▪XII▪

160 9 0
                                    

Dalej wszystko toczyło się dosyć nienaturalnie, a dokładniej to w kilka minut wydawało się, że jest ona tam od zawsze. Wystarczyło im, że siedziała tam i obserwowała co robią. Pół elfka czekała na dalszy rozwój wydarzeń i nie wiedziała jeszcze, że już nie jest do końca sobą. Stawała się kimś innym. Bezsensownie obserwowała ruchy orków coraz bardziej przekonując się, że jest jednym z nich. To był wpływ jej czarnej krwi, która jednoczyła i nakazywała słuchać przywódcy i dochować wierności ponad życie. Dzięki działaniu tej krwi całe oddziały orków trzymały się razem i mimo małych mózgów dogadywali się między sobą. Rozalia czuła co innego. To ona była następcą przywódcy. To ona miała kiedyś te oddziały prowadzić. To ona miała pozostać wierna czarnej stronie i coraz bardziej pragnęła być prawdziwym orkiem. Zaczynała się zachowywać jak zahipnotyzowana, choć nadal pozostawiała sobie swoją dużą wiedzę i inteligencję. Mogła być jedną z najcenniejszych broni orków. I się nią stawała.
-Możesz zabić?
-Mogę.-po czym bez chwili wahania Merionem odcięła głowę jednemu z kilku orków, którzy siedzieli tam z nimi tylko po to, żeby nie musieć walczyć i udawać, że coś robią

Zrobiła to płynnie i profesjonalnie, nie biorąc pod uwagę tego, że nigdy nie uczyła się walczyć. Takie ruchy wymagały kilkuletniej nauki. Nie zastanawiało ją to wtedy. Była skupiona na tym, co tam się wtedy działo i dalej nie przypominała prawdziwej siebie.
-Ale nie tak. Magią.-w głos Azoga wsłuchiwali się prawie wszyscy obecni na wzgórzu
Nie odpowiadając Lili spojrzała na kolejnego z obecnych tam orków, który tylko przez chwilę mógł bać się śmierci. Po tej krótkiej chwili padł martwy.
Władczy i mroczny uśmiech pojawiający się z niezauważalną prędkością na twarzy Azoga był dowodem na to, że właśnie tego się spodziewał. Reszta towarzystwa na wzgórzu, wcześniej lekko wątpiąc w umiejętności dziewczyny, teraz zaczynali poważnie myśleć o zagrożeniu. Tylko Azog nie przejmował się tym, że równie dobrze prawie nie znana mu jego potomkini jego także mogłaby zabić.
Orkowie byli jednak małomózgimi tchórzami potrafiącymi wyrządzić dużo zła. Jeden z nich w strachu posunął się nawet do czegoś, czego mógł bardzo żałować-jeżeli wogule znał takie słowo. Pod nieuwagę Azoga złapał prawą rękę Rozalii i wyciął na niej nieduży x.
Chciał w ten sposób niezauważalnie ją osłabić. Ale jej złość tylko zrosła. Faktem było, że udało mu się dziewczynę osłabić, ponieważ sztylet, którego użył był zatruty. Rana szczypała, ale z chęci zemsty dziewczyna udawała, że nic się nie stało. Był to tylko fragment jej planu. Z minuty na minutę brak reakcji Lili wywoływał coraz większa panikę orka. Wiedział, że z tego miejsca nie było odwrotu i musiał czekać na dalszy bieg wydarzeń.
Do tego tymczasowego obozu Azoga przybył jego syn. Pierwsze spojrzenie pokierował na Lili i dumnie, po zobaczeniu jej po tej stronie walki, przeniósł wzrok na Azoga. Ten udzielił mu kilku wskazówek na temat dalszej walki, ale wtrąciła się w to na końcu Lili.
-Ojcze-nie ciągnąc tego dalej podwinęła rękaw prawej ręki ukazując czarną literę
-Kto?-jego głos zapowiadający zemstę wyjątkowo ucieszył dziewczynę
Nie odpowiadając wskazała ręką winnego orka, a on zabrany z krzykiem, wcześniej nigdy nie wyobrażał sobie istnienia tortur, których doznał później.

Dochodząca wiadomość o wyjściu krasnoludów z góry nie zrobiła wrażenia na Rozalii. Była tak samo obojętna na ich los, jak Thorin wcześniej. I tak samo jak on, nie była sobą.

Kompania walczyła ze wszystkich sił. Gdy do przywódcy orków dotarła wiadomość o zbliżających się w stronę ich obozu czterech krasnoludów, blady ork postanowił schować się przed nimi. Rozalia domyśliła się, że musieli to być Thorin, Kili, Fili oraz Dwalin, ponieważ Thorin już wiedział, że ważnych zadań kołkom powierzać nie można.
Z zimną, czarną krwią Lili obserwowała, jak sam Azog złapał Fili'ego i wyszedł z całą resztą na najwyższy balkon wieży, w której się znajdowali.
Dziewczyna stanęła przy krawędzi pozbawionej jakiejkolwiek poręczy i z kamiennym wyrazem twarzy spojrzała w stronę trzech pozostałych krasnoludów stojących na dziedzińcu przed wieżą.
Thorin dopiero wtedy dowiedział się, gdzie odeszła i jak dużo stracił przez swoją chorobę. Chciał wtedy cofnąć czas, ale to było niemożliwe nawet przy użyciu największych istniejących czarów. Pamiętał jej słowa, które skierowała w jego stronę chwilę przed odejściem i w połączeniu z jej obojętną postawą bolało to podwójnie. Nie tylko to teraz było nie do zniesienia dla krasnoluda. Ork trzymał nad przepaścią jego siostrzeńca, a on nie mógł nic z tym zrobić.
W Rozalii po zobaczeniu Thorina obudziło się momentalnie jej prawdziwe oblicze i gdyby tylko mogła rozpłakałaby się tam. Tylko właśnie nie mogła tego zrobić i będąc świadoma tego, co się tam zadziało dla dobra przyjaciół dalej udawała przekonaną do orków.
-On umrze pierwszy.-kolejne słowa Azoga, w które wsłuchiwała się nie tylko Rozalia
To miała być już ta chwila, w której Durin tracił kolejnego potomka. Chwila, w której Thorin był jeszcze bardziej przekonany do krwawej zemsty, a rozpacz Kili'ego godna była największego poświęcenia.
-Stój. Winna jestem mu przysługę. Nie zabijaj go.-ork trochę zawiedziony po prostu puścił krasnoluda
Dziewczyna używając magii i delikatnego ruchu ręki uchroniła Fili'ego przed bolesnym upadkiem, gwałtownie hamując jego wycieńczone już ciało przy samej ziemi.
Odeszła z orkami dalej udając posłuszną i wierną im, chociaż spostrzegawczości Thorina nie wymknął się jej ruch ręki. Oakenshield znał jej magię prawie tak dobrze, jak ona sama i już wiedział o jej grze.
Kili nie zauważając zaklęcia Rozalii pobiegł w sam środek wieży znaleźć i zemścić się na orkach, a Thorin i Dwalin już po chwili musieli się bronić przed całą masą goblinów z północy wspinających się po zboczu wzgórza. Każdy z nich był w niebezpieczeństwie.

Na wieży Azog porozdzielał zadania dowodzącym małymi oddziałami i zadecydował o dalszym przebiegu bitwy.
-...Lili, chodź ze mną.-to nie był rozkaz, ani propozycja, czy prośba-to było coś pomiędzy
Dziewczyna nie posiadając sensownego planu po prostu poszła za orkiem. Trasa, którą szedł prowadziła w stronę zamarzniętego wodospadu. Na samym końcu drogi dziewczyna zorientowała się, po co tam idą. Tam był Thorin.
Teraz na jego widok nie reagowała obojętnością, tylko przyśpieszonym biciem serca i obawą o jego życie. Bardziej bała się o niego niż o siebie.

Tylko, usłyszała krzyk, kobiecy krzyk dochodzący z wieży. Przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić. Zdecydowała się zawrócić. Mogła pomóc komuś, kto był w niebezpieczeństwie i nie musiała określić, czy staje po stronie swojego dziada czy krasnoluda.

Chociaż właściwie to musiała. Musiała określić czy staje po stronie Kili'ego i walczącej z nim rudowłosej elfki, czy po stronie swojego ojca. Kili, gdy tylko zobaczył Rozalię spojrzał na nią z odrazą. Krasnolud tak naprawdę nie wiedział, co się stało. Czuł w dziewczynie zdrajczynię. 

Rozalia nie wiedziała, co ma zrobić. Złapała za ręce Kili'ego i elfkę prosząc tylko, żeby to się udało. To, czyli rodzaj magii, której wcześniej nie próbowała-chciała chociaż kawałek przenieść ich. Nie mogła. Udało jej się tylko użyć niewidzialności.

-Uciekajcie- pół elfka dodała szeptem i pobiegła w stronę wodospadu, a Bolg lekko zdezorientowany zniknięciem całej trójki nie mógł nic innego zrobić, jak tylko odejść stamtąd

Young and Beautiful || Thorin Oakenshield ᚺᛟᛒᛒᛁᛏ [najmniej krasnoludzka królowa]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz