Rozdział ósmy

551 49 38
                                    

- Niby dlaczego?

Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził głos chłopaka.
Nie zatrzymałam się, jednak odrobinę zwolniłam.

Jet dogonił mnie i zrównał ze mną krok.

- Bo cię proszę.

- A dlaczego miałoby mnie to obchodzić? Doskonale wiesz, gdzie mieszkam, więc możesz z ogromną łatwością, jak to masz w zwyczaju, mnie wyśledzić! - podniosłam głos, pierwszy raz od dawna.

Brunet chwycił mnie za rękę i stanął w miejscu. Jego uścisk był na tyle mocny, że nie mogłam nie zatrzymać się razem z nim.

- Powinno cię obchodzić, bo jestem dla ciebie miły, śliczna.

- Będziesz tego żałował, zobaczysz. - szybkim szarpnięciem wyrwałam rękę.

- Ejj, no proszę, chcę tylko pogadać! - usłyszałam za sobą, kiedy chwilę później ruszyłam przed siebie.

Znów mnie dogonił i ponownie złapał za rękę.
Jednak tym razem delikatnie, jakby bał się mnie uszkodzić.

- Mówiłaś przecież, że nie chcesz już być sama i...

- Czekaj chwilkę. - przerwałam mu. - Nie mówiłam ci nic takiego.

Jet zabrał rękę, która od razu powędrowała na tył jego głowy. Był zakłopotany.

- Podsłuchiwałeś, tak? Nie, powinnam raczej powiedzieć, że HEJ, TAK, PODSŁUCHIWAŁEŚ MNIE!! - wrzasnęłam, przez co niektórzy ludzie odwrócili się w naszą stronę.

- Uspokój się, Yuki...

- No jednak Lee miał rację! Nie jesteś taki milutki za jakiego się podajesz! - krzyczałam dalej, nie zważając na coraz większy tłum gapiów. Wkurzył mnie i to bardzo, nie będę się hamowała, nie teraz.

- Ten herbatnik ci o mnie wspominał?

- Po pierwsze - odsunęłam się od chłopaka. - to herbaciarz, mam przeliterować?

Brunet pokręcił głową.

- A po drugie, tak, wspominał. I miał rację. - zaśmiałam się cicho. - A ja głupia nie chciałam mu wierzyć.

Między nami zapadła cisza. Przyglądałam mu się uważnie, czekając na jego ruch.

- Hej, śliczna, czemu tak

- Przestań! - zatkałam uszy i zamknęłam oczy, próbując zignorować słowa chłopaka. - Lubisz mnie denerwować? Czy moja złość sprawia ci przyjemność?!

Zamyślił się i uśmiechnął się lekko.

- A jeśli tak, to co?

Wystarczyła chwila, by moja otwarta dłoń znalazła się na jego lewym policzku, zostawiając na nim czerwony ślad i pulsujący ból. Spojrzałam na niego przerażona, patrząc, jak pociera miejsce uderzenia. Zakryłam usta, kręcąc głową i mówiąc bezgłośne "przepraszam".
Odwróciłam się i ze łzami w oczach uciekłam.

Biegłam przed siebie, przepychając się przez ludzi i łykając słone krople, tłamsząc w sobie jednoczesny gniew i smutek.

Co ja właśnie zrobiłam? Dlaczego to zrobiłam?

Nie zwracałam uwagi na przechodniów. Chciałam tylko ukryć się przed światem na resztę dnia, próbując poukładać w głowie wszystko, co się stało. W mojej głowie zbierały się męczące myśli, obarczające mnie winą za jego ból.

Głupia jesteś, oczywiście, że to twoja wina.

Zatrzymałam się na chwilę w małej uliczce, chcąc złapać oddech. Zaczęłam krztusić się łzami, których z każdą sekundą przybywało. Oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy. Przypomniał mi się jego wzrok, kiedy kierowałam dłoń w stronę jego twarzy. Zaskoczenie przeplatające się ze smutkiem i strachem, widoczne w jego źrenicach, wywołały u mnie gwałtowny szloch, przez który ugięły się pode mną nogi. Ukryłam twarz w dłoniach, ponownie zamykając oczy, próbując ukryć się przed winą, jaka spoczęła na moich barkach.

Destiny || Avatar the Last AirbenderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz