W herbaciarni o poranku nie było wielu ludzi. Ruch miał zacząć się dopiero za kilka godzin, gdy mieszkańcy Ba Sing Se opuszczą fabryki, których w dolnym pierścieniu było aż nadto. Całe masy ciemnego dymu, wydobywającego się z kominów, przypominały mi ostatnie trzy lata, które spędziłem na statkach w mundurze Narodu Ognia, jako książę poszukujący Avatara.
Teraz byłem kimś innym. Nawet nie nosiłem z dumą swojego imienia. Zmieniłem się w zwykłego uciekiniera i nikt nie widzi we mnie księcia. Byłem taki sam jak oni. Nijaki. Żyjący z dnia na dzień tak samo, a moją największą rozrywką było podawanie herbaty ludziom, którzy powinni mi się kłaniać.
Codziennie grałem chłopaczka skrzywdzonego przez wojnę, który musiał uciekać ze stryjem z rodzinnej wsi, a wszyscy mi wierzyli, jakbym był w tym naprawdę dobry. Może nie tylko Azula umiała kłamać? Może i ja miałem zadatki na zawodowego łgarza? A może wszyscy ludzie byli tak samo naiwni i durni?
Nie potrafiłem przyzwyczaić się do życia w Ba Sing Se. Każdego dnia widziałem to samo. Nawet twarze w herbaciarni rzadko się zmieniały. Jednak czasem pojawiał się niespodziewany gość, przez którego szczerze się uśmiechałem. Dość wysoka gaduła, która przy każdej rozmowie machała rękoma, jakby próbowała odlecieć i uparcie wierzyła w przeznaczenie, którego nie chciała poznawać. Ja nie musiałem się zastanawiać ani przez chwilę, co jest moim przeznaczeniem. Mam schwytać Avatara, odzyskać honor i zasiąść na tronie, jako godny następca mego ojca.
Yuki wprowadzała do mojego życia odrobinę normalności po ostatnich trzech latach życia na statku i rozpaczliwych próbach schwytania ostatniego maga powietrza. O ile moje życie było kiedykolwiek choć trochę normalne... Dziewczyna była ode mnie niewiele starsza, ale będąc w jej towarzystwie zachowywałem się, jak jeszcze większy dzieciak. Czułem, jakby nie dzieliły nas miesiące, a lata, podczas których ona stała się poważną młodą dorosłą, a ja nadal byłem nastolatkiem, który chichocze za każdym razem, gdy zauważy ładną pannę. Jednak w rzeczywistości było na odwrót. To ona liczyła sekundy do mojego powrotu, podczas gdy ja w pełni skupiałem się na pracy, której nie znosiłem.
Dzień w herbaciarni dłużył się z każdym wydanym kubkiem. Słońce zdawało się nie chcieć zachodzić, a ludzie sączyli parujące napoje wolniej niż zwykle. Nie miałem ochoty na stanie za ladą, a roznoszenie zamówień na tacy również nie było szczytem moich marzeń. Miałem dość herbaty. Od jej zapachu bolała mnie głowa, ale nie mogłem powiedzieć tego stryjowi. Nadal czuł się urażony po nazwaniu herbaty gorącym naparem z liści.
Z ogromną ulgą i delikatnym uśmiechem trzasnąłem drzwiami za ostatnim klientem. Mężczyzna był już stary i przychodził każdego wieczoru na kubek herbaty z żeń-szenia, której nigdy nie dopijał do końca. Swoimi trzęsącymi się dłońmi zbił dziś kubek, a uprzątnięcie bałaganu, który po sobie zostawił było najciekawszym, co spotkało mnie dzisiejszego dnia.
- Jest już zamknięte. - powiedziałem znudzony, gdy usłyszałem charakterystyczne skrzypnięcie drzwi. Nawet nie spojrzałem na natręta, który nie umie przeczytać prostej tabliczki, którą chwilę temu wieszałem.
- Przecież mówię, że zamknięte! - powtórzyłem znaczenie ostrzej, zaciskając dłonie na szczotce, którą zamiatałem odłamki rozbitego kubka. Było ich znacznie więcej niż się spodziewałem.
- Ciebie również miło widzieć Lee. - usłyszałem za plecami roześmiany głos, którego właścicielkę rozpoznałbym nawet na końcu tego idiotycznego miasta.
- Yuki!... - wyrwało mi się, gdy obróciłem się spojrzałem na uśmiechniętą dziewczynę, trzymającą ręce w kieszeniach kurtki. - Cześć. Nie wiedziałem, że to ty...
- Napijesz się czegoś? - zapytałem po chwili ciszy, którą przerywało tylko szuranie miotły po podłodze i stukanie odłamków rozbitego naczynia. Sprzątanie, gdy ludzie patrzą na to co robisz, zawsze jest bardziej czasochłonne. - Herbaty?
CZYTASZ
Destiny || Avatar the Last Airbender
FanfictionNie zmienię świata. Nie zakończę wojny. Nie zmienię zasad Ba Sing Se. Nie powstrzymam szerzącej się wokół nienawiści. Mury rosną z dnia na dzień, wciąż oddzielając ludzi od szarej rzeczywistości. Powoli przestaję wierzyć, że cokolwiek może się zmien...