Rozdział 3

1.9K 106 8
                                    

farma Bartona, stan Missouri, rok 2017

Ludzie Nicka Fury'ego krążyli wokół kapsuły i sprawdzali jej parametry. Musieli mieć wszystkie pomiary dla stu procentowej pewności, że kapsuła zaraz nie wybuchnie i nie będzie z nią problemów podczas transportowania ją do Nowy'ego Yorku. Clint wraz z Nickiem stali obok i zaczęli prowadzić rozmowę.

—To jeszcze raz. Jak to się tutaj znalazło?—zapytał czarnoskóry trzymając splecione ręce za plecami, patrząc na kapsułę. Chciał się upewnić, że dobrze zrozumiał szatyna podczas rozmowy telefonicznej, która niebyła dokładna ze względu na lekkie szumy ze strony Hawakeye'a.

—Laura była z Nathanielem tutaj, kiedy zobaczyła samolot. Kawałek od niej zrzucili tą kapsułę, a ona od razu wróciła do domu. Potem to już do ciebie zadzwoniłem i resztę znasz.—mruknął i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Dalej nie do końca rozumiał czemu ich wrogowie zrobili coś takiego w pobliżu jego parceli. Na pewno wiedzieli, że Barton tu mieszkał i był tym faktem lekko zaskoczony. Coś mu tu nie pasowało.

—Gdzie ona teraz jest?—zapytał Fury patrząc na szatyna. Mimo iż nie darzył łucznika nie wiadomo jaką sympatią, to nie chciał, aby coś się teraz stało. Miał już wystarczająco dużo problemów w Bazie. Kłopoty w archiwach i systemach oraz arogancja i egoizm Starka wystarczały mu całkowicie.

—W domu z dziećmi.—odpowiedział i również spojrzał na niego.—Zabieracie ją do bazy?—zapytał wskazując na kapsułę. Clint należał do osób, które musiały wszystko wiedzieć, żeby zrobić jakiś plan w celu dobra rodziny.

—Tak. Przez tą szybę widać, że ma na sobie mundur, ale nie nowy, tylko jakiś ze starych czasów. Pewnie nasi staruszkowie będą coś na ten temat wiedzieć, a może nawet i ją znać. Gorzej, jeżeli będzie przeciwko nam i dalej pracuje z Hydrą.—Fury zapatrzył się na kapsułę. Barton uważnie słuchał dyrektora.

—A co jeżeli żaden scenariusz nie pójdzie?—Fury spojrzał na niego lekko zdezorientowany. Zastanawiał się o czym dokładnie mówił Clint.—Jeżeli ona nie jest z Hydry, a chłopaki jej nie będą znać?—sprecyzował swoje pytanie Hawakeye.

-Zwerbujemy ją.-krótko i na temat. Tak Fury odpowiadał najczęściej, jednak po chwili dopowiedział.-Trzeba będzie ją wyszkolić, jeżeli nic nie będzie potrafić, chociaż po jej mundurze to w to wątpię.

—Za ile ją zabieracie?—szatyn wrócił wzrokiem na kapsułę. Strasznie go ciekawiło co się stało z tą kobietą. Skąd się wzięła w Hydrze i z którego w ogóle jest roku. Miał cichą nadzieję, że się tego dowie i zaspokoi swoją ciekawość.

—Teraz. Nie będziemy jej tutaj sprawdzać. Zabierzemy ją do Bazy i tam poddamy odpowiednim badaniom po wybudzeniu, wcześniej rozmawiając z naszymi weteranami wojennymi z lat czterdziestych.—powiedział Nick i już miał odchodzić, kiedy się zatrzymał i spojrzał na Clinta.—Lecisz z nami?

—Daj mi moment. Poinformuje tylko Laurę.—odpowiedział mu szatyn i zaczął kierować się w stronę domu.

Przyspieszonym krokiem szedł przez las, aż doszedł do swojego małego gospodarstwa. Kiedy przeszedł przez płot oddzielający ich teren prywatny od lasu i reszty pól, znajdujących się dookoła nich, zobaczył jak drzwi domu się otwierają, a z nich wychodzi jego żona. Kobieta zamknęła za sobą drzwi i zaczęła iść w jego stronę. Clint stojąc przy Laurze, przytulił ją, co oczywiście odwzajemniła. Po chwili puścił ją i spojrzał w jej oczy. Brunetka od razu wiedziała, że coś jest na rzeczy.

—Co jest?—zapytała patrząc uważnie na ukochanego. Nie lubiła, gdy coś przed nią zatajał, dlatego Clint zawsze ją o wszystkim informował. Nawet o najmniejszej drobnostce.

—Lecę z Fury'm do Nowy'ego Yorku.—powiedział patrząc jej w oczy. Laura spodziewała się tego. Wiedziała, że jej mąż będzie chciał lecieć z nimi, aby dowiedzieć się więcej o tej całej sprawie. Nie znała go przecież od wczoraj.

—Dobrze.—przytaknęła głową, spuszczając na chwilę wzrok, po czym dodała.—Ale jak coś się będzie działo, to do mnie zadzwonisz. Nawet w środku nocy.—Clint zaśmiał się cicho, jednak dziewczynie, nie było do śmiechu. Strasznie bała się o szatyna, a jego praca jej nie ułatwiała wcale sytuacji.

—W porządku.—pocałował ją krótko, a kiedy skończył dodał.—Idę się pożegnać z dziećmi.

Barton trzymając ukochaną za dłoń ruszył w kierunku domu. Otwierając drzwi od razu został zaatakowany przez własne dzieci. Cooper i Nathan rzucili się na ojca, a Lily śmiała się z tego razem z Laurą. Hawakeye poinformował swoje dzieci o zaistniałej sytuacji i się z nimi pożegnał. Wszyscy wyszli na werandę i patrzyli na wchodzącego do większego samolotu Clinta. Oczywiście w wejściu stał Fury. Widząc żonę Bartona, przywitał się z nią skinieniem głowy. Kobieta zrobiła to samo, a kiedy samolot odleciał weszła z dziećmi do środka.

—Poinformowałeś już Avengers o tym wszystkim?—zapytał Clint siadając na przeciwko dyrektora. Nie zbyt miał ochotę im to później wszystko od początku tłumaczyć. Był już trochę zmęczony, a jeszcze nie wybiła dwunasta. Zapowiadał się ciężki dzień, a sam fakt, że zaczynał go z Fury'm go nie pocieszał.

—Wszystko jest załatwione. Bardzo dobrze, że zadzwoniłeś. Teraz na pewno zdobędziemy jakieś nowe dane o Hydrze i łatwiej będzie nam ją zniszczyć.—Nick założył nogę na nogę i oparł się o oparcie fotela. Chciał tym samym pokazać, że czuje się ważniejszy od szatyna. Nie był do niego przekonany. Gdyby nie Romanoff i jej upartość, Clint nie siedziałby teraz w tym samolocie, a jego rodzina nie miałaby takiego domu i spokoju. To wszystko Barton zawdzięczał Nickowi po ataku Lokiego na Ziemię.

—Skąd ta pewność?—zapytał łucznik. Miał dziwne wrażenie, że jednooki znał, albo kojarzył blondynkę z kapsuły. Brak tej pewności nie dawały mu spokoju, ale nie mógł teraz nic zrobić. Wiedział, że czarnoskóry nie był do niego w stu procentach przekonany i wolał mu nie fikać, by nie stracić jego zaufania, o ile jakiekolwiek wobec niego miał.

—Przeczucie.—mruknął patrząc prosto w oczy szatynowi. Clint się wyprostował opierając o oparcie jak Fury pod wpływem jego wzroku. Te jedno oko robiło dużo więcej niż kiedy dyrektor miał jeszcze dwa. Ludzie jakoś bardziej się go bali, a tym samym i słuchali. Działało to na korzyść czarnoskórego.—Jeszcze nigdy mnie nie zawiodło.—dodał po chwili ciszy.

—Mam nadzieję, że i tym razem nie zawiedzie.—westchnął i zamknął oczy. 

Jedyna fajna dla niego rzecz, która się mu dzisiaj przytrafi to zobaczenie Natashy. Była jego najlepszą przyjaciółką, a fakt, że dawno jej nie widział dodatkowo go cieszył. Chciał się dowiedzieć co u niej, a że oboje nie lubią takich rozmów przez telefon, miał nadzieję, że szybko będą mieli chwilę dla siebie.

—Za jakieś pół godziny będziemy na terenie Bazy.—odezwał się drugi pilot pokładu.

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz