Rozdział 20

1.5K 72 4
                                    

Wszyscy wchodzili na pokład helikoptera, gotowi do zaatakowania Hydry. Wszyscy poza Alishą. Przez upartość Jamesa była zmuszona zostać. Nie chciała się z nim kłócić, tym bardziej, że i tak by z nim nie wygrała. Jeżeli Barnes się na coś uprze, to nie odpuści.

Właśnie siedziała z nim w pokoju i przyglądała się mu, jak nieudolnie stara się dopiąć ostatnie guziki kurki. Dziewczyna zachichotała cicho i podniosła się z łóżka, na którym siedziała. Stanęła przed nim i złapała za guziki.

—Co z metalową ręką nie jest tak łatwo.—zaśmiała się i spojrzała na Jamesa. Mężczyzna przyglądał jej się tak, jakby jutra miało nie być. 

Prawdą było to, że James miał jakieś dziwne uczucie. Jakby miało stać się coś złego. Obawiał się, że może nie wrócić do blondynki i za wszelką cenę musiał z nią teraz porozmawiać. Tyle razy ile już zaczynali ten temat, ktoś wchodził i im przerwał. Teraz nic mu nie przeszkodzi.

—Jeżeli nie wrócę.—zaczął brunet, sprawiając, że kobieta spojrzała na niego przerażona. Nie była gotowa słyszeć od ukochanego takie słowa. Sama myśl, że mógł nie wrócić, sprawiała, że miała ochotę zemdleć.

—Ale wrócisz.—weszła mu w zdanie Alisha, przejeżdżając dłonią po zapiętych guzikach.

—Ale jeśli nie.—zaczął ponownie James.—To chce żebyś wiedziała, że jesteś jedyną osobą, którą kocham i nie zmieniło się to przez te wszystkie lata rozłąki. Kiedy przestałem być w Hydrze, to ciągle myślałem co się z tobą stało, ale kiedy cię zauważyłem to myślałem, że zwariuje ze szczęścia.—dziewczyna słuchała go uważnie, patrząc w oczy. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie, słysząc to.—A potem jeszcze zobaczyłem ten pierścionek, którego nie zdjęłaś.

—Liczyłam, że jest dalej aktualny.—przyznała Rogers, przejeżdżając palcem po diamenciku.—Wierzyłam, że jeszcze kiedyś zobaczę ciebie i Steve'a. I tak się stało.—dodała po chwili. Jej oczy były już zaszklone, a pojedyncze łzy spływały po poliku blondynki.

—Jest. Jak tylko wrócę, zajmiemy się myśleniem o ślubie.—zapewnił, a następnie złożył na ustach dziewczyny długi i czuły pocałunek.

—Wszyscy mają schodzić się do helikoptera.—poinformował Friday.

Helikopter wylądował kilka kilometrów od bazy Hydry. Kiedy tylko Mściciele zbliżyli się do bazy, zaczęła się wojna. Strzały trafiały osoby z każdej strony, jednak Avengers dalej trzymało się lepiej.

Po kilku godzinach walki, za pomocą ładunków wybuchowych Starka,  po bazie nie było śladu. Powoli zaczynało się ściemniać, więc wszyscy ruszyli do helikoptera. 

—Jedna wiadomość do odsłuchania.—wydała dźwięk poczta elektroniczna Friday'a.

—Puść ją.—zarządził Stark, a po chwili puścił się dźwięk nagrania z Bazy.

—Friday poinformuj Starka, że Hydra się wdarła do bazy.—na ścieżce dźwiękowej było słychać zadyszany głos Rogers. Bucky słysząc to, o mało nie zemdlał. Jego kobieta była w niebezpieczeństwie.—Wtargnęli od sali konferencyjnej, wysadzając tam ścianę. Na naszym piętrze jest ich może ze stu.—po chwili rozległy się strzały, a nagranie zostało zerwane.

—Kiedy to przyszło?—zapytał przerażony 

—Dziesięć minut temu.

—No cholera.—przeklnęła pod nosem blondynka kiedy dostała kulkę w nogę. Rozerwała kawałek materiału z koszuli Barnsa i zaczęła tamować krwotok.

Przeturlała się za wyspę kuchenną, która dzięki swojemu ułożeniu, robiła za dobrą osłonę. Wyjęła spod szafki broń, o której mówiła jej ostatnio Natasha.

Wychylała pojedyńczo, strzelając do agentów. Udało jej się zabić kilku przeciwników, jednak kiedy zaczęli się do niej zbliżać, przeturlała się do filaru przy balkonie. Wstała i dalej strzelając, nadała wiadomość do Starka.

Po chwili usłyszała śmigłowiec lądujący od strony balkonu. Nim jednak sie odwróciła, Alisha dostała prosto w plecy, a kulka wyszła jej między piersiami.

—Nie!—wydarł się Barnesal, podbiegając do ciała blondynki. Złapał ją w ramiona i położył na swoje kolana.—Kochanie.—wyjęczał, a łzy spływały mu po policzkach.

Rana postrzałowa miała rozerwaną skórę w okół, a ubrania wsiąknęły większość krwi, zmieniając odcień na ciemną czerwień. Usta dziewczyny były delikatnie rozszerzone, a w kącikach ust miała strumyki krwi.

—Wróciłem, tak jak obiecywałem.—wyszeptał, wtulając się w jej ciało.—Przepraszam, że cię nie obroniłem.—płach bruneta było słychać w całym pomieszczeniu.

Steve wbiegł na piętro, rozglądając się siostrą. Szybko jednak zauważył przyjaciela z Alishą na kolanach.

Jego serce pękło na milion kawałków. Zjechał plecami i usiadł opierając się o ścianę. Zaczął płakać i obwiniając się za śmierć siostry.

Znowu to się stało. Znowu stracił osobę którą kochał. Najpierw Peggy, teraz Alisha.

^^^^

Dzisiaj wstawiam wam przedostatni rozdział, a jutro pojawi się epilog.

Viki_XYZ

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz