Rozdział 13

1.7K 83 5
                                    

—Uważajcie na siebie, obydwaj.—mruknęła blondynka, wtulając się najpierw w ciało brata, a następnie narzeczonego.

Dzisiaj był dzień, w którym miało dojść do zgarnięcia Zoli. Alisha tak stresowała się tym, co może czekać chłopaków, że sama osobiście sprawdziła osprzęt dla ich oddziału. Ta misja nie była najłatwiejsza, ze względu na pędzący pociąg, na który musieli się dostać.

—Wrócimy oboje cali i zdrowi.—posłał blondynce pocieszający uśmiech Steve, po czym wziął ją jeszcze raz w swoje ramiona.

—Jak tak nie będzie, to znajdę wasze zwłoki, ożywię i osobiście jeszcze raz zamorduje.

Po powiedzeniu tego dziewczyna odeszła do wołających ją Pułkowników. Steven stanął przed przyjacielem, wkładając dłonie w kieszonki spodni.

—Słyszałeś.—zapytał z cichym śmiechem.—Masz się pilnować, inaczej poczujesz gniew mojej siostry.

—Ej, ciebie też to dotyczyło.—zaśmiał się Barnes, po czym westchnął.—Myślisz, że po dzisiejszym przejęciu Alisha zgodzi się pójść ze mną do restauracji?—Rogers spojrzał ze zdziwieniem na przyjaciela, a brunet widząc to, zaczął wyjaśniać.—Chce, żeby wiedziała, że mi na niej zależy.

Jamesowi bardzo zależało na Alishy. Najmniejsza myśl o tym, że dziewczyna może się czuć z nim niedoceniona i niekochana, sprawiała, że źle się czuł. Nie chciał, aby jego kobieta czuła się przy nim źle.

Steven natomiast myślał, że zaraz wyśmieje bruneta. Nie rozumiał dlaczego jego przyjaciel miał tak negatywne myśli skoro, odkąd tylko para się zaręczyła, jego siostra jest szczęśliwa jak nigdy.

—Nie wiem co ty piłeś, ale nigdy nie widziałem Alishy szczęśliwszej niż od twoich oświadczyn. Ona wie, że ci na niej zależy i nie raz słyszałem jak rozmawiała z Howardem, o tym jak czuje się przy tobie wyjątkowo.

—Serio?—zapytał z zawahaniem Bucky.

—Serio, a teraz chodź. Musimy już jechać.—powiedział blondyn, po czym położył dłoń na jego barku i oboje ruszyli w stronę Volvo L3314. Każdy zajął swoje miejsce, a następie ruszyli w drogę.

—Szybciej panienki.—mruknęła Pułkownik, chodząc z jednej strony szeregu do drugiego.—W takim tempie będziecie przystawką waszego oddziału dla Niemców. Zjedzą wasz szybciej niż przeciętny pies mięso.—stanęła w miejscu. Minęło kilka godzin odkąd chłopcy wyjechali na misję przejęcia Zoli, a brak jakiejkolwiek informacji sprawiał, że w jej głowie powstawały coraz to czarniejsze scenariusze.

—Na gwizdek krokodylek, góra dół, najszybciej jak tylko potraficie.—warknęła, wydając rozkaz. Wydała dźwięk z małego gwizdka i przyglądała się uważnie jak rekruci wykonują ćwiczenie. Kiedy wszyscy stali już wyprostowani, blondynka zaczęła klaskać z obojętnym wyrazem twarzy.—Brawo chłopcy, brawo.—wszyscy popatrzyli po sobie i zaczęli się uśmiechać.—Jedyny Smith przeżył atak, a reszta jest martwa.—momentalnie uśmiechy z twarzy żołnierzy znikają, a następnie przenoszą wzrok na wspomnianego wcześniej Smitha. Ten jedynie zakłopotany spuścił wzrok.

—Pułkownik Rogers.—kobieta usłyszała głos osoby, znajdującej się za jej plecami. Odwróciła się do niej przodem i zlustrowała wzrokiem Howarda. Mężczyzna był ubrany w laboratoryjny fartuch, po czym dziewczyna wywnioskowała, że stamtąd przychodzi.—Jest pani roszona do centrali.—powiedział i wrócił do budynku.

—Agentka Carter zaraz się wami zajmie i nie zróbcie mi przynieście mi wstydu.—blondynka mruknęła cicho pod nosem i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Dziewczyna poważnym krokiem zmierzała w kierunku sali konferencyjnej, w której zebrały się wszyscy podejmujący głosu Pułkownicy. Alisha otworzyła drzwi na oścież, czym skupiła na sobie wzrok wszystkich osób w pomieszczeniu.

W ich oczach był widoczny smutek i żal skierowany do Rogers. Kobieta niewiele z tego rozumiejąc, podeszła do wielkiego stołu, na którym były porozrzucane dokumenty. Przyjrzała się każdej osobie przy stole, po czym usiadła na krześle najbliżej niej.

—Więc o co chodzi? Mam ćwiczenia.—Alisha chciała jak najszybciej się wydostać z tego pokoju. 

Przez wzrok jej współpracowników czuła się bardzo niekomfortowo. Wiedziała, że nie jest poinformowana o jakiejś rzeczy, a przez nieustające myśli o Barnesie, nie chciała się dowiedzieć o czym nie wiem. Nie chciała, aby przez jej głowę przeszła nawet jedna myśl o tym, że James nie wrócił do niej, tak jak obiecywał.

—Właśnie wrócili żołnierze z Zolą.—zaczął powoli Phillips, jednak kiedy do pomieszczenia Steve, Alisha wiedziała już co się stało. Widok samego brata, bez przyjaciela u boku, sprawił, że blondynka miała ochotę wybiec stąd do swojego gabinetu i zwyczajnie rozpłakać się jak mała dziewczynka.

Steven podszedł niepewnie w kierunku siostry i położył dłonie na jej barkach. Wiedział jak paskudnie musi się teraz czuć. Straciła w końcu kolejną osobę, na której jej najbardziej zależało. Rogers wcale nie czuł się lepiej. W końcu to on przyczynił się do jego śmierci. Nie zdołał go ocalić i przez to nie tylko stracił najlepszego przyjaciela, a także musi teraz patrzeć jak jego jedyna siostra cierpi. 

—Jak zginął?—zadała pytanie Rogers, najciszej jak tylko potrafiła. Nie chciała, aby ktokolwiek wyczuł u niej nieprofesjonalizm. Wiedziała, że z tego powodu i tak kiedyś przysporzy całemu oddziałowi wielkie  kłopoty.

—Wypadł z pociągu.—odpowiedział szeptem blondyn, zaciskając delikatnie dłonie na ciele Alishy.—Nie udało mi się go uratować.—Rogers powstrzymywał się od łez. Nie chciał mimo wszystko, aby pani Pułkownik je widziała.

—W porządku.—blondynka wstała i natychmiastowo wyprostowała się jak struna.—Pozwolą panowie, że już pójdę.—Chester jedynie skinął delikatnie głową, po czym szybko wyszła z pomieszczenia.

W ułamku sekundy znalazła się w swoim gabinecie. Oparła się plecami o drzwi i zacisnęła mocno oczy. Po jej policzku spłynęło kilka łez, a wargi zaczęły trząść się niemiłosiernie. Chwiejnym krokiem podeszła do biurka, a następnie usiadła za nim. Głowę położyła na jego blacie podtrzymując ją rękoma, po czym zaczęła zwyczajnie płakać. 

Płakała głośno, nie przejmując się tym czy ktokolwiek ją usłyszy. Teraz, będąc w swoim małym królestwie prywatności i spokoju, nie musiała przejmować się innymi. Łzami wydobywającymi się z jej oczu chciała wyrazić wszystkie negatywne emocje, które w niej buzowały. Po chwili kobieta usłyszała pukanie od jej drzwi. Nie podniosła jednak głową, tylko niewyraźnie mruknęła coś w ramiona.

—Mogę wejść?—zza drzwi wyjrzała brązowa czupryna Starka. Dziewczyna nie, zmieniając swojej pozycji, pokiwała niewidocznie głową. Mężczyzna wszedł w głąb pokoju, a następnie zamknął drzwi. Rozszerzył ramiona, a dziewczyna niemal natychmiastowo się w nich znalazła.—Już spokojnie. Poproszę w twoim imieniu o kilku tygodniową przerwę, abyś przeżyła żałobę.—dziewczyna odsunęła się od bruneta.

—Nie będę przechodzić żałoby.—powiedziała, starając się, aby jej głos nie drżał. Howard spojrzał na nią ze zdziwieniem, więc Alisha dodała.—James żyje. Nie zostawiłby mnie.

^^^^

Pisałam końcówkę DWA RAZY, ponieważ pracuję nie na swoim laptopie i on wcale mi nie ułatwia pisania.

-delreyvs twój laptop mnie nie lubi...

Ogólnie jakbyście chcieli się o mnie czegoś dowiedzieć to zadawajcie mi pytania tutaj, i jak pytania jakieś będą, to zrobie Q&A.

Viki_XYZ

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz