ⓋⒾ

4.8K 237 7
                                    

Wczorajszy spór Sophi i Mataia skończył się ich pogodzeniem. Chociaż mój brat musiał się porządnie postarać, żeby żona mu wybaczyła i szczerze nie było mi go szkoda. Mężczyzna musi szanować swoją kobietę, bez względu na to, czy była to Sophia czy jakakolwiek inna kobieta. Chociaż nie ukrywam, że w ich przypadku życie w zgodzie musiało być bardzo istotne, w końcu są parą alfa. Dlatego też, kiedy się kłócili nie dopuszczali do tego, by wataha się domyśliła. W końcu ich sprzeczki negatywnie wpływały na wszystkich jej członków. Ukrywanie się z emocjami dla nikogo nie jest dobre jednak tutaj przede wszystkim liczy się dobro watahy. Kiedy moi rodzice się kłócili, jedyną oznaką ich nieporozumienia było to, że mama przenosiła się do pokoju dla gości. Nigdy nie sprzeczali się w obecności watahy i nigdy nie dali jej odczuć, że coś jest nie w porządku. Taka cena bycia parą alfa. Los całej sfory zależy od was, przez co wasze dobre samopoczucie schodzi na drugi plan.

Tak więc kryzys małżeński został zażegnany. Mimo takich kłótni Matai i Sophia stanowili zgraną parę. Od niemal samego początku walczyli o siebie z niesamowitą determinacją, czasem im tego zazdrościłem. Od kiedy pamiętam, chciałem mieć kogoś kto tak by mnie kochał i był gotowy o mnie walczyć. Jednak kiedy byłem młodszy, aż tak mi nie zależało. Byłem przekonany, że szczęście przyjdzie w swoim czasie. Teraz jednak lata mijają, ja robię się coraz starszy, a mojej mate jak nie było, tak nie ma. Powoli zaczynam tracić nadzieję na to, że kiedyś ją odnajdę. W końcu moi bratankowie już zaczynają odnajdywać swoje drugie połówki, a ja nadal jestem sam. Zaczynam czuć się z tym lekko mówiąc dziwnie.

Od dziecka słucham pięknych opowieści o bratnich duszach. O tym, że na każdego czeka jego przeznaczony i prędzej czy później w końcu los połączy ich ze sobą, choćby w najbardziej absurdalny sposób. Tak jak choćby mój brat i jego żona. Wydawałoby się, że nie mają szans się spotkać, a jednak. W końcu wszechświat zawsze znajdzie sposób. Tylko pytanie, dlaczego jeszcze nie połączył mnie z moją przeznaczoną? Czyżby był to bardziej skomplikowany plan? Nie miałem pojęcia jednak liczyłem, że w końcu przeznaczenie nieco się pośpieszy. Niby zmiennokształtni żyją dłużej jednak ile można czekać? Ta myśl, że mój brat jest sparowany od siedemnastego roku życia, a ja nadal jestem sam był lekko dobijający.

No, ale cóż, nie można się tak nad sobą użalać. Trzeba zacisnąć zęby i ruszyć dalej. W końcu od użalania się nad sobą nikt jeszcze mate sobie nie znalazł, a ja mam teraz znacznie poważniejsze sprawy do załatwienia niżeli myślenie o mojej mate.

Wszedłem na salę i rozejrzałem się uważnie, dzieciaków jeszcze nie było. Nic dziwnego, miały jeszcze pół godziny. Ja też zawsze przychodziłem na treningi na ostatnią chwilę. W końcu, po co marnować czas i siedzieć pół godziny jak można wpaść dwie minuty przed rozpoczęciem zajęć i to nie było spóźnialstwo. To była punktualność, ani za wcześnie, ani zbyt późno.

Początkowo nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić dlatego, też stałem opierając się o ścianę. Stając tak, wyczułem przyjemny zapach, z nie do końca znanych mi przyczyn mocno mnie pociągał. Już chciałem rozpocząć poszukiwania jego właścicielki, kiedy spod ziemi wyrosła moja bratanica.

- A ty dlaczego się nie rozgrzewasz? - spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, unosząc jedną brew.

- Mam jeszcze pół godziny. - spojrzałem na nią i od razu zrozumiałem, że jest niepocieszona moim zachowaniem.

- Kiedy dzieciaki przyjdą, masz być już w pełni gotowy. - stwierdziła, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Dlatego rusz się i do roboty. - jej ton był bardzo władczy.

Kiedy Lexin tak się rządzi, bardzo przypomina mi swoją matkę. Ma dokładnie taką samą mimikę twarzy, jest tak samo stanowcza i miała jej urodę. Jedyne co ją odróżniało to smukłe mięśnie jak na kotołaka przystało. No i miała po moim bracie pręgi na ciele. Nie wszystkie kotołaki mają znaki charakterystyczne dla kota, w którego się zmieniają. Jednak mój brat je posiadał i przekazał w genach części dzieci. Ja osobiście nie miałem takich cech.

- Tak jest szefowo. - rzuciłem żartobliwie, co niekoniecznie jej się podobało.

Może być sobie kotołakiem alfą jednak ja mam pod sobą watahę, czyli rangowo jestem wyżej, niż ona. W końcu ja jestem alfą watahy, a ona zwykłym alfą.

- Nie cwaniakuj. - rzuciła aż nad wyraz poważnie. - Tutaj to ja jestem ważniejsza.

- Nasza mała Lexi chciałaby być alfą. - przyciągałem ją do siebie, czochrając po włosach.

- Hej! - zaśmiała się lekko, wyrywając z moich objęć. - Trenuje, w końcu może dostanie mi się twoja wataha.

No tak, jeśli nie doczekam się młodych, to dzieci mojego brata będą miały pierwszeństwo do bycia alfami w mojej sforze. Nie ukrywam, że jednak wolałbym, by alfą został mój syn lub córka jednak jeśli będą to dzieci mojego brata, nie będę narzekać.

- Możesz pomarzyć. - szturchnąłem ją w ramię. - Jestem jeszcze młody i kogoś sobie znajdę.

- Już prędzej ja się sparuje. - stwierdziła rozbawiona, poprawiając włosy upięte w kucyk. - A teraz ruchy. Jedna z trenerek musiała pojechać do miasta, więc musimy za nią nadrobić. - odeszła pewnie by terroryzować innych trenerów.

Westchnąłem cicho i przeniosłem się bardziej w głąb sali. Rozgrzałem się, wykonując kilka prostych ćwiczeń i się porozciągałem. Powoli na salę zaczęły schodzić się dzieciaki. Wśród nich była Sawana, z którą przyszedł jej chłopak. On przypadkiem nie ma szkolenia z wilkołakami? Chyba przyglądałem mu się mało subtelnie, po chwili stanęła obok mnie jedna z trenerek.

- Są dosłownie nierozłączni. - stwierdziła, spoglądając na hybrydę i wilkołaka. - Chris nie ma jeszcze treningów, jest z nowej watahy. Alfa cały czas próbuje ich wszystkich jakoś tam upchać.

- Jasne i dzięki. - spojrzałem na kotkę. - Jestem Andrew. - podałem jej dłoń.

- A ja jestem Alex. - przyjęła mój uścisk dłoni. - Przygotuj się do zajęć i przestań tak się wpatrywać w bratanicę, nastolatkowie nie lubią czuć się obserwowani.

- Wiem to aż zbyt dobrze. - stwierdziłem rozbawiony.

Mimo wszystko nadal przyglądałem się tej parze. Kleili się do siebie i całowali co chwilę. U zmiennych takie okazywanie uczuć dla nikogo nie jest paskudne jednak mogliby się bardziej hamować. Tak, Sawana ma zdecydowanie temperament mojego brata.

- Będziesz wścibskim ojcem. - stwierdziła rozbawiona kobieta, co oderwało mnie od przyglądania się parze.

- To u nas rodzinne. - wzruszyłem ramionami, spoglądając na kobietę. - No, ale na razie nie zapowiada się bym był ojcem.

- Na każdego przychodzi pora. - kotka uśmiechnęła się szeroko.

Odwzajemniłem jej uśmiech, odwracając wzrok od bratanicy. Szczerze miałem nadzieję, że to prawda i, że w końcu uda mi się ją odnaleźć.

Nigdy jej nie odnajdę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz