wytłumaczenia inside joke - odezwał się po chwili konsternacji Hunk. - Dobra, kręć.
Butelka po raz kolejny wykonała swój dziki taniec na podłodze, a wszyscy znów odruchowo wodzili wzrokiem za jej końcem. Wszyscy oprócz Lance'a, na którego zresztą wypadło.
- A dobra, niech stracę - oderwał się od płótna, na którym powstawał górski pejzaż, i wytarł niewidzialną farbę o tył spodni. - Wyzwanie.
- Złam jedną ze swoich kredek - rzucił bezdusznie.
Zanim chłopak zdążył wpaść w histerię, jakby o czymś sobie przypomniał. Szybko udał się na wycieczkę do pokoju i przyniósł stamtąd coś, co Pidge od razu ochrzciła "kredką wersja demo" - był to praktycznie centymetrowy grafit z dosłownie resztą drewna wokół, jak te wszystkie zabiedzone ołówki w przedszkolu, które są strugane właściwie tylko dla zabawy, a nie w celach faktycznie strugawczych.
CZYTASZ
Lake
FanfictionCiemna sylwetka wyłoniła się jakby znikąd, dosłownie spadła z nieba, a on poczuł się, jakby właśnie objawił mu się jakiś anioł wojny - tak piękny, delikatny i lekki, jakby z pleców naprawdę wyrastały mu skrzydła, tańczył wciąż w powietrzu, błyskając...