▪XI▪

165 10 3
                                    

Teraz trwała wymagająca ogromnej odwagi i uwagi misja hobbita. Włamywacz właśnie po to wędrował z krasnoludami, by teraz przynieść im arcyklejnot. Kompania czekała przed wejściem, nie chcąc popsuć misji hobbita swoim zapachem, który Smaug napewno znał. Humory krasnoludów z minuty na minutę pogarszały się. Większość martwiła się o Bilba i o jego los po spotkaniu ze smokiem. Tylko jeden krasnolud widział co innego. Thorin już nie był sobą. Martwiło go teraz tylko złoto. Chciał je mieć tylko dla siebie. Czuł wrogów nawet wśród przyjaciół. Odsunął się od nich i obserwował tereny okalające Samotną Górę.
Powoli wśród krasnoludów pojawiało się przekonanie, że powinni wejść do góry i pomóc prawie bezbronnemu hobbitowi. Thorina jakoś tak przestał interesować los hobbita. Chociaż złoto przekonało go do wkroczenia do góry.
Za nim cała kompania również weszła do Ereboru.
Hobbit już uciekał przed smokiem, ponieważ tylko to mu pozostało. Mimo zagrożenia, Thorina interesowało tylko jedno-arcyklejnot. Bilbo powiedział, że go nie znalazł. Krasnoludzki król nie miał czasu na dokładnie prześwietlenie słów hobbita, ale był zły, że niziołek nie znalazł jego arcyklejnotu. Dębowa Tarcza w obliczu zagrożenia ze strony smoka jednak zachował resztki rozumu i obmyślił plan na smoka. Fajerwerki tylko zirytowały bestię na tyle, że rozpuszczenie złotej rzeźby Thróra dodało złości Smauga. Smok miał dosyć krasnoludów-poleciał spalić miasto.

Kompania bardzo przeżywała los rybaków. Zmartwieni krążyli na miejscu rozwalonej przez smoka ściany i czekali na powrót bestii.
Ale on zginął. Smaug spadł na miasto i już się nie podniosł. Mieszane uczucia rodziły się w krasnoludach, a połączona radość ze śmierci smoka i smutek z powodu zniszczonego miasta nie zaraziły Thorina. On znowu zaczął myśleć o tym samym. Teraz oficjalnie był jedynym, prawdziwym i bogatym Królem pod Górą.
Choroba zawładnęła sercem króla, a on sam nie wiedział, jak walczyć z nią. Nawet chyba nie chciał z nią walczyć. 

Dni w Ereobrze mijały, a po odrzuceniu wywiązania się z obietnicy złożonej ludziom z miasta na jeziorze, wielkimi krokami zbliżała się bitwa. Trzynastu krasnoludów, hobbit i pół elfka przeciwko kilkutysięcznej armii elfów i grupie ludzi-tak się wydawało większości miała ta cała bitwa wyglądać. Jednak wszystko potoczyło się inaczej. Gandalf już ostrzegł przed ogromnymi oddziałami orków, gdy na tereny pod górą dotar kuzyn Thorina-Dáin, władca Żelaznych Wzgórz, przewodząc armią krasnoludów.
Mało osób tego naprawdę chciało, ale było już blisko wojny pomiędzy krasnoludami, elfami i ludźmi. W dosyć odpowiednim momencie i jednocześnie zupełnie niepotrzebni pojawili się orkowie. Cała poprzednio wymieniona grupa zjednoczyła siły przeciwko orkom. A Król Pod Górą siedział w górze, jak na Króla Pod Górą nie przystało.
-Nie możemy tu tak siedzieć, kiedy oni tam giną!-Dwalin, jako zawodowy wojownik miał zupełną rację
-To nie nasza wina. Odzyskaliśmy górę, więc teraz będziemy jej bronić. My, nie oni.-Thorin dalej zaślepiony złotem nie zamierzał odpuścić
-Mam cię już dość! Siedzisz tu i zachowujesz się, jakby cię zupełnie nie obchodziła ich śmierć! Obchodzi cię tylko złoto i korona!-głos Lili odbił się od ścian skarbca, z którego Thorin nie wychodził-Dla mnie już nie jesteś królem...-dodała szeptem i te słowa zabolały ją tak bardzo, jak zabolałyby zdrowego Thorina
Nie czekając na reakcję Dębowej Tarczy wyszła ze skarbca, a on siedział dalej na tronie sprawiając wrażenie obojętnego na słowa dziewczyny.
Rozalia minęła wartujących przy zabudowanej bramie krasnoludów z zamiarem opuszczenia góry.
-Rozalia, stój! Co ty robisz?-jednym z wartowników aktualnie był Kili, który miał też już zupełnie dosyć Thorina
-Idę coś zrobić. Cokolwiek. Ja z nim tu dłużej nie wytrzymam.
Kili nie miał już siły zatrzymywać dziewczynę. Dodatkowo chciał iść walczyć już dużo wcześniej, ale w przeciwnieństwie do Rozalii, to Thorin był jego królem i powinien on pozostać swojemu władcy wierny.

Lili podejmując pierwszą próbę walki zorientowała się, że tak naprawdę, to ona nie ma co tam robić. Każdy pojedynczy ork miał zakodowane w tym swoim ograniczonym mózgu, że Lili jest najpotężniejszą ze wszystkich i może ona sięgnąć ich losu nawet w wieczności, którą mieli oni kiedyś osiągnąć. Łatwo było im więc zrozumieć, że jej muszą być posłuszni i widząc ją na polu walki odsuwali się. Walczące elfy, ludzie i krasnoludy nie chcieli jej zabić, bo była do nich podobna. Podsumowując dziewczyna nie miała z kim walczyć. Zupełnie.
Nie miała dużo czasu na myślenie, bo może i mogła by stać na środku broniona przez orków, tylko chcąc ocalić przyjaciół nie mogła swoich zamiarów zdradzić. Podjęła więc szybką decyzję i biegiem dotarła do miejsca, z którego wydawane były rozkazy. A dokładniej było to miejsce, w którym siedział Azorg.
Pokonanie stromego wzniesienia zajęło trochę czasu delikatnej istotce. Chociaż docierając na miejsce nie zawiodła się.
-Lili! Moja droga potomkini. Zostaw tych krasnoludów i wróć do nas. Po co masz się dalej męczyć?-dziad Rozalii nie bał się jej, za to wiedział o jej magii i chciał ją przekonać do jej używania
-Chcę być z wami.

Young and Beautiful || Thorin Oakenshield ᚺᛟᛒᛒᛁᛏ [najmniej krasnoludzka królowa]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz