4.8K 235 30
                                    

Kiedy tylko uporałem się z moim problemem, wpadłem do sypialni brata. Zataczał on duże koła i wymachiwał rękoma. Znałem go na tyle, by wiedzieć, że jest na siebie wściekły, bardzo dobrze. Mam nadzieję, że żałuję swojego zachowania, a przede wszystkim, że boli go to tak jak ją. Niestety więź mate mimo swoich uroków miała też wady. Jedną z nich było to bezgraniczne przywiązanie. Dobra to była czasem wada, czasem zaleta. Wada była taka, że bratnie dusze zawsze będą do siebie lgnąć i nieważne jak bardzo by się zawiedli czy też zranili. By się rozstać, potrzeba wiele czasu i cierpienia. Ponoć nic nie opisuje tego cierpienia, które towarzyszy rozłące. Poniekąd to rozumiałem. Za dzieciaka, kiedy mama musiała przebywać w skrzydle szpitalnym, tata był jak nie on. Wydawał się wiecznie zmęczony i czymś przybity, a ona musiała po prostu zostać w domu watahy na oddziale szpitalnym. Nie wyobrażam sobie co stałoby się z tym facetem, gdyby ona odeszła.

Matai rozumiał, że mimo wszystko Sophia jest bardzo silna. To znaczy mam szczerą nadzieję, że to rozumie. Ich córka i z tego, co się orientuję jej ciotka, odepchnęły więź mate, kiedy okoliczności sprawiły, że stała się ona przekleństwem. Mój brat powinien zdawać sobie sprawę z tego, że ona może odejść, a jeśli nadal będzie tak egoistycznym dupkiem starci ją na zawsze.

- Nie teraz. - warknął w moją stronę, kiedy tylko zorientował się, że nie jest sam.

- Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny. - oświadczyłem, ignorując jego wcześniejszą uwagę.

Matai spojrzał na mnie tak, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, już byłbym martwy. Był tak wściekły, że z trudem powstrzymywał swoje wewnętrzne zwierzę. Omegi rzadko kiedy bywały w aż tak złym stanie. W przeciwieństwie do alf rzadziej traciły kontrę.

- Nawet mnie nie wkurwiaj. - warknął, ukazując swoje białe kły.

- Przestań pajacować. - tym razem to z mojego gardła wydobyło się głośne warknięcie. - Od chodzenia w kółko nie naprawisz własnych błędów.

- Przecież wiem. - przeczesał włosy palcami. - Tylko niby co ja mam zrobić?

- A dlaczego mnie pytasz? Ja nie mam partnerki. - wzruszyłem ramionami.

Wiem, że mogłem bardziej się postarać jednak nie chciałem. To Matai musiał dojść do tego, jak stać się lepszym partnerem. Jego następny krok musiał być jego inicjatywą, płynącą z jego uczucia do żony.

- Zjebałem. - przyznał, siadając na łóżku. - Jestem beznadziejny. - schował twarz w dłoniach zrezygnowany.

Kotołaki mają tendencje do takiego dołowania się. W trudnych chwilach wilkołaki stawały przed lustrem i powtarzały sobie, jakie są zajebiste. Kilkukrotnie miałem okazję widzieć, jak Sophia to robi, wydawała się wtedy tak silna i pewna siebie. Za to my robiliśmy dokładnie to, co mój brat teraz. Dobijaliśmy się, wytykając sobie wszystkie wady.

- Bądź facet. - usiadłem obok brata i poklepałem go po plecach. - Nie dołuj się tylko rusz dupę i ją przeproś.

Zdawałem sobie sprawę, że to, co między nimi zaszło było czymś poważniejszym niż jedną kłótnią. Musieli od dłuższego czasu zduszać w sobie żal i smutek aż w końcu ten cały jad zżerający ich od środka wydostał się na zewnątrz.

- Gdyby to było takie proste. - wydusił ledwo słyszalnym głosem.

Spojrzałem na niego i dostrzegłem jak szklą mu się oczy. Mój mały braciszek kochał uchodzić za nieczułego dupka. Zazwyczaj był twardy, tak jak uczył go nasz ojciec jednak bywały momenty, kiedy nie wytrzymywał tego wszystkiego. W końcu każdy miewa momenty, kiedy życie zbyt mocno go doświadcza. Też miewam takie momenty tylko nikt się z nimi nie obnosi, a tym bardziej okrutni zmiennokształtni.

Mój brat rzadko płakał, ostatni raz widziałem go w takim stanie wiele lat temu. On miał może trzynaście lat ja osiemnaście. Jak to mawiają dzieci, bywają okrutne. Matai był przybity, bo w kierunku jego osoby skierowane były liczne nieprzyjemne uwagi, syn alfy omegą. Młodzi nastolatkowie stwierdzili, że zabawnie będzie wyśmiewać mojego brata. Potem osobiście spuściłem im łomot. Nie ważne, że były tylko dzieciaki, moja rodzina jest nietykalna.

Objąłem brata ramieniem i przytuliłem go do siebie. Musiał bardzo ją kochać skoro płakał z jej powodu. Wiem, że często wyrzucał sobie, że jest dla niej zbyt słaby. W końcu w ogólnych przyjętych normach społecznych facet musi być wyższy, silniejszy i takie tam. Jak dla mnie gówno prawda.

- Kochasz ją do cholery? - spojrzałem w jego oczy. Nadal były zaszklone jednak nie pozwolił sobie na łzy.

- Przecież wiesz, że tak. - wziął kilka głębszych wdechów, by się uspokoić.

- Więc idź do niej do chuja i jej to powiedz. - podniosłem się z łóżka i pociągnąłem go za fraki.

Koniec tego dnia dziecka. Mimo wszystko nie mogłem obchodzić się z nim jak z jajkiem. Momenty słabości pod żadnym pozorem nie były wstydem jednak nie można pogrążyć się w żalu. Po gorszej chwili należy wziąć głęboki wdech, wytrzeć łzy i ruszyć do przodu.

- Tylko co? - zatrzymał się gwałtownie, spoglądając w moją stronę.

Czułem się jakbym doradzał czternastolatkowi jak poderwać dziewczynę. Nie mam swojej przeznaczonej jednak nawet dla mnie jest to oczywiste. W związku trzeba dużo rozmawiać i mówić wszystko wprost. Tylko wtedy można dojść do porozumienia.

- Powiedz jej to, czego wszyscy faceci boją się najbardziej. - widząc jego niepewne spojrzenie dokończyłem. - Powiedz jej to, co czujesz. Przeprowadź szczerą rozmowę o uczuciach i takich tam. - wypchnąłem go z sypialni i skierowałem w odpowiednią stronę. - Bądź oparciem, którego jej trzeba.

- Dzięki brat. - już chciał ruszyć w stronę pokoju, który mu wskazałem, jednak ja złapałem go za nadgarstek.

- Przeprosinowy seks uprawiajcie u siebie, ja w tym pokoju śpię. - ostrzegłem i wyjąłem z kieszeni prezerwatywę i wcisnąłem mu do ręki. - A to wam się przyda. - rzuciłem rozbawiony, napawając się jego zażenowaną miną.

Rodzice zawsze byli wobec niego nieco zbyt nadopiekuńczy. Trzymali go krótko, a mnie to szczerze irytowało. Dlatego kiedy miał szesnaście lat zaproponowałem, żeby przeniósł się do domu watahy. Rodzice po wielu zapewnieniach, że się nim zajmę, w końcu się zgodzili. Już w pierwszy weekend zamierzał wyjść i nie wrócić na noc, więc co ja zrobiłem? Zamiast go hamować i mu zabraniać, wcisnąłem mu do ręki paczkę prezerwatyw. W końcu był młody i mimo trudnego startu miał prawo do zwykłego życia i odrobiny zabawy. Zwłaszcza, że był całkiem zdrowym nastolatkiem. Jedynie ciąża i pierwsze trzy lata życia były problematyczne. Potem wszystko było już w porządku dlatego nie widziałem powodu odbierania mu młodości.

- Przecież wiesz, jak się tego używa, a teraz idź.

Te słowa jakby wyrwały go z transu. Ruszył w stronę pokoju, a ja postanowiłem zająć się sobą, nie zamierzałem tego słuchać.

Nigdy jej nie odnajdę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz