Kiedy Kevin skończył mi wszystko tłumaczyć, udałem się do domu watahy. Dzisiaj miałem jeszcze wolne, treningi startują jutro z samego rana. Przekroczyłem próg budynku i doznałem szoku. Rzeczywiście dom watahy był przepełniony. Nic dziwnego, że alfa ma tyle na głowie. Znalezienie im wszystkim miejsca, wykarmienie ich i takie tam musi być nie lada wyzwaniem. Cudem udało mi się dostać na schody, po nich z trudem udało mi się przedostać na piętro rodziny alf. Tutaj było już znacznie mniej osób chociaż nie było jakoś spokojniej. Jako że dochodziła pora obiadu, udałem się do kuchni połączonej z jadalnią.
- Wstałeś wreszcie. - spojrzałem na brata, który chyba nie mógł uwierzyć, że mnie widzi lub po prostu był na to zbyt zaspany.
- A ty co tutaj robisz? - Matai podniósł się z miejsca i podszedł do mnie.
- Miło, że cieszysz się na mój widok braciszku. - przybiliśmy na powitanie piątkę. - Twoja żona mnie potrzebuje. Twierdzi, że Ty już do niczego się nie nadajesz. - dodałem rozbawiony, uwielbiałem się z nim drażnić.
- Jestem przekonany, że Ty nie dałbyś rady zaspokoić mojej kobiety. - stwierdził, dumnie wypinając pierś.
Mój brat jak na omegę zawsze był dumny i charakterny, co pewnie było zasługą naszego ojca. Zawsze powtarzał mu, że nie liczy się to jakiej jesteś rangi, a co sobą reprezentujesz. Dlatego mój braciszek zawsze dawał z siebie wszystko. Chociaż zdarzały mu się okresy buntu, kiedy nie dawał z siebie nic jednak to każdemu się zdarza.
- Tato ohyda. - Ethan siedział przy stole zdegustowany wraz z częścią rodzeństwa. Chyba brakowało tylko dwójki z prywatnego przedszkola mojego brata.
- Znowu demoralizujecie moje dzieci? - w wejściu znikąd pojawiła się Sophia, na rękach trzymała najmłodszą córkę.
- My? Ależ skąd skarbie. - Matai podszedł do żony i pocałował ją w policzek. - Widziałaś gdzieś Sawane?
- Jest ze swoim chłopakiem. - oświadczyła z szerokim uśmiechem, a mój brat od razu się skrzywił.
- No już nie bądź taki. - wtrąciłem rozbawiony. - Daj się zabawić dziewczynie póki jest młoda.
- Pogadamy, jak kiedyś będziesz miał dzieci. - warknął omega, a jego żona zaśmiała się cicho.
- Oj skarbie, ale z ciebie hipokryta. - białowłosa podała małą kotołakowi. - Byłeś na sto procent taki sam.
- Nie prawda. - usiadłem do stołu rozbawiony. - On był, o wiele gorszy jednak pominę szczegóły, bo się jeszcze rozwiedziecie.
- Widzisz? - Sophia usiadła obok mnie, co nie ukrywam bardzo mnie ucieszyło. Nie mogę jej posiadać jednak rozmowy z nią zawsze są dla mnie bardzo miłe. - W ogóle Lexi chwaliła Ci się już, że będzie Ci pomagać?
- Doprawdy? - spojrzałem na bratanicę z szerokim uśmiechem.
- Tak, mama stwierdziła, że wreszcie jestem gotowa. - oświadczyła z dumą dziewczyna. - Lub naprawdę brakuje jej ludzi i jest zdesperowana.
- Obstawiam to drugie. - stwierdził z rozbawieniem jej bliźniak.
- Ty to jesteś wredny Ethan. - wtrącił się Carlos, który był chyba najstarszy z trojaczków. - Tak traktować własną bliźniaczkę.
- Tak wredny to nawet Leo nie jest. - dodała Bridge.
- Hej! - rzucił oburzony Leo.
- Jaki zwierzyniec. - rzuciła oburzona Liana.
Jedynie Nicko wydawał się mieć to wszystko w głębokim poważaniu. Siedział z głową w telefonie, ignorując rodzeństwo.
Zawsze podziwiałem brata i Sophie za to, że radzą sobie z taką gromadką. Szczerze przyznam, że dla mnie dwójka dzieci to już zbyt wiele. No, ale jak nie chce się ruszyć tyłka po prezerwatywy, to tak się kończy.
- Spokój. - warknęła Sophia, na co wszyscy ucichli. Głos alfy czasami był niezwykle przydatny. - Miałam trudny dzień, a jest dopiero południe. Możemy, więc zjeść w spokoju?
- Tak mamo. - odezwał się Ethan, który wyraźnie jako jedyny miał na to odwagę.
Właśnie w takich chwilach cieszyłem się, że nie mam rodziny. Widziałem, że to bywa wykańczające, zwłaszcza kiedy dzieciaki się nie dogadują i takie momenty, kiedy widziałem jak dzieciaki dają im w kość, nieco mnie pocieszały. W końcu nic tak nie zakryje smutku z powodu nieposiadania rodziny, jak to jakie to bywa męczące.
- Co wy tacy dobici? - do kuchni wkroczyła Sawana, trzymała za rękę jakiegoś chłopaka z blizną na twarzy. Już chyba trochę rozumiem, dlaczego Matai go nie lubił. Ach te ojcowskie uprzedzenia.
- To nic. - odpowiedziałem widząc, że nikt inny nie miał na to ochoty. - A to kto? - spytałem, wskazując na chłopaka.
- To mój chłopak Chris. - oświadczyła radośnie, przyciągając do siebie chłopaka. - Chris, to jest mój wujek Andrew.
- Ile ty masz tych wujków? - chłopak wyglądał na wyraźnie zmieszanego.
- To już ostatni. - hybryda zaśmiała się lekko. - I tym razem to brat taty, a nie mamy.
- Chociaż tyle. - chłopak zajął miejsce przy stole, a moja bratanica usiadła na jego kolanach. Objął ją w talii, przytulając do siebie.
- Najpierw rodzice, a potem wy? - rzuciła oburzona Liana. - Jesteście okropni, a ty Saw jesteś hipokrytką.
- Ma to po ojcu. - dodała Sophia, łapiąc męża za rękę. On wyraźnie złagodniał na ten gest.
- Też będziesz trenować? - spytałem, chcąc zmienić temat.
- Tak. - Sawana posłała w moją stronę lekki uśmiech. - W zasadzie trenujemy wszyscy oprócz Ester.
Zmierzyłem wszystkich wzrokiem, chciałem skontrolować z kim będę trenować. Lexin była kotołakiem, ona jednak miała mi pomagać. Potem był Nicko, który zapewne będzie trenować. Następnie Sawana i na końcu Leo, który też jest kotołakiem. Resztę stanowiły wilkołaki. No i jeszcze mała Ester, która jeszcze nie wiadomo czym będzie. Jej oczy po urodzeniu nie zmieniały barwy ani kształtu. Niektórzy twierdzą, że jest zwykłym człowiekiem, ale ja się nie wypowiadam, nie znam.
- To spędzę trochę czasu z rodziną. - stwierdziłem rozbawiony, spoglądając na omegę wychodzącą z kuchni.
Młoda kobieta postawiła przed nami kilka naczyń. No tak Sophia jako alfa nie miała czasu gotować, a mój brat jest w tym po prostu beznadziejny, więc gotowały wyznaczone do tego zadania omegi, które i tak gotowały dla całej watahy. Blondynka życzyła nam smacznego, po czym opuściła jadalnie.
Dzisiaj na obiad podano schabowe, ziemniaki i jakąś surówkę. Nabrałem jedzenia, kątem oka spoglądając na resztę. Czasem chciało mi się śmiać, kiedy widziałem Mataia z Sophi. Kiedy ona zamierzała zjeść cztery schabowe, on- tylko jednego. Jako omega musiał jeść znacznie mniej. Alfa miała do zaspokojenia znacznie bardziej wymagające ciało, co wyglądało komicznie.
- Nicko odłóż ten telefon, bo inaczej ci go zabiorę.
Chociaż nie chętnie chłopak w końcu odłożył urządzenie i tak jak reszta skupił się na obiedzie. Potem spojrzałem na Sawane, która dawała się karmić swojemu wybrankowi. Bratowa uprzedziła mnie już żebym nie nazywał go jej mate, bo to drażliwy temat. Kotołaki nie lubiły się karmić jednak wilkołaki wręcz to kochały, a Chris był wilkołakiem, a przynajmniej tak pachniał.
Obiad upłynął nam w milczeniu. Szczerze czasem czułem ukłucia zazdrości spowodowane Sophi i Mataiem. Ich relacja była doprawdy wyjątkowa, co czułem nawet w trakcie kolacji, kiedy mój brat karmił swoją partnerkę. Kiedyś nie chciał o tym słyszeć, w końcu jednak uległ jej prośbom. Kiedy skończyłem posiłek, ruszyłem do swojego pokoju pod pretekstem rozpakowania się, a tak naprawdę nie mogłem już na to patrzyć.
CZYTASZ
Nigdy jej nie odnajdę
WerewolfAndrew alfa kotołaków miał swój niezawodny plan. Jak zawsze wszystko miało pójść gładko. A nie poszło... Miał porwać córkę alfy a ona miała okazać się jego przeznaczoną. Razem mieli połączyć rasy i dojść do słynnego zakończenia i żyli długo i szczęś...