Rozdział 10

1.8K 98 2
                                    

kilka set mil od bazy Hydry, 1943 rok

—Nie myśl sobie, że cie ty zostawię!—krzyczał Bucky, utrzymując równowagę dzięki barierce.

Cała fabryka stała już w ogniu i pojedyncze elementy dachu spadały, z hukiem lądując na ziemi. Kapitan rozejrzał się po otoczeniu szukając jakiegoś ratunku dla siebie. Wiedział, że uparty James nie zostawi go na pastwę losu, i że będzie w stanie umrzeć tutaj razem z nim.

Po krótkiej chwili westchnął głośno i zestresowany. Wpadł na jeden pomysł przedostania się na drugą stronę, jednak było to bardzo ryzykowne. Rozszerzył barierkę, robiąc sobie miejsce, po czym odsunął się do końca. Mina Barnesa wyrażała przerażenie, tym co się miało zaraz zdarzyć. Patrzył z nadzieją w oczach i w duchu modlił się, aby udało mu się przeskoczyć. Steven wziął rozbieg i następnie wyskoczył, a dym unoszący się z dołu zasłonił jego całą jego postać.

—Nawet nie wiem jak się na tobie zawiodłem, Carter.—fuknął Chester, po dyktowaniu listu kondolencyjnego dla rządu.

—Nie żałuje tego co zrobiłam i Kapitan pewnie też, by nie żałował.—Margaret stała wyprostowana z teczką dokumentów, tuląc ją do swojego brzucha. Kobieta starała się utrzymywać poważną wyraz twarzy, jednak sama myśl, że Rogers nie wrócił była dla niej dołująca. Sądziła, że blondyn wróci ze względu na serum w jego żyłach. Wzmocniło go i po nim był praktycznie nie do zniszczenia. Jednak coś musiało go zatrzymać.

Alisha przeglądała papiery, słuchając jednocześnie rozmowę Phillipsa i Carter. Była tak zła, na to że jej przyjaciółka wysłała bez poinformowania nikogo, jej brata na misję samobójczą. Nigdy by się czegoś takiego po niej nie spodziewała. Odkąd usłyszała o tym co się wydarzyło, nie odezwała się do nikogo. Nawet Howard nic nie wskórał swoimi zadkami pocieszającymi.

—Co się tam dzieje.—warknęła, odkładając dokumenty na biurko, a następnie wyszła z namiotu. Od strony bramy wjazdowej było słychać głośne krzyki.

Po twarzach żołnierzy wywnioskowała, że są to krzyki szczęścia. Podeszła jeszcze kawałek spokojnym krokiem z wyprostowanymi plecy, aż zauważyła jak mężczyźni rozchodzą się na boki, robiąc korytarz. Zaraz obok blondynki znalazł się Chester, a obok niego Peggy. 

Po chwili zza rogu stworzonego przez żołnierzy, wyszła ogromna grupa z kampanii 107 z Rogersem na czele. Dziewczyna myślała, że oczy wypadną jej kiedy tylko zobaczyła Jamesa, uśmiechającego się do niej lekko. Steven z Jamesem u boku stanął przed Pułkownikami.

—Część osób potrzebuje pomocy lekarskiej.—poinformował Kapitan, stając na baczność i patrząc w oczy Chestera.—Jestem gotów, aby przyjąć karę za nieposłuszeństwo.

Rogersowi strasznie biło serce. Wiedział, że nagrabił sobie opuszczając obozowisko bez niczyjej wiedzy i że mógł przysporzyć swoją śmiercią wiele kłopotów Phillipsowi i swojej siostrze, jednak cały czas powtarzał sobie, że odbijając ludzi z rąk Schmidta wynagrodzi chodź trochę swoje błędy.

—Nie widzę takiej potrzeby.—powiedzieli w tym samym Alisha i Chester. Spojrzeli na siebie, po czym każdy wrócił wzrokiem na Stevena. 

—Carter dopilnuj, aby osoby potrzebujące pomocy lekarskiej zgłosili się do namiotu medycznego.—wydała rozkaz blondynka, patrząc na agentkę bez żadnych emocji.—A ty chodź ze mną.—dodała, tym razem zatrzymując wzrok na wysokim brunecie.

—Ja cię na prawdę przepraszam.—szepnęła Margaret, kiedy Alisha przechodziła przy niej. Rogers jedynie pokiwała głową, dając jej do zrozumienia, że porozmawia z nią na ten temat później.

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz