▪︎ 11 ▪︎

149 17 5
                                    

Zima. Jak ja kocham zimę. Wszystko wyglądało tak magicznie podczas tej pory roku. Gałęzie były pokryte ślicznie białym puchem, tak samo jak grunt. Przedzierałem się przez wysokie zaspy uważając, żeby śnieg nie dostał się do moich butów. Sprawnie omijałem wystające wszędzie badyle. Bardzo lubiłem chodzić tym lasem. Jest tu cicho i zwykle nikogo tu nie ma, dzięki czemu mam czas na przemyślenia. Jednak dziś było inaczej.

Przechodząc obok jednego z drzew, zobaczyłem obok niego małe, czerwone plamki, prowadzące gdzieś. Pobiegłem za ich tropem. Z każdą chwilą było ich coraz więcej. Cały czas biegłem. Wychylając się zza rogu zamurowało mnie. Ktoś opierał się o jedno z większych drzew, wokół było pełno krwi. Powoli podeszłem do postaci. Była to biała kotka z różowymi elementami, kolorową grzywką zakrywającą prawe oko i rogiem jednorożec na czole. Ciężko dyszała, drgając z zimna. Nie miała na sobie żadnej kurtki, nawet bluzki. Miała na sobie wyłącznie krótkie spodenki i stanik.
- Boziu... - dopiero teraz zauważyłem dużą ranę pod jej żebrami, jakby ktoś wbił scyzoryk i go wyciągnął. Zakaszlała lekko krwią. Powoli kierowałem rękę w stronę narzędzia.
- Z-zostaw m-m-mnie... - wycharczała ledwo. Nie miałem zamiaru wykonywać jej rozkazu. Zdjąłem z siebie kurtkę. Zarzuciłem ubranie na jej plecy. Wziąłem ją powoli i ostrożnie pod ramię. Chciała protestować, lecz nie miała na to siły. Poczułem coś pod ręką, jakby jakieś ubytki w skórze. Kątem oka zobaczyłem, że to resztki po skrzydłach, których już nie ma, jakby zostały odcięte.
- M-mówiłam coś... - wykrzywiła twarz w bolesnym grymasie.
- Nie, muszę ci pomóc - nagle odepchnęła mnie i chciała iść najwyraźniej sama w tylko sobie znanym kierunku. Od razu padła na kolana. Wziąłem ją na ręce w stylu panny młodej.
- Spokojnie, mój dom jest niedaleko - widać było, że ledwo kontaktowała ale przytaknęły lekko. Pędem zacząłem biec w stronę mojego domu. Kilka razy o mało się nie wywaliłem.

~ time skip ~

Położyłem dziewczynę delikatnie na mojej kanapie w salonie. Na chwilę poszedłem do łazienki i wróciłem z apteczką.
- Dobrze, że znam się na pierwszej pomocy - zamoczyłem wacik w wodzie utlenionej i przyłożyłem do rany. Kotka zaczęła syczeć i jęczeć z bólu. Ścisnęła mocno moje ramię, wbijąc w nie pazury, który były bardzo długie i ostre.
- Ał! - widocznie zorientowałam się i puściła, patrząc zakłopotanie w bok. Gdy skończyłem, nałożyłem opatrunek i owiąnąłem bandażem.
- D-dziękuje - podniosła się do pozycji siedzącej. Patrzyła na mnie z wdzięcznością, szczęrząc swoje rekinie zęby. Przyniosłam jej jedną z moich mniejszych bluzek. Rzuciłem ubraniem w jej stronę. Błyskawicznie ją na siebie założyła.
- Powiesz mi, czemu o mało nie wykrwawiłaś się w tym lesie? - spojrzała na mnie wrogo.
- Spokojnie, chce ci tylko pomóc... - jej mina lekko złagodniała.
- Kilka lat temu, gdy byłam mała latałam sobie nad łąką... - nie dokończyła.
- Latałaś? - zapytałem zaciekawiony.
- Zaraz do tego dojdę, zamknij się... - skarciła mnie warcząc.
- W każdym razie... jeden z dzieciaków przedstawiający się imieniem Ron zaprosił mnie do zabawy. Ah, to był piękny dzień. Gdy się zmęczyliśmy, zaproponował mi wizytę w jego domu by się napić. Od razu przy wejściu dostałam czymś w głowę i zemdlałam. O-obudziłam się w jakimś cennym pomieszczeniu... - głos jej się powoli łamał - A tam... o-obciął mi sk-skrzydła i... i wstrzyknął jakieś cholerstwo, przez co stałam się potworem! - wrzasnęła, ukazując pazury i kły. A więc dlatego...
- Trzymał mnie tam do dziś. Codziennie biczował, tnął po rękach. Krzyczałam, błagałam o pomoc Rona, ale nic nie zrobił, tylko patrzył na mnie z żalem. Dziś postanowił w końcu dam sobie spokój i wyjechać za granicę, co mu stanowczo utrudniałam. Dlatego przywlekł mnie do lasu obiecując, że mnie puści, pod warunkiem że nikomu nie powiem, albo mnie zabije. Ucieszyłam się. Akurat w tym jednym punkcie kazał mi stanąć i... wtedy dźgnął mnie nożem. Zaciągnął mnie pod to drzewo, myśląc, że nikt mnie tam nie znajdzie. Zanim odszedł, życzył mi jeszcze szybkiej śmierci... - pękła. Zaniosła się głośnym płaczem. Nie dziwię jej się, musieć siedzieć w takich warunkach połowę życia a później o mało nie ginąc, chcąc zaznać smak wolności...
- Ej, spokojnie. Już koniec tego koszmaru... Teraz możesz go zgłosić na policję, pokazać się rodzicom, żyć jak dawniej... całe życie jeszcze przed tobą, bo wyglądasz mi na młodą osobę - lekko ją objąłem ramieniem, uśmiechając się delikatnie. Odwzajemniła gest, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Unicornelia - początkowo nie wiedziałem o co jej chodzi.
- [Imię]* - odpowiedziałem. Siedzieliśmy w takiej pozie jeszcze przez chwilę.
- Wiesz, ja już muszę iść spać, tonie radzę to samo, musisz odpoczywać - wstałem, przez co widocznie posmutniała.
- No okej... a... mogłabym skorzystać z prysznica? Od kilku lat nie miałam kontaktu z wodą... - faktycznie, była brudna w wieku miejscach.
- Oczywiście, zaraz ci wszystko przygotuję, łącznie z piżamą

Czekałem na Unicornelię na siedząc na kanapie z jakieś 20 minut. Chociaż jej się nie dziwię. W pewnym momencie wyszła, akurat jak byłem zamyślony, o mało nie dostałem ataku serca.
- Jestem gotowa - miała na sobie białą, zwykłą koszulkę i fioletową piżamę w żółte gwiazdki. Wyglądała uroczo.
- Dzięki za ubrania - usiadła obok mnie, oplatając rękami kolana.
- Nie ma sprawy. Jak już idę, dobranoc - stanąłem w wejściu do korytarza, czekając na odpowiedź.
- Dobranoc - odpowiedziała, kładąc się na kanapie i przykrywając się kocem. Zgasiłem światło. Docierając do pokoju, uwaliłem się na łóżko, przykrywakąc swoje ciało kołdrą. Przez całą noc myślałem o niespodziewanym gościu.

~ dwa miesiące później ~

Okazało się, że Uni nie jest taka milutka i wrażliwa jak wcześniej myślałem. Zaczęła się ostro rozkręcać. Nie mam zamiaru mówić ile razy o mało nie spaliła kuchni i nie zabiła się przez jakiś spadający wazon. Ciągle też do mnie zarywała, co nawet mi się podobało, bo Uni to dziewczyna akurat w moim typie, w dodatku jest bardzo ładna, choć ja nie tylko na ten aspekt zwracam uwagę.

Ogółem drugiego dnia po jej znalezieniu poszliśmy na policję i kotka zeznawała co się z nią działo przez te kilka lat. Dzisiaj Unicornelia ma się wprowadzić z powrotem do rodziców. Zasmuciła mnie ta informacja, zdążyłem się do niej przywiązać i przyzwyczaić do jej obecności w domu oraz odpałów. Cicho westchnąłem. Weszłem do jej pokoju, stając w progu. Pakowała już ostatnią walizkę. W te dwa miesiące zdążyła się mocno zadomowić i miała tu mnóstwo rzeczy. Zamknęła ją z hukiem.
- No, chyba czas na mnie... nie chce już być dla ciebie ciężarem. Ale dzięki za pomoc, gdyby nie ty już by mnie tu nie było, a rodzice wciąż by się zamartwiali na śmierć - położyła dłoń na moim ramieniu.
- Choć, odprowadza cię do drzwi. Rodzice już czekają - w ciszy udaliśmy się przed dom. W niezwykle niezręcznej ciszy. Dotarwszy, kotka ostatni raz obróciła się w moją stronę.
- Wiem, że wciąż możemy do siebie dzwonić, ale to nie to samo. W takim razie zostawię Ci coś miłego na pożegnanie - uśmiechnęła się zadziornie.
- Co takiego? - spytałem zaciekawiony. Ciekawe co odjebie.
- To - już miałem coś powiedzieć, ale nie zdążyłem. Czemu? Bo Uni wpiła się agresywnie w moje usta. O mój Bożeeeeee. Wiedziałem, że jest zachłanna, ale że aż tak? Po kilku sekundach oderwała się ode mnie, bo o mało byśmy się nie udusili. Stanąłem jak słup soli, wpatrując się w nią cały zarumieniony.
- Do zobaczenia kiedyś~ - puściła mi oczko i pobiegła do samochodu rodziców, jakby nic się nie stało. Odjechała, a ja wciąż tak stałem jak jakiś idiota. Ciekawe, co myśleli sobie przechodnie... (jebać przechodni)

~ jakiś czas później ~

Odkąd Uni nie ma w pobliżu wszystko jest jakieś takie smętne. Kiedyś mi to nie przeszkadzało, ba, nawet cieszyło, teraz jej bardzo daje mi się to we znaki. Ta dziewczyna serio nakręciła mi w głowie...
Siedziałem na kanapie, czytając książkę. Niezbyt mi się podoba i nudzi mnie, ale jakoś muszę zająć czas. Przerwało mi walenie w drzwi. Pewnie znowu Dorothy przyszła po cukier lub herbatę...
Podniosłem się, w celu otworzenia dzwi.
- Dorothy, przysięgam jeszcze raz przyjdziesz po coś to... - zostałem z miejsca powalony na ziemię, a następnie mocno przytulony.
- Niespodzianka kurwiu! - to... Nelia...?

___________
Normalnie bym tego nie opublikowała, ale że dzisiaj mam ochotę na publikację to cieszcie się póki możecie, bo znając życie jutro cofne publikację XD

A tam gdzie jest [Imię] to po prostu nie miałam pomysłu na wstawienie jakiejś mojej postaci bo żadna nie pasowała, więc możesz tam wstawić jakie imię chcesz, nawet Bożydar

Pod koniec trochę miałam głupawkę i stąd takie a nie inne słowa X')

Pisałam to dla zabawy, bo pisanie sprawia mi mi frajdę
Nie dla fejmu, nie dla podszkolenia się, dla zabawy

Śmietnik ShibyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz