3. Uroczy karzeł-asasyn

329 40 2
                                    

- Poważnie macie osiem wf-ów w tygodniu? - nie mógł uwierzyć Lance.

- Tak, poważnie - odparł rozbawiony Keith i upił łyk kompotu. Był obrzydliwy, jak zresztą wszystko w szkolnej stołówce, ale zgodnie z regulaminem szkoły nie mógł opuszczać jej terenu do zakończenia zajęć. Do szczęśliwego rozstania z placówką oświatową, i tym samym możliwości kupienia na mieście czegoś zjadliwego, dzieliło go jeszcze kilka godzin, dlatego nie miał zamiaru narzekać. Tym bardziej, że miał dzisiaj jeszcze trening.

- A to prawda, że po każdym macie kolejną lekcję na jakąś hipnozę uspokajającą? - zapytała całkiem poważnie Pidge.

- Nie, to zwykły trening na rozluźnienie i zrelaksowanie ciała po wysiłku. - wytłumaczył. - Wiecie, inna klasa okupuje główną salę, a my idziemy do sali gimnastycznej, rozkładamy materace, kładziemy się, a facetka puszcza z radia płytę jak taki facet gada ci powolnym głosem żebyś po kolei napinał i rozluźniał kolejne mięśnie... brzmi głupio, ale działa. W dodatku mija bardzo szybko.

- Ja tam bym się dziwnie czuł - stwierdził prostodusznie Hunk, z zazdrością patrząc na wciąż połowicznie pełne talerze znajomych. Jadł zdecydowanie szybciej od reszty, a proszenie o dokładkę pana Corana, szkolnego kucharza, było, delikatnie mówiąc, głupie. No, chyba że ktoś był bardzo zdesperowany, żeby nie pójść na zajęcia popołudniowe z powodu rozstroju żołądka.

- Na początku jest całkiem dziwnie - przytaknął Keith - ale jak się przyzwyczaisz, to właściwie jest to całkiem przyjemne.

Gdy skończyli jeść, odnieśli tace i wyszli ze stołówki, żeby nie blokować miejsca. Keith był nieco rozdrażniony tym, że musieli opuścić swój stolik - wróć, był rozdrażniony tym, że musiał opuścić swój stolik i swoje krzesło - bo było to jedno z bardzo niewielu miejsc w szkole, gdzie mogli usiąść. Raz próbował to zrobić na parapecie tak szerokim, jakby architekt z góry zakładał że w tej placówce nie będzie żadnych ławek na korytarzu, ale na jego nieszczęście okno obok było akurat otwarte i dyżurująca nauczycielka zmusiła go do przeczytania na głos całego fragmentu broszury o bezpieczeństwie i upadkach z wysokości. Pomijając fakt, że było to na parterze, Lance nie omieszkał przepuścić okazji i dręczył go tym następne kilka dni.

- Jedziecie na tą wycieczkę? - zapytał Hunk, gdy usadowili się już w cichym kącie korytarza.

- Jaką wycieczkę? - Pidge nie przejmowała się manierami i beztrosko przeglądała jakąś społecznościówkę na telefonie.

- No tą za tydzień - chłopak, widząc, że reszta była niedoinformowana, z dobroci serca zaczął im tłumaczyć - miała jechać jedna klasa ale ostatecznie wyszło na to, że chętnych jest bardzo mało, to mógł się zapisać każdy, a ponieważ teraz kilka osób zrezygnowało a już wszystko zapłacone to można się wepchnąć i ewentualnie rozliczyć już po fakcie.

- Ewentualnie - Keith uniósł jedną brew.

- A gdzie ta wycieczka? - zainteresował się Lance.

- Gdzieś w góry, nad jezioro. - Hunk wzruszył ramionami, co miało oznaczać, że sam nie wie zbyt wiele.

- Ciernobylskie jezioro? - nie mógł się powstrzymać. Keith szturchnął go łokciem.

- Czarnobyl, nie Czarnobyl, nie jadę tam bez was - parsknęła Pidge.

- Okej, to było całkiem słodkie - skomentował Hunk, a dziewczyna spojrzała na niego z ukosa.

- To się nazywa mniejsze zło - powiedziała, patrząc na nich z góry, co był sporym wyczynem jak na kogoś, kto im wszystkim sięgał najwyżej do szyi. - Zresztą, jeżeli już macie jechać sobie na jakąś wycieczkę, to nie przepuszczę okazji, żeby wam poprzeszkadzać.

- I czar uroczej dziewczynki prysł - westchnął Lance, a zaraz potem wydarł się w niebogłosy, gdy "urocza dziewczynka" niemal wyrwała mu wszystkie włosy z głowy. Oczywiście nie mogło skończyć się inaczej niż na wizycie u dyrektora, poprzedzonej dziką gonitwą po szkolnych korytarzach i prawie udanym złamaniu nogi przez jedną z nauczycielek, gdy, potrącona, prawie spadła ze schodów.

- Chcesz jechać? - zapytał Keith, nie zwracając uwagi na wrzaski nieopodal.

- W sumie to bym chciał - przyznał niewiele mniej przejęty Hunk. - Wiesz, mamy zwiedzać jakąś przedwojenną wieś, a egzamin z architektury ma być najtrudniejszy, to wolałem przyswoić trochę wiedzy mniej barbarzyńskimi sposobami niż czytanie podręczników. - rozmówca ze zrozumieniem pokiwał głową. - A właściwie to u was jak wyglądają egzaminy? Zrobicie szpagat, dwa fikołki, twerkujecie przez dwie minuty i już?

- Słyszałem od starszych roczników, że za każdym razem wygląda to inaczej - puścił ostatni fragment zdania mimo uszu. - Raz mieli nagrać teledysk, raz zorganizować coś w stylu happeningu, a raz to po prostu przyszli na salę i powtarzali figury, zanim przyjdzie trener, a potem się okazało że cały czas tam był i wszystkich oceniał.

- Masz kontakt ze starszymi rocznikami?

- Znaczy, z Shiro. Dalej spotyka się z kolegami z profilu tanecznego, więc wie na bieżąco co się u nich dzieje. A potem spotyka się ze mną i porównujemy informacje. A, i jak ma czas to wpada na trening i nas poucza, wiesz, "cycki do przodu", "broda w górę", "stopy płasko" i tak dalej. Podobno był najlepszym uczniem na roku, to trener mu pozwala.

- Kurde, jest jak taki starszy brat - stwierdził z rozżaleniem. On nie miał nikogo, kto mógłby mu doradzić, jak sprawić, by ta durna glina nabierała odpowiedniego kształtu za pierwszym razem, a nie za pięćdziesiątym. Tym bardziej, że najczęściej i tak piec działał po swojemu i zgrabnie przypalał precyzyjnie wydziubdziane pod lupą kształty, przez co był zmuszony zaczynać pracę od początku.

- Tak... - włożył ręce do kieszeni i zapatrzył się gdzieś w przestrzeń. - Jak starszy brat.

LakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz