▪︎ 12 ▪︎

126 11 3
                                    

Siema siema, zapraszam do kolejnego One-Shota, miłego czytania :D
Nawiązanko do poprzedniego UwU

Jakby było słabe w paru momentach to srry, ale drą u mnie w domu ryja wszyscy i ciężej mi się pracuje
_____________

- Witaj, kolorowa pokrako. Jak się spało? - do pomieszczenia wszedł wysoki husky ubrany w biały kitel.
- Od kiedy cię to tak nagle obchodzi...? - warknęła postać siedząca w ciemnym rogu pokoju, wycedzając ostre kły. Mężczyzna nie zareagował. - ...spało mi się okropnie, bo jakbyś nie zauważył od kilku lat śpię ma tym samym zimnym metalu... - odezwała się w końcu.
- Świetnie - odpowiedział krótko, podchodząc do stołu z narzędziami.
- To w jaki sposób dzisiaj się nade mną poznęcasz? Lanie batem po gołych plecach? Sypanie moich ran solą? Czy znowu będziesz mnie smyrał bo żona cię zostawiła? - zapytała ironicznie, z uśmiechem ba twarzy. Z miejsca oberwała prosto w policzek, przez co wpadła na ścianę. Złapała się za palące miejsce. Choć nie było to dla niej nic nowego, działo się to dość często.
- Wciąż dziwię się sam sobie, że cię jeszcze nie zakneblowałem - odparł ze stoickim spokojem. - Bo masz zbyt długi język.
- Więc po co tu jesteś, skoro nie chcesz mi zrobić żadnej krzywdy...? - spytała nieco zmieszana kotorożec.
- Wybieram się niedługo z synem za granicę, a ty bardzo byś mi przeszkadzała, więc pozwolę ci odejść - poprawił okulary. Kocica parsknęła śmiechem. - Niemożliwe. TY pozwalasz wyjść MI? Czy dzisiaj mamy Prima Aprilis? Już siedzę tu tak długo że nie wiem - kontynuowała śmiech. Za co oberwała po głowie. Po raz kolejny.
- Ale ty tak na serio...? - opuściła jedno ucho. Husky przytaknął. - Tak, ale... - przerwał na chwilę - Jeśli powiesz komukolwiek prawdę, to zamorduje ciebie i twoich rodziców... - dziewczyna opuściła głowę w dół. Po chwili namysłu ponownie spojrzała mężczyźnie w twarz - Zgoda.
- Świetnie. Zaraz wychodzimy. Tylko przyniosę klucze do twoich kajdan - i zniknął jej z pola widzenia, wchodząc po schodach na górę.

Z kryjówki wówczas wybiegł dużo niższy i młodszy pies husky z granatowym futrem. Jednak w przeciwieństwie do ojca [bowiem chłopak był jego synem] wyglądał dużo sympatycznej i taki właśnie był. Pobiegł do więźniarki.
- Uni! Nie mów, że się na to zgodziłaś! - podniósł ton przerażony. Ale nie na tyle, by ktokolwiek oprócz jego samego i towarzyszki go usłyszał.
- Sama decyduje o tym, co jest dla mnie najlepsze, Ron. - tupnęła stanowczo.
- W tym mkze być jakiś haczyk! Przecież wiem, że mój ojciec nie robi niczego bezinteresownie! - zganił Uni po raz kolejny.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale chce w końcu opuścić to miejsce! Chociaż na mały odręb czasu. Wiesz, kiedy ostatnio widziałam słońce? Latałam wśród chmur? Czułam woń kwiatów? Kiedy miałam 8 lat! A mam już 22! Odebrano mi moją wolność! Moich rodziców! Moją dumę! Która spoczywa teraz na twoich plecach, chociaż powinna się prezentować na moich! - wykrzyczała, mając gdzieś cały personel, który mógł się czaić dookoła. Złapała za jedno ze skrzydeł husky'ego, rozciągając je. - A to wszystko przez CIEBIE! To ty mnie tu przyprowadziłeś kilka lat temu! - cofnęła się.
- Dobrze wiesz, że ojciec też ma na mnie wpływ! Groził, że zrobić coś złego mamie... nie chciałem tego. A to. - spojrzał na skrzydło. - Nie chciałem tego. Nigdy nie chciałem. Chociaż marzyłem, by latać na niebie jak ty, nie chciałem spełnić marzeń w taki sposób. - kocica momentalnie zmieniła wyraz twarzy.
- Wybacz, to po prostu dla mnie zbyt dużo... powoli zaczynam pękać. Jeżeli nie umrę tam, to tu. - oboje usłyszeli kroki. - Musisz się już zbierać. Lepiej, żeby nie wiedział, że tu jesteś. Dobrze wie, że czasem rozmawiam, a nawet drę się na siebie samą. Masz alibi. Leć, ja sobie jakoś poradzę. - pomagliła go ręką. Ten błyskawicznie wybiegł z pomieszczenia. Ale zanim to zrobił...
- Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. - uśmiechnął się lekko, i zniknął na ścianą. Akurat do pomieszczenia wrócił tyran, bo inaczej się go nazwać nie dało.
- Wybacz, trochę mi zajęło znalezienie ich. - odkuł łapy kotki. — Ruszamy.

Po niedługiej drodze z laboratorium byli już w lesie. Musieli uważać, by nikt ich nie zobaczył. Dlatego obecnie szli lasem. Mało kto tu chodził.
Uni co chwilę coś rozpraszało. Co z się dziwić, od kilku lat nie miała kontaktu ze światem. Nie przeszkadzał jej nawet chłód i zimny śnieg, po którym musiała iść nie mając butów. Pewnie zatrzymałaby się gdzieś w środku drogi i ani ruszyła, gdyby nie to, że husky cały czas ciągnął ją za sobą, trzymając ją za ramię.
— Już zapomniałam, że tu jest tak kolorowo nawet zimą! — zauważyła zafascynowana. — Może on serio nie blefuje i mnie puści? Znam go dobrze, powinien mnie zajebać już kawał drogi z tąd, a wciąż tego nie zrobił... — pomyślała. Stanęła na chwilę. Niedaleko dużego drzewa.
— Ale skąd masz pewność, że Cię nie oszukam i nie powiem policji? Przecież będziesz za granicą... — zaśmiał się.
— No właśnie! — z kieszeni wyjął mały nożyk i dźgnął Uni kilkukrotnie w bok. Z rany zaczęła się lać krew. Dużo krwi. Kotka padła na kolana, starając zatrzymać krew łapką.
— Co ty sobie myślałaś? Że tak po prostu cię puszczę? Dobrze cię znam, i wiem, że złamałabyś mój zakaz! — zaśmiał się.
— Przynajmniej będę wreszcie wolna... nawet jeśli w innym świecie... — wydusiła z siebie. Ten zaśmiał się ponownie. I odszedł. Bez słowa. Uni ostatkami sił podeszła pod drzewo. Oparła się o nie, powoli opadając w dół.
— Moja upragniona wolność... po tylu latach... — zakaszlała krwią. Była już gotowa na odejście do innego świata gdy nagle...
— O mój Boże!

________
844 słowa bez rozpiski. Nawet nieźle jak na mnie :0

Śmietnik ShibyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz