17. Jebiesz rybą.

248 33 29
                                    

  - Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego to robimy?

Jęk dwóch gardeł poniósł się po pomieszczeniu.

  - Pytasz dwudziesty raz! - zawołała załamana Pidge. - Poza tym to był twój pomysł, Lance! Dlaczego nic nie robisz?!

  - Bo to był mój pomysł, moja droga Katie - powtórzył jej własne słowa chłopak i wygodniej rozsiadł się na krześle. - Pomysłodawca nie musi robić, pomysłodawca-

  - Pomysłodawca musi obrać ziemniaki - wtrącił Hunk tonem Gordona Ramsaya z Hell's Kitchen.

Chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie (ku szczeremu zaskoczeniu zebranych) zgarnął królewski zad z krzesła i zniknął na chwilę w spiżarni, by zaraz pojawić się naręczem jarzyn.

  - Myślałam, że obiera się łatwiej jak są większe - powiedziała Pidge, sceptycznie przypatrując się drobinkom wygarniętym przez Lance'a chyba z samego dna siatki.

  - To prawda - wysypał ziemniaki do zlewu i włączył wodę, by opłukać je z pyłu. - A przynajmniej wtedy, kiedy ma się duże ręce - z uśmiechem świętego Mikołaja wręczył zszokowanej dziewczynie nóż, a sam wyszedł do przedpokoju na zwiad.

Ostatecznie jednak byli w stanie zagonić go do roboty przy ścieraniu jabłek na tarce, nad czym nie omieszkał głośno ubolewać.

  - Dlaczego to jest takie trudne? To powinno tak być? Wy się serio tak męczycie zawsze przy gotowaniu? - biadolił, a Hunk ogromną siłą woli powstrzymywał się od rzucenia w niego patelnią, głównie dlatego, że właśnie smażył na niej mięso i nie miał zamiaru zmarnować sobie dwudziestu minut roboty. - Przecież to jest tylko głupie jabłko, dlaczego to jest takie twar- co tak chrupnęło.

Pidge niemal upuściła nóż, gdy kuchenne powietrze przeszył piskliwy okrzyk.

  - TO BYŁ MÓJ PAZNOKIEĆ, PRAWDA?! UJEBAŁEM SOBIE PAZNOKIEĆ! JEZUS, MOJA BIEDNA RĘKA! CZY TO JEST KREW?! HUNK, POMOCY! - darł się wniebogłosy, dopóki Hunk faktycznie mu nie pomógł. Oczywiście, o ile przyłożenie komuś w twarz świeżo wyfiletowanym łososiem należy do pomagania. - Aua - spojrzał na przyjaciela z wyrzutem, ale ten ostentacyjnie opłukał rybę i wrócił do gotowania.

  - Lance, z twoimi rękami wszystko w porządku, a nic by nie chrupnęło, gdybyś wcześniej wyjął z jabłka pestki - powiedziała wolno Pidge, czując, jak podnosi się jej ciśnienie.

  - Pestki? - powtórzył jak echo, zaskoczony.

  - Tak, Lance, jabłka mają pestki! - wybuchnęła. Chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna najwyraźniej szykowała dłuższy wywód. - Słuchaj no, pięknisiu, to ty powiedziałeś, że najlepiej odpłacimy Shiro za niańczenie nas, jeśli coś dla niego zrobimy! W dodatku doceń to, że pomaga ci też Hunk, który sprawił Shiro najmniej kłopotów, i udostępnia ci swoją własną kuchnię i swój cały zasrany dom, więc może ruszyłbyś dupę i zrobił chociaż jedną! Jedyną! RZECZ! Zrozumiałeś?!

  - Zrozumiałem - odezwał się dziwnie wysokim głosem.

  - Co zrozumiałeś?! - krzyknęła mu prosto w twarz.

  - Żeby nie drażnić karła? - zaryzykował i natychmiast tego pożałował.

  - Tak. Nie drażnić karła. - z satysfakcją cofnęła kolano ze zmasakrowanego krocza chłopaka i spokojnie wróciła do swojego zajęcia.

Po chwili zapanowała względna cisza, przerywana jedynie typowym dla kuchni szmerem tarcia, krojenia, smażenia i piknięć czajnika oznajmiającego, że woda już się ugotowała. Lance po raz kolejny trawił słowa przyjaciółki.

LakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz