Rozdział 28

6.5K 110 26
                                    

Wsiadłam razem Loganem do samochodu i odjechaliśmy spod szkoły.

Odkąd zerwałam dziwne stosunki, które mnie łączyły z nauczycielem łaciny moje życie stało się łatwiejsze. Zaczęłam spotykać się z Loganem. Po powrocie taty i Emily oboje zgodzili się poznać Logana zapraszając go na niezobowiązujący obiad, na który ku mojemu zadowoleniu wszyscy się polubili. Alice cały czas spotykała się z Deanem, a Clara z Nathanem. Logan dał w końcu spokój siostrze, który za moją radą poznał jej chłopaka. Chłopcy się polubili dzięki czemu mogliśmy się spotykać w czwórkę. Po jakimś czasie dołączyła do nas Alice z Deanem i teraz wszędzie jeździliśmy w szóstkę. 

Święta przyszły bardzo szybko. Standardowo w naszym domu zagościła duża lecz sztuczna choinka, którą ubrałam z tatą i Loganem. Jedynie co się zmieniło podczas ubierania to to, że nie potrzebowałam drabiny bo tak gdzie nie dosięgałam to podnosił mnie Logan do góry co nie spotkało się z zadowoleniem mojego taty ale nic nie mówił. Przed świętami biegałam z Alice i Clarą po galerii handlowej szukając prezentów dla wszystkich. Gdy w końcu padłyśmy na kanapę w Mc'donalds byłyśmy szczęśliwe mając prezenty dla każdego. Bałam się tylko dać prezent jednej osobie ale musiałam inaczej nie czułabym się w porządku pomijając tą osobę. 

- Alice idziesz ze mną na cmentarz do Sama?

- A kiedy chcesz iść? - zapytała jedząc frytkę.

- Zaraz po świętach. Wiesz chce go odwiedzić i mamę też.

- Jeśli wrócę z Deanem od jego rodziny to chętnie z tobą pojadę. 

- Dziękuję. Wiecie boję się, że tam będzie Eve i nie dam rady.

- Lily spokojnie wszystko będzie w porządku, zobaczysz. - pocieszyła mnie Clara masując moje plecy. 

W końcu święta się skończyły, a mnie został jeden prezent i dwa znicze w pokoju. Odetchnęłam głośno i poszłam do samochodu, do którego wsiadłam. Alice nie wróciła za co mnie bardzo przeprosiła, że nie może ze mną jechać. Tata był u mamy przed świętami więc nie chciał jechać, a Logana sama nie chciałam zabierać na grób byłego chłopaka. Chciałam załatwić dwie rzeczy za jednym razem więc najpierw pojechałam na cmentarz gdzie najpierw odwiedziłam grób mamy. Zapaliłam tam znicz i pomodliłam się. Właśnie szłam na grób Sama gdy w oddali zobaczyłam jego rodzinę. Razem z nimi szedł Ian rozmawiając z Eve. Zabolał mnie widok jego rodziców. Dawno ich nie widziałam ale nic się nie zmienili, poza zmarszczkami na twarzach. Zawsze elegancka mama tak samo jak i tata szli teraz pod rękę. Łzy miałam w oczach stojąc nad grobem chłopaka i próbowałam nie płakać gdy zapalałam znicz. Długo nie potrafiłam tam zostać i wręcz wybiegłam z cmentarza płacząc. W samochodzie próbowałam się uspokoić, bo musiałam jeszcze jechać w jedno miejsce i dać prezent, który mi został. Uspokoiłam się na tyle żeby móc prowadzić samochód i pojechałam. Stałam pod drzwiami domu z mocno bijącym sercem. Łzy same leciały mi z oczu cały czas pamiętając rodzinę Sama na cmentarzu. Pamiętam jak on chodził razem ze mną na grób mamy jak jeszcze żył. Znów się uspokoiłam i zapukałam do drzwi. Chwilę poczekałam i drzwi się otworzyły. W drzwiach staną mężczyzna w jak zawsze nienagannej koszule, na która miał założoną koszulę, a do tego miał na sobie czarne jeansy.

- Lily co się stało? - zapytał i wpuścił do środka.

- Nic takiego... to znaczy ja byłam na grobie Sama i tam była jego rodzina. - mówiłam i łzy znów same zaczęły mi lecieć z oczu. - Carter oni byli tacy beztroscy, byli tacy sami jak wtedy gdy żył...

- Lily, Sam nie żyje ale życie toczy się dalej i nie możemy nic na to poradzić tak już jest. - powiedział mężczyzna i przytulił mnie do siebie. - Nie płacz już, skarbie. - dodał i poprowadził mnie do salonu i usadawiając mnie na kanapie odszedł. Wrócił po chwili z pudełkiem lodów, dwoma łyżeczkami, paczką chusteczek i jakimś złotym trunkiem. Usiadł obok mnie, zostawiając wszystko na stole przed nami. - Mam lody śmietankowe, chusteczki i whisky.

Bądź mojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz