▪X▪

189 13 0
                                    

Kochana zgraja krasnoludów obrażona na Barda za brak najlepszej broni pod górą udała się po "małą pożyczkę". A dokładnie to po prostu wybrali się w środku nocy do miejskiej zbrojowni, która mimo, że była pilnowana, nie była problemem dla krasnoludów. Co było tylko trochę zadziwiające na akcję rozboju w zbrojowni nie zabrali Rozalii.
Ich idealny plan legł w gruzach kiedy narobili więcej hałasu niż można byłoby przewidzieć. Złapani i wyprowadzeni przed dom władcy miasta w środku nocy, nie dali spać dalej Lili. Gdy tylko dziewczyna poszła za niewytłumaczalnym nocnym tłumem zobaczyła kompanie, która była osądzona właśnie o kradzież. Dotarło do niej szybko, że wcale nie ma powodów do cieszenia się, że jej tam nie było. Wiedziała, że albo uznali, że będzie im zbędna w tej akcji, albo wogóle najlepiej to by było, gdyby z nimi nie szła.
Obydwie opcje były nieprzyjemne z widoku osoby z boku, a dla Rozalii były tylko potwierdzeniem jej największych obaw. Jeszcze tego samego dnia, chwilę wcześniej Thorin powiedział, że dziewczyna jest jego skarbem, a teraz? Zostawili ją z niewyjaśnionych powodów.
Miała ich już dosyć. Tego okłamywania jej, tych różnic i tego poczucia bezwartości. W tłumie prawie nikt nie zauważył jak Rozalia poszła zabrać swoje rzeczy i używając magii niezauważalnie odpłynęła z miasta.
Dziewczyna coraz częściej zastanawiała się nad swoimi umiejętnościami. Ciekawiło ją w jaki sposób wtedy uratowała Thorina. Badała tą swoją magię. Szybko uświadomiła sobie, że może naprawdę dużo w porównaniu ze zwykłym mieszkańcem Śródziemia. Była czarodziejem. Ale dość wyjątkowym. Lili wiedziała też, że w niewyjaśniony sposób przy Gandalfie swojej magii nie może używać. Zastanawiało ją, czy to działa podobnie przy innych czarodziejach.
Nie używała tej swojej magii prawie wogóle, nie znała jej tak dobrze. Jeżeli jej magia ma cokolwiek wspólnego z jej ojcem lub dziadem to z taką myślą zaczynała się bać. Nie chciała, by ktokolwiek nieodpowiedni dowiedział się o jej magii.

Dzięki magicznej niewidzialności w świetle księżyca Rozalia pokonała już całe jezioro i opuściła łódkę. Nie interesowało ją już, co stało się z krasnoludami, chociaż wolała, żeby jednak władze miasta na jeziorze puściły ich wolno.
Idąc w stronę góry dopracowała swój plan działania.
Chciała znaleźć miejsce ukrytych drzwi przynajmniej chwilę przed krasnoludami.
Chciała powiedzieć im wszystko w ostatniej chwili, na końcu.
Chciała czekać na nich, kiedy będą iść do niej z myślą, że będą tam pierwsi.
Chciała się dowiedzieć, czemu ją zostawili.
Chciała się dowiedzieć, czemu on jej robił nadzieje, czemu kłamał.

Już przy wschodzącym słońcu dziewczyna niezauważalna pokonywała tereny dzielące jezioro i górę. Blisko południa zobaczyła ruiny pod górą. Ruiny miasta Dale. W tym mieście mieszkali przodkowie mieszkańców nowego miasta-miasta na jeziorze, które właśnie w tej samej opisywanej przeze mnie chwili opuszczały krasnoludy. Kompania bez Kiliego, Filiego, Oina i Bofura oraz bez Rozalii opuszczała miasto na jeziorze z obietnicą złota dla wszystkich. Z obietnicą, której nie wypełnią...

Dziewczyna bez problemów znalazła główne wejście do Ereboru. Zaraz obok ruin Dale znajdowało się wykute w skale wejście do wnętrza góry. Tyle, że było zasypane. Jedyne, jakie prowadziło do krasnoludzkiego królestwa było zaczarowane, a klucz posiadał tylko aktualny król-Thorin II Dębowa Tarcza. O odpowiedniej porze mógł powrócić do swojego domu. I chciał to zrobić.
Znalezienie miejsca, w którym były ukryte drugie drzwi do Ereboru zajęło trochę czasu dziewczynie. Musiała pół dnia iść bez przerwy blisko zbocza góry i szukać najmniejszej wskazówki dotyczącej dodatkowych drzwi. Ta wskazówka, która okazała się być najtrafniejsza nie była taka mała...
Niewidzialna pół elfka wspięła się po wielkiej krasnoludzkiej rzeźbie przedstawiającej jednego z historycznych przodków Thorina. Nie było innego miejsca, które mogłoby być tym magicznym miejscem. Miejscem zaklętych drzwi.
Dodatkowym śladem był drozd krążący blisko czubka ogromnej kamiennej głowy. Na końcu wspinaczki znalazł się kawałek wnęki wyglądający jak najzwyklejszy w Śródziemiu kawałek góry.
Dziewczyna została tam i czekała dość długo. Jednak kiedy wreszcie usłyszała głosy wspinających się po wielkiej rzeźbie krasnoludów, dalej nie miała ochoty pokazywać się im. Przecież mogła tam pozostać niewidzialna i obserwować ich próbę wtargnięcia do góry. Tak zrobiła. Cała kompania wpatrzona w ścianę, na którą padały promienie słoneczne nie zauważyłaby Rozalii nawet bez zaklęcia. Przez cały zachód słońca w dniu Durina krasnoludy kombinowały, jak wejść do ogromnego skarbca, należącego do Smauga, który odebrał go krasnoludom siłą.
Nie udało im się. Próbowali nawet sforsować ścianę, ale zaklęć nie mogli pokonać, nawet największą siłą. Rozalia spokojnie ich obserwowała. Przecież dzień Durina się nie kończył, a drozd nigdzie nie zapukał dzisiaj jeszcze.
Ale...poddali się.
-Słońce zaszło, to koniec.-po tych słowach Balina cała nadzieja, cała podróż stała się zupełnie bezwartościowa
-Światło, nie słońce. Siedzę tu od wczoraj, drozd krążył tu przez cały dzień, ale jeszcze nie zapukał.
-Rozalia?
-O przypomnieliście sobie o mnie? Z tej zbrojowni chcieliście iść prosto do góry, a mnie zostawić tam zupełnie samą? Wiem, nie pasuję do was zupełnie, ale można mi wprost powiedzieć, że mam się "przypadkiem" zgubić i dać wam spokój!-ona, ona nie wytrzymała i wykrzyczała wszystko, co chciała
-Ale Rozalia...to nie tak...-Thorin był tak zdezorientowany obecnością dziewczyny, jak i jej słowami
Król chyba chciał, znowu usłyszeć krzyk Lili, jej siłę, mimo że podczas kłótni, ale ona nie powiedziała już ani słowa. Przejmującą i niezręczną ciszę w końcu ktoś musiał przerwać. A teraz nikt nic nie mówił, a w oczach Rozalii ukryte głęboko łzy postanowiły pokazać się. Thorin, gdy je zobaczył chciał podejść do niej, ale przypomniał sobie, że to jego wina.
-To...to wszystko była jedna wielka pomyłka. Bo miał cię obudzić Ori, ale on zrozumiał, że ma cię obudzić Nori, tylko ma mu to powiedzieć. Ale Dori i Nori nie szukając Ori'ego poszli na samym przodzie już w stronę zbrojowni. Tym samym Ori kiedy ich znalazł już byli wszyscy razem w połowie drogi do zbrojowni. Zaczęli się kłócić o to, kto miał cię obudzić i ostatecznie nie poszłaś z nami. Następnym razem żadnym kołkom nie będę zlecał obudzenia cię, tylko zrobię to sam. Przepraszam...nie płacz już.-Thorin wyjaśnił całą sytuację, a reszta pokiwała głową na jej prawdziwość
Wykończona bardziej psychicznie niż fizycznie dziewczyna nie myśląc za dużo szybko przeanalizowała całą historię, gubiąc się pięćdziesiąt razy w tych całych Orich, Norich i Dorich, podeszła do Thorina i przytuliła się do Dębowej Tarczy. On z delikatnym uśmiechem na twarzy pozbył się wyrzutów sumienia i objął Lili. Przez chwilę nie odrywali się od siebie chcąc trwać tak jak najdłużej. Nie mogli jednak właśnie teraz wykorzystywać w taki sposób czasu, ponieważ usłyszeli za sobą ciche pukanie. A dokładniej nieduży ptaszek, pukając skorupką w skałę, pokazał przywódcy kompanii, że Rozalia miała rację. Blask księżyca oświetlił małą dziurkę w skale. Teraz cała kompania momentalnie odzyskała nadzieję. I im się udało. Thorin zostawił dziewczynę na chwilę-bo i tak chciał później do niej wrócić-i podszedł z kluczem do magicznych drzwi, które po chwili już ukazywały wejście do bogatego w złoto i smoka Ereboru.

Young and Beautiful || Thorin Oakenshield ᚺᛟᛒᛒᛁᛏ [najmniej krasnoludzka królowa]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz