ⓍⓍⓋⒾⒾⒾ

3.2K 169 6
                                    

Obudziłam się dzisiaj bardzo wcześnie. Stres przed ślubny wreszcie mnie dopadł. Niby wszystko było dopięte na ostatni guzik, jednak ja się stresowałam jakbym czegoś niedopilnowała. Ja nie powinnam się tak stresować, jednak nic na to nie poradzę. Jestem cholernie zestresowana. Chociaż Andrew z tego, co zauważyłam też chodzi nieźle zestresowany. Więc oboje jesteśmy kłębkami nerwów, co dodatkowo mnie stresuje. Po prostu rewelacja.

Weszłam do pokoju, gdzie miałam się szykować. Lena i Sophia już na mnie czekały. I jeszcze jakieś dwie członkinie watahy, które miały nam pomóc. Tak ślub alfy to ważne wydarzenie, w którym każdy chce wziąć udział i się do niego dołożyć. Westchnęłam cicho, a Sophia podała mi kieliszek z szapanem wzięłam pierwszy łyk i skierowałam wzrok na dziewczyny. Chciałam, żeby po prostu powiedziały mi co mam zrobić. Ja naprawdę jestem w tej chwili do niczego. Nienawidze taka być jednak nic na to nie poradzę.

- Usiądź, zaczniemy od włosów i makijażu. - jedna, z której kotek imienia nawet nie pamiętałam wskazała na fotel, a ja na nim usiadłam.

Sophia i Lena zaczęły ze mną rozmawiać o jakiś głupotach, tak by zająć moje myśli. Byłam im za to naprawdę wdzięczna. Bo w tej chwili byłam ledwo żywa ze stresu. I chciałam odsunąć swoje myśli, od tego co się dzieje. A raczej tego, co już wkrótce się wydarzy.

- Będzie super z,obaczysz. - zapewniła mnie moja była alfa. - Ja też cholernie się stresowałam. No, ale to ci przejdzie, kiedy zobaczysz go przed ołtarzem.

- Miejmy nadzieję. Inaczej nie wiem, czy dam radę wypowiedzieć słowa przysięgi. - zaśmiała się lekko, chociaż wcale nie było mi lepiej.

- Na pewno dasz. - wytrąciła Lena, chcąc podnieść mnie na duchu. - Nie masz się czym stresować. Zadbałaś o każdy szczegół.


- Jednak znając mnie, o czymś na pewno zapomniałam. - zaczęłam, ponownie się nakręcając.

- Jestem pewna, że wszystko jest w porządku. - Sophia w tym wszystkim wydawała się najspokojniejsza. I dobrze. Potrzebowałam teraz kogoś, kto naprawdę panuje nad emocjami.

- Gotowa. - oświadczyła szatynka. - Możesz zobaczyć się w lustrze i powiedzieć czy Ci się podoba.

Spojrzałam lustro i stwierdziłam, że wyglądam naprawdę dobrze. Włosy upięte były w niskiego luźnego koła, z którego wystawały dwa pasma. Na twarzy natomiast miałam lekki makijaż. Teraz musiałam tylko włożyć sukienkę. Podeszłam do wieszaka i zabrałam sukienkę. Szybko ją na siebie włożyłam i pokazałam się dziewczyna. Wyrazy ich twarzy mówiły dosłownie wszystko.

- Dobra musimy iść. - zauważyła, wskazując na zegar na ścianie.

- Racja. - wydusiłam i ruszyłam przodem.

Ruszyłam do miejsca, z którego miałam ruszyć do ołtarza. Uśmiechnęłam się szeroko do kobiety, która już tak stała. Wpadłam w jej ramiona, a ta odwzajemniła mój gest.

- Dobrze, że jesteś mamo. - rzuciłam w końcu się od niej odsuwając. - Bez ciebie ten dzień nie byłby taki sam.

- Jak mogłabym przegapić ślub własnej córki? - spytała, uśmiechając się szeroko. - Jestem taka szczęśliwa, że odnalazłaś swoje szczęście skarbie. Wyrosłaś na silną kobietę.

- To dzięki tobie mamo.

Na więcej rozmów nie starczyło nam czasu. Mama odprowadziła mnie do ołtarza. Sophia jednak miała rację. Kiedy tylko zobaczyłam mojego mate, stojącego przed ołtarzem wszystkie wątpliwości po prostu zniknęły. Tak samo, jak cały ten strach.

Ceremonia wydawała się zaskakująco krótka. Słowa przysięgi oboje wypowiedzieliśmy pewnie i bez zawahania. Byłam w stu procentach pewna tego, że chce z nim spędzić resztę życia. Stał się jego nieodzowną częścią. Po prostu nie umiałam już wyobrazić sobie rzeczywistości, w której mogłoby go nie być.

Po ceremonii ustawiliśmy się przed salą. Chcieliśmy przyjąć gratulacje od wszystkich gości, a potem udać się na wesele. Ludzi było całkiem sporo więc czułam, że to trochę zajmie.

- Mówiłam, że nie będzie tak źle. - Sophia przytuliła mnie mocno.

- Dobra miałaś rację. - zaśmiałam się, następnie tuląc brata męża.

- Nie bądź dla niego zbyt dobra. - Matai puścił mi oczko, a ja zaśmiałam się lekko.

Następnie przyszedł czas na rodziców mojego męża. Poznałam ich jakiś czas temu. I stwierdzam, że to bardzo miłe kotołaki. I chyba mnie polubili, co przyjęłam z ulgą.

W końcu dotarliśmy na salę weselną. Tam zatańczyliśmy pierwszy taniec. Oboje tańczyliśmy chyba całkiem nieźle. No, a przynajmniej mam nadzieję, że jakoś to wyglądało. Potem zjedliśmy pierwszy posiłek. Zadbałam o to by, wilkołaki miały nieco więcej jedzenia. Te bestie są nienażarte. Chociaż mi to nie przeszkadza to bywa to problematyczne, a nie chciałam by ktoś czuł się pominięty czy gorzej potraktowany.

Potem przyszła kolej na weselne zabawy. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale jakoś tak zawsze się na nich lepiej bawię po kilku kieliszkach. Odpięłam welon i rzuciłam go za siebie. Potem się odwróciłam i ujrzałam, że to Lena go złapała. Potem Andrew rozpiął krawat i rzucił go za siebie. Złapał go Ethan. Potem razem z Leną zgodnie z tradycją zatańczyło. Oczywiście jej mate był tym faktem średnio pocieszony. Jednak nic nie powiedział.

Wesele ogólnie oceniam jako udane. Wydaje mi się, że wszyscy dobrze się bawili. A przede wszystkim ja i mąż bawiliśmy się przednio. Razem pożegnaliśmy gości. Była już czwarta rano więc nie dziwne, że wszyscy postanowili się już zmyć.

- Wreszcie sami. - rzucił Andrew, łącząc nasze usta.

- Doczekaliśmy się. - zaśmiałam się lekko, po czym odwzajemniłam jego uśmiech. - Bardzo cię kocham Andrew. I będę już zawsze.

- Wiem. Nie musisz mi tego mówić. - Przyciągnął mnie do siebie, a ja zarzuciłam dłonie na jego kark. - Też cię kocham Olivia.

- Chodźmy wreszcie na górę. - rzuciłam, odrywając się od jego ust.

- Dobra. Skoro aż tak już nie możesz się doczekać.

Razem ruszyliśmy do naszej sypialni. Przysięgam, że ją uwielbiam. I to nie tylko dlatego, że jest niesamowicie gustowna. Co zawdzięczam mojemu facetowi. Serio Andrew ma wyczucie co do urządzania wnętrz. No, ale też dlatego, że wiążą się z nią bardzo miłe wspomnienia.

Poczułam jak mój mąż, obejmuje mnie od tyłu i zaczyna całować moją szyję. Przygryzła dolną wargę i położyłam dłonie na jego dłoniach, mrucząc zadowolona. Obróciłam się do niego przodem i spojrzałam prosto w jego oczy. Zdjęłam z niego marynarkę, cały czas patrząc prosto w jego oczy. Ubranie spadło na podłogę, jednak żadne z nas zbytnio się tym nie przejęło. W końcu Andrew dobrał się do zapięcia mojej sukienki i ją ze mnie zdjął.

- Myślę, że przed nami dobre życie. - wtrąciłam, rozpinając guziki jego koszuli.

- I bez wątpienia nienudne. - podniósł mnie i położył na łóżku. - Przy tobie nie można się nudzić.

- I to we mnie kochasz. - zaśmiałam się, kiedy ten ponownie połączył nasze usta.

- To, jak i za wiele innych rzeczy.

Potem już sami możecie się domyślić co się działo.

Nigdy jej nie odnajdę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz