Rozdział jedenasty

428 38 42
                                    

- No tego się nie spodziewałem.

Jet wytrzeszczył oczy, gdy tylko usłyszał moje pytanie.

- Mariko zasugerowała mi naukę walki, więc przyszłam do ciebie. - uśmiechnęłam się. - Pomijając fakt, że sama ostatnio o tym myślałam, ale szybko się tego wyzbyłam.

- Skąd ta pewność, że umiem walczyć, co? - chłopak uniósł brew i przekrzywił lekko głowę.

Zamrugałam szybko kilka razy. Spojrzałam za jego ramię.

- Gdybyś nie umiał, nie nosiłbyś niepotrzebnego ciężaru. - wskazałam na dwie szable spoczywające na jego plecach.

Zaśmiał się. Sięgnął po jedną z nich i podał mi ją.

Chwyciłam rękojeść z lekką niepewnością.

- Więc mówisz, że chcesz nauczyć się wywijać czymś ostrym i niebezpiecznym? - spytał głośniej, patrząc na mnie z góry.

- Tak. - odeszłam parę kroków i przyłożyłam koniec szabli do szyi bruneta. - Ale chciałabym, żeby to było jak najbardziej, jakby to ująć... eleganckie. No wiesz, walka, ale z gracją, jak na panienkę z miasta przystało.

Zaśmiałam się, widząc jego minę. Był równie rozbawiony co ja, jednak wydawał się nie spodziewać ode mnie twierdzącej odpowiedzi.

- A do tego może jakąś herbatkę, co? To nie koncert życzeń, Yuki. - ominął ostrze i podszedł do mnie z głupawym uśmieszkiem.

- Może i nie, ale herbaty chętnie się napiję. - oddałam mu szablę. - To jak? Przyjmiesz mnie pod swoje skrzydła? Gwarantuję, że będę grzeczna jak nigdy.

Jet spojrzał na mnie z zastanowieniem i powoli uniósł brew.

- Niech będzie, najwyżej na tym stracę. - parsknął śmiechem, kiedy lekko uderzyłam go w ramię. 

Powrót do domu okazał się zaskakująco szybki. Jet opowiadał mi o swojej przeszłości, kiedy to mieszkał ze swoją bandą na drzewach i walczył w obronie wiosek przed Narodem Ognia.
Podziwiałam go za odwagę. Zdawało się, że mógłby oddać życie za przyjaciół, których jednak zostawił, by samotnie wyruszyć do Ba Sing Se.

- Nie tęsknisz za nimi? Spędziliście razem tyle czasu... - spytałam, kiedy chłopak skończył mówić.

- Trochę. Ale dobrze mieszka mi się samemu.

Spuściłam wzrok. Życie w tym mieście nie jest najlepsze, a co dopiero, kiedy nie ma się nikogo przy sobie. Nie chcę tego sprawdzać. Dobrze jest mieć świadomość, że w domu ktoś na mnie czeka.

- Nie chciałbyś u kogoś zamieszkać? To znaczy... żeby nie być samotnym. Nawet jeśli to lubisz. - zaczęłam machać rękoma. - Przepraszam, nie powinnam aż tak ingerować w twoje życie. Czy coś.

Uśmiechnął się lekko. Czułam się przy nim niesamowicie swobodnie, mogłabym spędzać z nim całe dnie. On też wydawał się być rozluźniony. Nawet za bardzo.
Poczułam lekki niepokój. Często przyglądam się ludziom i ich zachowaniom, lubię to obserwować. Wielu mieszkańców zachowywało się podobnie do Jet'a - spokojni, odprężeni, może nawet bezkonfliktowi.

- Wszystko w porządku? - spytałam niepewnie, zatrzymując się na chwilę.

Spojrzałam na przyjaciela z troską. Martwiłam się o niego.

To chyba nic nie znaczy, prawda?

- Jasne, wszystko gra. - zaśmiał się. Chwycił moją dłoń i pociągnął mnie za sobą. - Robi się późno, nie powinnaś być już w domu?

Destiny || Avatar the Last AirbenderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz