Rozdział 12

1.8K 89 8
                                    

Rozdział dedykowany specjalnie dla _Asinus

Nowy York, stan Nowy York, 1943 rok

Rogers rzuciła papierami o blat swojego drewnianego biurka, po czym usiadła za nim. Odchyliła się najbardziej jak tylko pozwalało jej na to oparcie i zakryła twarz dłońmi. Od samego przyjazdu do centrali miała urwanie głowy i zwyczajnie miała już wszystkiego dość. Gdyby nie fakt, że są w trakcie likwidacji baz Schmidta, rzuciłaby wszystko i wróciła do domu. Ostatnio pobyt w nim był przyjemniejszy, niż przed powrotem Barnesa. W końcu mogła spędzać z nim czas, w taki sposób jaki właśnie chciała, na rozmowach, przytulasach i czułych słówkach, których James sobie nie szczędził w stosunku do Alishy.

Czuła się przy nim jak piękna i kochana kobieta, a nie jak żołnierz, pełniący warty dwadzieścia cztery na dobę. W sumie sama tego chciała i zapracowała, ale mimo wszystko inaczej to sobie wyobrażała. A na pewno nie tak ostro. 

Prawie całe dnie spędzała w swoim gabinecie, uzupełniając papiery, a jak już wychodziła, była traktowana jak wielgaśny mężczyzna. Jedynie Howard, Chester oraz Świętej Pamięci Abraham, zachowywali się wobec niej jak do kobiety. Była im za to doszczętnie wdzięczna.

—Można wejść, pani Pułkownik.—zapytał kobiecy głos, który usłyszała zaraz po skrzypnięciu drzwi. Blondynka spojrzała na gościa, znajdującego się w jej pokoju zmęczonym głosem. Była to rudowłosa kobieta, z ogromnymi zielonymi oczami. Rogers kiwnęła głową, po czym kobieta zamknęła za sobą drzwi.—Przyniosłam pani dokumenty do podpisania.

—Co to takiego?—zapytała, po otrzymaniu przez rudowłosą. Przeniosła na nią wzrok, oczekując odpowiedzi.

—W sprawie wydania potrzebnego sprzętu na tą akcję przejęcia Zoli.—odpowiedziała z poważnym wyrazem twarzy. Alisha nie kojarzyła tej kobiety, więc mogła spokojnie stwierdzić, że jest nowa na ich oddziale. Widać po niej było, że nie chce stracić tej roboty.

—Dobrze, dziękuję.—pani Pułkownik wydała szybko swój podpis, po czym rudowłosa z dokumentami wyszła z jej gabinetu. Blondynka nie miała nawet chwili spokoju, bo drzwi od jej gabinetu otworzyły się na całą szerokość.—Ty to zawsze wiesz kiedy mnie odwiedzić.—mruknęła zmęczona, przyglądając się Starkowi.

—Na szczęście już odpoczęłaś, więc możemy jechać.—powiedział ignorując jej zachowanie, po czym przeniósł wzrok na zegar ścienny.—Nie możesz się w końcu spóźnić.

Howard ze swoim cwaniackim uśmiechem podszedł do przyjaciółki i podniósł ją. Alisha nie stawiała oporów, bo zwyczajnie nie wiedziała co może się z nią stać, gdyby się sprzeciwiła. A po Howardzie niczego nie była pewna.

—Gdzie jedziemy?—zapytała, kiedy brunet położył dłoń na jej plecach i pchał do przodu, aby blondynka szła do wyjścia.

—Najpierw do domu cię przebrać, a potem do punktu 'x'.—Rogers wywróciła oczami. Stark zawsze kiedy miał lub był wtajemniczony w jakąś niespodziankę dla niej, używał punktu 'x' do nazwania tej niespodzianki. 

Dziewczyna zgrabnie wsiadła do samochodu Starka i kiedy ten ruszył w drogę, całą podróż obserwowała widok za oknem. Mimo tego co tam widziała, uspokajało ją to. Po dotarciu na pod kamienice Alishy, oboje wysiedli z czarnego BMW 326 i ruszyli do mieszkania Rogers.

—Dobrze załóż to.—powiedział brunet i wskazał na wieszak, zawieszony na drzwiach od sypialni blondynki. Na wieszaku wisiała zielona przylegająca sukienka, z wyciętymi plecami i niewielkim wycięciem dekoltu. Alisha zdziwiła się po pierwsze raz widziała tą kreację.

—Kto ją kupił?—zapytała, patrząc kontem oka na swojego nieznośnego przyjaciela. Stark jedynie westchnął, po czym cię cicho zaśmiał.

—Przyjmij to jako prezent na to, co ma się dzisiaj wydarzyć.—odpowiedział wymijająco, po czym spojrzał na Rogers.

—A jak się tu znalazła? Przecież nie masz klucza do mojego mieszkania.—blondynka na prawdę bała się odpowiedzi na to pytanie. Przecież Howard to czysty geniusz, zaraz się okaże, że zła.

—Ubieraj się.—powiedział, zanim wybuchł niepohamowanym atakiem śmiechu. Alisha z przerażeniem w oczach poszła do sypialni z sukienką od Starka.

Szybko się w nią przebrała i odpowiednio upięła włosy w elegancji kok. Nałożyła delikatny, ale dostojny makijaż, po czym wyszła z uśmiechniętym od ucha, do ucha Howardem. Mimo pytań, którymi blondynka obsypywała bruneta, ten nie wydał z siebie nawet najcichszego dźwięku. Minęło kilka minut zanim Stark zatrzymał się kilka metrów od ostatniej, jeszcze prosperującej restauracją w całym mieście.

—Myślałam, że ta restauracja, także została zmieniona na magazyn wojskowy.—powiedziała blondynka, spoglądając na mężczyznę.

—Ja też dopóki cię tu nie zabrałem.—zaśmiał się cicho, po czym wysiadł z samochodu. Okrążył go, po czym otworzył drzwi od strony pasażera. Podał Alishy dłoń, którą ona przyjęła, a następnie zgrabnie wysiadła z samochodu.—A teraz miłej zabawy.—powiedział. Wsiadł ponownie do BWM i odjechał, zostawiając kobietę samą.

Rogers niepewnie ruszyła w kierunku. Im  bliżej podchodziła, tym bardziej jej bijące serce, było głośniejsze. Jednak kiedy zobaczyła dobrze znanego jej mężczyznę, odetchnęła z ulgą. Kiedy stanęła przed Barnesem dopiero zauważyła, że mężczyzna wyglądał na jeszcze bardziej zdenerwowanego, niż ona kilka minut temu.

—Wyglądasz przepięknie.—powiedział, po czym pocałował ją na przywitanie.

—Ty także nie umywasz się w tłumie.—uśmiechnęła się zadziornie. Położyła dłonie na jego barkach, a potem przejechała nimi po jego czarnej marynarce.—Co to za okazja?—spytała, kiedy zasiedli do przygotowanego dla nich stolika. Wszystko wyglądało bardzo elegancko, co strawiło, że dziewczyna czuła się trochę niezręcznie. Nie chciała czegoś przez przypadek zepsuć.

—Najpierw kolacja.—uśmiechnął się do niej James, swoim cudownym uśmiechem, przez który na twarzy Alishy, także pojawiał się uśmiech. 

Cała kolacja minęła w przyjemniej atmosferze, a jedzenie jakie zostało podane było przepyszne. Alisha prawdopodobnie nigdy nie jadła tak pysznego posiłku. Właśnie dopijali wino ze swoich kieliszków, kiedy James westchnął cicho i wstał ze swojego miejsca. Kobieta patrzyła na ukochanego zdezorientowana.

—Alisha, tak jak to mówiłem, podczas wyznawania ci miłości, nie chce żebyś kiedykolwiek mnie opuściła. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, a teraz, kiedy znowu jesteśmy, nie pozwolę na to, abyśmy zostali rozdzieleni.—westchnął, szykując się na najgorszą i najbardziej stresujący moment w całej sytuacji.—Alisha, wyjdziesz za mnie?

Oczy blondynki zaszły łzami. Była tak zaskoczona i prze szczęśliwa. Nigdy nie czuła się tak wyjątkowa jak teraz. James pokazał jej jak bardzo mu na niej zależy i to sprawiło, że Alisha nawet nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią.

—Tak.—powiedziała łamiącym się głosem. Kobieta zakryła twarz dłonią i zaczęła cicho płakać, że szczęścia. James szybko założył na wolną rękę blondynki pierścionek, po czym wstał i przyciągnął do siebie.—Tak.—powtórzyła szeptem, wtulając twarz w tors Sierżanta.

—To teraz czas na kolejną atrakcję.—powiedział, patrząc w oczy ukochanej. Po kilku minutach znaleźli się na placu głównym, gdzie odbywał się festyn. Wojsko organizowało je, aby ludzie nie popadli w jakieś paranoje przez wojnę. Resztę wieczoru spędzili właśnie tam, bawiąc się ze Stevem i Peggy, oraz oglądając pokaz kolejnego wynalazku Howarda.

^^^^

Za trzy dni wyniki egzaminów...trzymajcie kciuki za mnie <3

Edit: Wattpad mi świruje...

Viki_XYZ

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz