Rozdział 7

1.8K 74 1
                                    

Najpierw proszę o przeczytanie notatki...

kilka set mil od bazy Hydry, 1943 rok

Od przeprowadzonego eksperymentu na Stevie, minęło dużo czasu. Rogers na początku wygłupiał się na scenie, co nie podobało się ani mu, ani Alishy. Chłopak chciał ruszyć na wojnę i uratować amerykańskich żołnierzy, którzy ruszyli na front i przy okazji stracili łączność z bazą. Nikt nie wiedział co się z nimi stało i każdy zakładał najgorsze, jednak nie Alisha.

Blondynka starała się wierzyć, że zobaczy jeszcze swojego ukochanego Jamesa i będzie mogła rzucić mu się na szyję. Tak bardzo przeżywała fakt, że może już nigdy nie zobaczyć bruneta, że przestawała już normalnie funkcjonować. Coraz częściej pracowała na wpół przytomna czy zasypiała chwilowo w gabinecie, po czym sama się budziła z tak wielkim przerażeniem na twarzy, jakby przeżywała najgorszy horror podczas snu. Jednak tak to dla niej wyglądało.

Podczas każdej próby zdrzemnięcia się, kobieta widziała zmasakrowane od kul ciało swojego ukochanego. Kiedy tylko podchodziła do niego powoli, widziała coraz więcej szczegółów, które utwierdzały ją w fakcie, że Barnes zginął w cierpieniu. Za każdym razem budziła się w tym samym momencie, kiedy w oddali widziała, zbliżającą się do niej sylwetkę z bronią wycelowaną w brunetkę. Kiedy pocisk, wystrzelony przez postać był przy jej nosie, Alisha budziła się niemal z krzykiem. Jej przyjaciele i brat wiedzieli o problemach dziewczyny, jednak nie mieli jak jej pomóc.

Dziś jest ten dzień, w którym Alisha musi pomóc Pułkownikowi Chesterowi w jakiś papierach. Mężczyzna nie poinformował dziewczyny w czym dokładnie. Mimo swojego stanowiska Pułkownika, dziewczyna miała jeszcze dużo pracy papierkowej, której nikt nie chciał się podjąć. Blondynka wolała się tym zająć sama. Dużo z tych dokumentów było ściśle tajnych i nie każdy mógł je przeglądać. Alisha sprawdzając je sama, miała pewność, że nie wpadną w nieodpowiednie ręce.

Blondynka weszła do namiotu Phillipsa. Obecnie znajdowali się kilka set mil od bazy Schmidta. Czekali na odpowiedni moment, aby zaatakować wroga. Musieli być perfekcyjni w każdym ruchu, aby wygrać z Hydrą.

—W czym mogę ci pomóc, drogi Chesterze?—zapytała podchodząc do stołu i opierając się o niego.

Leżała na nim maszyna do pisania i duża ilość papierów z różnymi nazwiskami. Blondynka wzięła pierwszą kartkę z brzegu i zaczęła czytać nazwiska. Zdziwiło dziewczynę, to że było kilka znanych jej nazwisk. Właściciele nazwisk byli w przedziale, w którym także znajdował się Barnes przed wyjazdem na front. Kilku z nich znała nawet osobiście.

Blondynka wystraszyła się, więc zaczęła lustrować szybko wszystkie nazwiska w poszukiwaniu tego jedynego. Kiedy doszła do ostatniej kartki i nie znalazła nazwiska Jamesa, spojrzała niepewnie na Pułkownika.

—To nie są wszystkie nazwiska.—mruknęła, patrząc mu w oczy.

—To są potwierdzone śmierci. Reszte oznaczamy jako zaginionych i także piszemy do ich rodzin z kondolencjami.—wyjaśnił spokojnie starzec.

—Uśmiercacie prawdopodobnie żywych ludzi.—warknęła z pretensjami Rogers. Po chwili do namiotu weszli Carter i Rogers. Spojrzeli z niepokojem na zdenerwowaną Alishę i obojętnego Chestera.

—Przykro mi Alisha. Najszczersze kondolencje, ale nie mogę wyruszyć z moimi ludźmi na pewną śmierć, po twojego chłoptasia, który już pewnie nie żyje.

Blondynka rzuciła zła papierami, które trzymała w rękach o stół i wyszła z namiotu. Odeszła kawałek i zatrzymała się przy drzewie. Oparła się o niego i starała nie rozpłakać.

Tak bardzo ją bolał fakt, że już nigdy nie zobaczy swojego Jamesa. Mimo iż mógł gdzieś tak jeszcze żyć i cierpieć, nie mogła nic zrobić, by mu pomóc. Była tak bardzo zła na Phillipsa, że nie chciał go odbić. Miała ochotę mu zrobić tak dużą krzywdę, że nie wiedziała nawet jak to opisać.

Po chwili obok niej pojawiła się Peggy. Patrzyła się nią ze smutkiem i współczucieć. Dziewczyna nie raz rozmawiała z blondynką na temat jej chłopaka i wiedziała jak bardzo go kochała. Strata go była dla Rogers niesamowicie bolesna, a Margaret nie miała pomysłu jak mogłaby ją pocieszyć.

Głupie słowa typu wszystko będzie dobrze, albo James na pewno nchnieciałby abyś teraz płakała, nic nie pomogą, więc wolała siedzieć cicho i zwyczajnie przytulić przyjaciółkę.

Alisha wtuliła się w brunetkę i zwyczajnie rozpłakała. Mimo iż nie powinna pokazywać słabości żołnierzom znajdujących się dookoła w niej, nie mogła wytrzymać ani sekundy dłużej.

—Nawet nie wiem co mam ci powiedzieć. Jesteś moją przyjaciółką, a ja nie potrafię ci pomóc w tak trudnej sytuacji.—nagle wraz z wypowiedzeniem tych słów do płaczącej Alishy, Peggy wpadła na pomysł, do którego realizacji potrzebowała jedynie Steve'a i Howarda. Jednak najpierw potrzebowała pozbyć się blondynki.—Wydaje mi się, że powinnaś pójść spać. Jest już późno, a mimo wszystko dużo dzisiaj przeżyłaś.— powiedziała jej do ucha. Alisha pokiwała jedynie bezwładnie głową i ruszyła w stronę swojego namiotu.

Cieszyła się w duchu, że ma przyjaciółkę, na którą może liczyć w tak trudnych chwilach, jakie teraz przeżywała. Zamknęła namiot i przebrała się w grubsze spodnie i bawełnianą koszulę, które jej służyły za piżamę i położyła się na materacu. Przez chwile patrzyła na materiał namiotu przed sobą, jednak po chwili zamknęła ciężkie oczy i zasnęła, błagając aby jej sny nie kończyły się koszmarami z Barnesem w roli głównej.

Margaret widząc jak Alisha zamyka ich wspólny namiot, ruszyła od razu do Steve, którego znalazła przy scenie, na której wygłaszał swoje gadki motywacyjne. Podeszła go od tyłu zatrzymując się kilka metrów od niego.

Blondyn opierał się pupą o skrzynie i patrzył się w dal. Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej, co było można wywnioskować, po palcach zwisających pod jego prawą pachą. W pewnym momencie odchylił głowę do tyłu, wypuszczając przy tym powietrze. Podczas tego ruchu zobaczyć  sylwetkę Agentki, więc szybko wrócił głową na jej miejsce. Po chwili przekręcił głowę na bok, zachęcając tym samym Peggy, aby podeszła do niego.

Dziewczyna wiedziała, że Steve był przyjacielem Barnesa, i że jest mu teraz ciężko, jednak nie sądziła, że będzie jej się chciał tak po prostu wygadać.

Brunetka wolnym krokiem podeszła do blondyna i zatrzymała się przy jego boku. Odwróciła się do niego, stojąc przed jego ramieniem, natomiast Steve nie zmienił swojej pozycji. Zaczął mówić dalej patrząc się na drzewa i krzaki za płotem, oddzielającym las od namiotów i składzików z bronią.

—Muszę tam polecieć i na własne oczy zobaczyć czy jest martwy czy żywy.—mruknął prosto z mostu Rogers.—Możesz mi w tym jakoś pomóc?

—Mam już nawet plan.

^^^^

Ehm...przez cały tydzień nie byłam w stanie napisać tego rozdziału od razu. Każdego dnia dopisywałam parę zdań, przez co teraz cały tekt może wydawać się dziwny.

Od ostatniego rozdziału, mimo pomysłu na następne rozdziały, nie miałam siły psychicznie i fizycznie na napisanie go.

Dzisiaj ledwo dopisałam prawie pięćset słow, ale mam nadzieję, że jakoś ten rozdział wyszedł. Nie miałam sił, aby go jeszcze raz przeczytać w całości, więc liczę, że podczas pisania wyłapałam wszystkie błędy.

Viki_XYZ

Don't Leave Me Again || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz