Rozdział 17

1.5K 77 3
                                    

Stark i Rogers weszli przez drzwi do pomieszczenia, które przez wielu było zwane warsztatem Tony'ego. Blondynka zaczęła się rozglądać. Wszędzie był bałagan, dużo śrub i narzędzi oraz różnych maszyn. W oddali kobieta zobaczyła urządzenie, w którym spędziła kilkadziesiąt lat. Skrzywiła na tą myśl.

—Widzę, że lubisz majsterkować.—odezwała się po chwili niezręcznej ciszy Alisha. Odkąd wyszli razem z salonu i zjechali tutaj, Anthony był strasznie cichy. Rogers nie wiedziała zbytnio jak powinna zareagować i czy w ogóle powinna.

—Tam jest kapsuła.—mruknął brunet, wskazując niedbale dłoniom w kierunku maszyny, jednocześnie patrząc na papiery, jakiś wynalazków.

Alisha jedynie mruknęła i podeszła do kapsuły. Spróbowała ją otworzyć, jednak nie udało jej się to za pierwszym razem. Spróbowała ponowienie i kolejny raz, ale dalej maszyna nie ustępowała. Nagle przy jej dłoniach znalazła się jakaś metalowa dłoń. Dziewczyna pisnęła lekko wystraszona, a kiedy się odwróciła zobaczyła metalową zbroje.

—Spokojnie, pomoże ci otworzyć drzwi.—poinformował Stark, widząc przerażenie w oczach kobiety.

Blondynka się odsunęła, dając miejsce zbroi do działania. Nie minęła sekunda, a zbroja wyrwała drzwiczki i rzuciła je na bok. Kobieta spojrzała na Tony'ego, który z obojętnym wyrazem twarzy patrzył na całą sytuację.

—Nie zamierzam tego sklejać.—powiedział i wrócił do przeglądania planów.

Dziewczyna niechętnie weszła do kapsuły. Po tym co się dowiedziała, miała do niej jakiś uraz. Można było to też nazwać fobią. Bała się, że ktoś ją zaraz zamknie w niej i ponownie zamrozi. Zdawała sobie sprawę, że dała Howardowi zgodę na zamknięcie jej w niej, jednak teraz się jej zwyczajnie bała.

Podniosła jedną z płyt, tworzących podłogę, a przed jej nosem pojawiła się klawiatura numeryczna. Szybko wpisała kod, chcąc jak najszybciej wyjść z maszyny. Usłyszała otworzenie się kolejnych drzwiczek. Wyszła z maszyny i podeszła do drzwiczek znajdujących się z boku urządzenia.

Alisha wyciągnęła z niej teczkę i zamknęła drzwiczki. Otworzyła ją i zaczęła przeglądać dokumenty, aby stwierdzić, czy wszystko się znajduje i nikt jakimś cudem czegoś nie zabrał. Kiedy stwierdziła, że wszystko jest na swoim miejscu, obróciła się w kierunku drzwi, którymi weszła do pomieszczenia.

—Nie idziesz?—zapytała, patrząc na nieobecnego Starka. Brunet jedynie zaprzeczył głową.—Jesteś bardzo podobny do ojca.—dziewczyna pokiwała głowa i wyszła kierując się do windy. Wjechała na odpowiednie piętro, a wychodząc z windy, spotkała się z masą spojrzeń w jej kierunku.

—Proszę. Życzę miłej lektury.—powiedziała, rzucając papierami o stół. Nick jedynie wywrócił oczami, a następnie wyszedł z teczką w dłoniach.

—Pewnie nie wygodnie ci w tym mundurze.—zaczęła Wanda, zwracając na siebie uwagę blondynki.—Chodź, dam ci jakiś wygodny dres.—uśmiechnęła się przyjaźnie, co Alisha odwzajemniła.

—Dziękuje bardzo. Te mundury to była najgorsza rzecz jaką mogli wymyślić.—przyznała dziewczyna patrząc w dół na swój ubiór, który składał się z spódnicy, koszuli i marynarki. Oczywiście wszystko w zielonych kolorach.

Obie dziewczyny ruszyły w kierunku pokoju brązowowłosej. Pokój był w jasnych kolorach, co zdaniem Rogers, pasowało do nastolatki. Blondyna usiadła na wygodnym łóżku i patrzyła jak Maximoff przegląda zawartość swojej szafy, w poszukiwaniu czegoś dla Alishy.

—To powinno być dla ciebie dobre, jeśli chodzi o rozmiar.—powiedziała Wanda, podając kobiecie szare dresy i zwykły t-shirt jakiejś kapeli, której Maximoff słuchała.—Idź się przebrać. Tam masz łazienkę.—wskazała palcem na drzwi—Poczekam na ciebie.

Blondynce nie zajęło długo założenie ubrań od nastolatki. Przejrzała się jeszcze szybko w lustrze, po czym wyszła z pokoju. Obie dziewczyny wróciły do salonu, gdzie blondynka pierwsze co zrobiła to położyła się na kanapie, kładąc głowę na kolanach Jamesa. Reszta siedziała na kanapach, krzesłach lub robiła coś w kuchni.

—Jezu, nie pamiętam kiedy ostatni raz nosiłam coś innego niż mundur.—wyjąkała Alisha, jednocześnie myśląc o tamtych czasach.

Nagle drzwi windy się otworzyły, a z niej wyszedł Peter z plecakiem na jednym ramieniu i butelką wody w drugiej. Wyglądał na osobę naprawdę strudzoną życiem.

—Przepraszam, że przeszkadzam po raz kolejny w tym tygodniu.—rzucił na wstępie i ruszył do salonu.—Kapitanie, pomoże mi Pan z historią, a dokładniej z czasami wojny.—zapytał z nadzieją w oczach.

—Jasne, siadaj.—powiedział, śmiejąc się lekko i odsunął krzesło obok siebie. Chłopak usiadł i wyciągnął zeszyt i podręcznik.

—Pokaż podręcznik i ten temat.—poprosiła blondynka, ciekawa zawartością informacji w nim.

—Proszę, proszę Pani.—powiedział, podając jej książkę. Kobieta zgromiła go wzrokiem, na co ten się speszył, nie do końca wiedząc co zrobił źle.

—Nie Pani, tylko Alisha.—uśmiechnęła się przyjaźnie. Steve widząc zdezorientowaną twarz Parkera, wyjaśnił mu wszystko. 

—To jest moja siostra, która znajdowała się w kapsule o której ci rano mówił Tony.—usta brązowowłosego od razu się rozszerzyły do maksimum, jednocześnie pokazując jak bardzo chłopak nie rozumiał i był wdzięczny Rogersowi, że mu wszystko powiedział.

—Oh, okej.—mówił dalej zakłopotany Parker.—Jestem Peter.—przedstawił się kobiecie, która ciągle na niego patrzyła.

—Miło cię poznać Peter. To co tam ciekawego na historii.—zapytała blondynka, dalej przeglądając podręcznik na części II Wojny Światowej.

—Mam napisać jak wyglądała praca w trakcie wojny w budynku głównym, co wydaje mi się najłatwiej było przyjść tutaj, bo Pan tam tył, Kapitanie.—zaczął tłumaczyć Peter referat, który miał przygotować na następne zajęcia.

^^^^

Trochę nudy, ale to tylko takie małe wprowadzenie do kolejnego rozdziału. Możliwe, że uda mi sie go napisac i wstawić dzisiaj, ale nic nie obiecuje.

Viki_XYZ

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz