Rozdział 4

1.9K 81 16
                                    

Nowy York, stan Nowy York, 1943 rok

Minął prawie cały tydzień ćwiczeń, ciężkiej pracy i niedospanych po męczącym dniu nocy. Rogers starał się jak mógł, aby nie wyjść na mięczaka. Mimo utrudnień, w postaci innych rekrutów, którzy znacznie mu wszystko utrudniali, robił wszystko, by przez nich go nie wyrzucili. Był wdzięczny Erskine'emu za zaufanie jakim go obdarzył i po prostu nie mógł go zawieść.

W tym momencie wraz z resztą nowicjuszy, przed budynkiem głównym, pod okiem Agentki Carter robili brzuszki. Przez to jak inni wokół niego sprawnie pracowali, to Steve wyszedł najgorzej, jednak się nie poddawał i dalej walczył, by nie paść na ziemię i zbłaźnić się jeszcze bardziej.

Peggy rozmawiała z Alishą na temat jej brata. Blondynka była bardzo zła, że Abraham zgodził się na przyłączenie go do rekrutów i na początku kiedy się o tym dowiedziała, miała ochotę odezwać mu głowę. Jako starsza siostra cholernie się o niego martwiła i nie chciała, by stała mu się krzywda. Margaret nasłuchała się wielu historii o Rogersie. Zaczynała go w pewien sposób jakoś darzyć sympatią, jednak nie dawała po sobie tego poznać. Kobieta była jego opiekunem i mogło to z boku wyglądać bardzo nieprofesjonalnie, a Margaret za długo pracowała na te miejsce i nie mogła teraz tego zepsuć. Sama sobie by tego nie wybaczyła.

—Dawać panienki. Nawet moja świętej pamięci babcia zrobiłaby to sprawniej i szybciej od was.—brunetka chodziła w tą i spowrotem, od czasu do czasu patrząc na chłopaków i rzucając jakąś uwagę w ich kierunku. Nie zwracała uwagi nawet na, to że kawałek od nich stoją Phillips i Erskine, tworząc kolejny obrażający, a za razem motywujący tekst.

Mężczyźni stali przy furgonetce ze skrzyniami i rozmawiali o eksperymencie profesora. Chesterowi nie podobało się, to że Steve przez niego trafił do wojska. Marnowanie miejsca dla kogoś lepiej zbudowanego. Phillips długo się starał, aby dostać zgodę na ten zabieg, a Abraham swoim głupim wyborem mógł to po prostu zmarnować. Mimo wszystko Pułkownik starał się jakoś zaufać wyborowi profesora, chociaż jego zaufanie z każdym dniem treningu spadało.

—Czemu się tak uparłeś na Rogersa? Nie możesz wybrać Coucha*? Jest wysportowany i nie cacka się ze wszystkim.—Chester starał się jakoś przekonać Abrahama do zmiany zdania, jednak ten nie zamierzał tego robić. Po ostatnim wypadku jakim było podanie serum Schmidtowi, nie mógł sobie pozwolić na kolejny błąd. Mimo, że ostatnio to nie była jego wina.

—Nie szukam siły fizycznej, poza tym ten chłopak to zwykły łobuz.—Erskine był wdzięczny Chesterowi za pomoc przy zgodzie od senatu na eksperyment, ale teraz kiedy ją dostał, musiało być wszystko idealnie.

—Bycie miłym nigdy nie wygrało jeszcze wojny.—mruknął Pułkownik Philips i wyjął z jednej ze skrzyń granata. Od bezpieczył go i krzyknął.—Granat!—po czym rzucił go miedzy nowicjuszami. Wszyscy uciekli na boki, chroniąc się przed wybuchem, jednak jako jedyny Steve położył się na granacie.

Alisha wyszła z budynku akurat widząc ten incydent. Była tak wystraszona, tym co stało się na jej oczach, jednak kiedy zobaczyła obojętność na twarzy Phillipsa od razu strach zamienił się w gniew.

—Rozejść się!—warknęła zła, zwracając na siebie uwagę wszystkich, nie tylko rekrutów. Kobieta z dokumentami w rękach ruszyła szybkim krokiem w kierunku Peggy. Brunetka stała ledwo żywa, starając się przyswoić wydarzenia z przed kilku minut. Blondynka stanęła przy Pułkowniku i profesorze i patrzyła na pierwszego wściekłym wzrokiem.

—Radziłabym wysadzać bazy przeciwników, nie swoją.—mruknęła zła. W jej głosie było można usłyszeć jak bardzo była wkurzona na mężczyzn, że mogli dopuścić do wybuchu i straty jej brata.

Nigdy nie cieszyła się z ,tego że Steve trafił do wojska przez propozycje Erskine'a i sam się jeszcze na to zgodził. Czuła, że mimo jego dobrego serduszka i poprawnych statystyk na udział w eksperymencie, straci go szybciej niż myślała. Niż miała nadzieje.

Nadzieja już nie raz ją zawiodła i Alisha jej już po prostu nie ufała. Nie potrafiła już ufać własnemu instynktowi w sprawi nadziei. Po stracie rodziców i tego jak bardzo wierzyła, że jednak uda im się przeżyć, jedynie dobre słowa Jamesa ją jeszcze jakoś trzymały.

Cała sytuacja była utrudniona, ponieważ bruneta tutaj teraz nie było i nie miał jak ją pocieszyć. To ją najbardziej bolało, bo w słabych i męczących blondynkę sytuacjach, tylko Barnes potrafił zdziałać cuda.

—Dokumentacja dotycząca postępów naszych kadetów dla pana panie Profesorze.—blondynka podała teczki z danymi nowicjuszy Abrahamowi. Odsunęła się od nich o krok i spojrzała na żołnierzy.—Potwierdzone jest, to że jutro dowiecie się kto zostanie przypisany do udziału w eksperymencie Profesora Erskine'a. Ten z was, któremu się uda wziąć w tym udział, zostanie za dwa dni przeprowadzony do specjalnego laboratorium.—blondynka skończyła mówić i spojrzała na Abrahama. Podeszła bliżej i powiedziała na tyle cicho, aby ty stażec to usłyszał.—Mam nadzieję, że wybierzesz dobrze.

—Doskonale wiesz, że podjąłem już decyzje. Te papiery nie są mi potrzebne.—wyszeptał równie cicho.

Kobieta odsunęła się od niego i spojrzała smutno mu w oczy. Wiedziała, że trafi na jej brata. To było zbyt proste. Rogers był chudym i drobnym mężczyzną. Wręcz idealnym do tego przedsięwzięcia.

Alisha w sumie nie dziwiła się, że Abraham wybrał Rogersa. Tak wygląda idealna ofiara na szczura laboratoryjnego. Mężczyzna chciał też pretestować swoje serum na odpowiednim człowieku. Ostatnie podanie go człowiekowi nie skończyło się dobrze, więc to normalne, że chciał aby tym razem wszystko poszło po jego myśli.

Najbardziej przerażała myśl, że blodnyn mógłby tego nie przeżyć. Zostałaby sama, jeżeli Barnes nie wrociłby z frontu. Dziewczynie trudno byłoby pogodzić się ze stratą jednego, a co dopiero dwóch najważniejszych mężczyzn w jej życiu. Mimo iż w jej życiu był jeszcze Howard i pełnił w nim bardzo ważną dla niej role, ale i tak nie pobije nigdy tej dwójki.

Oboje wspierali ją od początku jej życia i Alisha nie wiedziała co takiego mogłoby się stać, aby Howard zamienił miejsce jednego z nich.

—Mam nadzieję w takim razie, że nic się nie stanie złego.—starała się uśmiechnąć wspierająco i prawie jej wyszło, gdyby nie fakt, że znowu przed jej oczami wróciła wizja straty młodszego Rogersa była dla niej zbyt bolesna. Pokręciła głową, żeby odeprzeć od siebie te złe myśli i dodała.—Skoro już wszystko przekazałam, nie jestem już tu potrzebna.

Kobieta odeszła kilka metrów na parking i wsiadła do samochodu, w którym znajdował się już Stark.

—Masz siły jeszcze na wyjście się napić? Miałaś dzisiaj trudny dzień.—Howard miał racje. Cały dzień Alisha spędziła nad papierami i strasznie bolały ją przez to plecy. Siedzenie przy biurku nie jest dla blondynki. Wolała szkolić rekrutów, ale ze względu na dokumenty potrzebne dla eksperymentu, musiała się za tym zająć.

—Wiesz, wolałabym chyba wrócić do domu.—pani Pulkownik uśmiechnęła się lekko i oparła o fotel.

—W takim razie na Brooklyn.

^^^^

Przepraszam was bardzo za wszystkie błędy w słowach, ale moja klawiatura na telefonie nie chce dzisiaj współpracować, więc może gdzieś zabraknąć litery czy spacji, bądz zamienione będą jakieś litery.

Szybko dla wyjaśnienia

Couch*-chodzi mi o tego blondyna, który atakuje Steve'a za kinem, ale nie mogę nigdzie znaleźć jak się nazywał, a w filmie mówią to nie wyraźnie. Jakby ktoś oglądał z napisami czy coś w tym stylu, gdzie jest napisane jak się przedstawia, to byłabym wdzięczna za tą informacje. Chwilowo blondynek dostaje takie nazwisko ponieważ tak słyszę jego wymowę.

Viki_XYZ

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz