ⓍⓋⒾⒾⒾ

3.2K 199 8
                                    

Siedzieliśmy na skraju przepaści, podziwiając widoki. Ile razy bym tutaj nie przyjeżdżał, widok zawsze zapierał mi dech w piersi. To było jedno z tych miejsc, które mogłem odwiedzać bez końca. Zawsze tak samo cudowne i spokojne, zapewniało upragnioną chwilę spokoju. Olivia opowiadała mi coś o sobie, regularnie zadając mi pytania o moją osobę. Byłem zdecydowanie lepszy w słuchaniu, jak mówieniu o sobie jednak starałem się, jak najdokładniej odpowiedzieć na zadane mi pytania. Było spokojnie, moja mate opierała głowę o moje ramię i trzymała mnie za rękę. Chyba nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego wieczoru.

W końcu do moich uszu doszedł dźwięk kroków, postanowiłem to jednak zignorować. To, że rzadko ktoś tutaj przychodzi nie znaczy, że nie robi tego nigdy. Każdy miał równe prawo do przebywania w tym miejscu, Olivia jednak wyglądała na dosyć niespokojną.

- Coś nie tak? - spytałem, spoglądając w jej kierunku.

- Nie, po prostu nie spodziewałam się, że ktoś tutaj będzie. - zaczęła, rozglądać się nerwowo, co wcale mi się nie podobało.

- Wracajmy. - podniosłem się z ziemi i podałem kocicy rękę, którą ona z wielką chęcią przyjęła.

Ruszyliśmy w drogę powrotną, nie chciałbym, żeby Olivia czuła się niekomfortowo. Chociaż będę musiał z nią o tym porozmawiać, w końcu to nie jest do końca normalne, by ktoś reagował tak na czyjeś kroki. Moja bratnia dusza nieustanie przyspieszała kroku, przez co w tej chwili nie można tego było nazwać wolnym spacerkiem. Ona niemalże biegła, a ja nie miałem pojęcia co się dzieje, co tylko dodatkowo mnie niepokoiło.

- Olivia, co się dzieje? - zapytałem zdecydowanie bardziej stanowczo.

- Potem Ci wytłumaczę. - rzuciła, nawet na mnie nie patrząc.

Zirytowany złapałem jej dłoń i ją zatrzymałem. Spojrzałem jej prosto w oczy jednak nie zdążyłem nic powiedzieć. Moja mate pchnęła mnie, przez co wylądowałem na ziemi. Sama kobieta zrobiła kilka kroków w tył, a do drzewa wbiła się strzała. W tym momencie cały się spiąłem i podniosłem z ziemi. Złapałem Olivia za nadgarstek i zacząłem biec.

- Będziesz mi miała sporo do wyjaśnienia. - oświadczyłem, nie przerywając biegu.

- Wiem Drew, wiem. - wydusiła, równając się ze mną w biegu.

Biegliśmy najszybciej, jak tylko mogliśmy. Chwilowo tłumaczę sobie całą tę sytuację łowcami. W końcu nie istnieje bardziej sensowne wyjaśnienie, a przynajmniej ja póki co takiego nie dostrzegam.

Moja teoria umiera jednak, kiedy przed nami wyskakują dwa ogromne wilkołaki. Ich pojawienie się, zmusza nas do nagłego zatrzymania się. Znałem ten las jak własną kieszeń dlatego, wiedziałem, że najlepiej będzie odbić w lewo. Ponownie złapałem nadgarstek mojej mate i ruszyłem w wybranym kierunku. W tej chwili poczułem jakby ktoś uderzył mnie w ramię, a następnie w plecy jednak nic sobie z tego nie zrobiłem. Teraz to ona i jej bezpieczeństwo były najważniejsze.

Z każdym pokonanym metrem czułem się coraz gorzej. Kręciło mi się w głowie, a obraz stawał się zamglony, tak jakby otworzył oczy pod wodą. Zacząłem oddychać szybciej, kiedy zaczęło brakować mi tchu.

- Andrew. - brunetka zatrzymała się gwałtownie, zmuszając mnie bym zrobił to samo. - Nie możesz biec dalej. - oświadczyła stanowczo. - Postrzelili Cię najpewniej z tytanowych kul, to może Cię nawet zabić. - spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem strach.

- Nic mi nie będzie. - wydusiłem z trudem, czując jak opadam z sił jakby coś wysysało ze mnie energię życiową. - Jeśli tu zostaniemy, to zginiemy. - oświadczyłem, ruszając przed siebie.

Wtedy poczułem niesamowity ból w kręgosłupie, który przeniósł się aż do czaszki. Przez kilka sekund nie byłem w stanie złapać oddechu. Obraz przed oczami stał się całkowicie niewyraźny. Ostatnie co poczułem to silne uderzanie mojego ciało o ziemię.

<Olivia>

Kiedy to zobaczyłam z trudem podtrzymałam się od krzyku. Nie mogłam ich na nas naprowadzić, to mogłoby się dla nas obu skończyć fatalnie. Podeszłam do mojego mate i sprawdziłam, czy oddycha. Na szczęście jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, co oznaczało, że żył. Mało osób wie o tym, że kula z tytanu jest w stanie położyć nawet najsilniejszego ze zmiennych. Oni jednak to wiedzieli i nigdy nie wahali się, by użyć tej wiedzy.

Szybko zrzuciłam z siebie ubrania i się przemieniłam. Musiałam zmienić formę, by móc wezwać Sophie. W tej chwili wiem już, że sama nic nie wskóram. Normalnie pewnie z uporem robiłabym wszystko sama, teraz jednak chodzi o jego życie. Nie zamierzam bezczynnie patrzeć jak umiera. Zwłaszcza, że jego stan w każdej chwili może się pogorszyć.

~ Sophia, obawiam się, że moja przeszłość właśnie mnie dopadła. Potrzebuję Cię, ale jak najszybciej. - przekazałam telepatycznie z nadzieją, że alfa słucha.

~ Przekaż mi gdzie jesteście, wyślę do was kogoś.

Odetchnęłam z ulgą, przekazując alfie naszą lokalizację. Najgorsze jednak było to, że teraz musieliśmy czekać. Postanowiłam, że pozostaw w drugiej formie, położyłam się obok mojego mate wiedząc, że teraz mu nie pomogę.

To było okropne uczucie, myśl o tym, że ktoś kto jest dla ciebie ważny może umrzeć, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Nigdy mu tego nie powiedziałam, ale tak, Andrew jest dla mnie bardzo ważny. W końcu to moja bratnia dusza jednak jeszcze nie miałam okazji, by mu to powiedzieć.

Nagle z lasu wyłonił się kotołak pumy. Syczał na mnie głośno, z pazurami wysuniętymi na zewnątrz, sierść kota była nastroszona, a on był w wyraźnie bojowym nastroju. Ja również wysunęłam pazury gotowa do walki, jak to mawiają, jak ginąć to tylko w wielkim stylu.

Ruszyłam do przodu jako pierwsza, nie chciałam aby walka toczyła się blisko mojego nieprzytomnego mate. Nastroszyłam sierść, by wydawać się większą i obnażyłam białe kły, byłam w bardzo bojowym nastroju. Stan mojego mate to ich wina, jeśli on umrze to osobiście znajdę i pozabijam ich wszystkich choćbym miała poświęci temu celowi resztę życia.

Chociaż w środku trzęsłam się ze złości i nieco panikowałam, nie mogłam tego okazać. Takie emocje na pewno nie pomogą mi w walce, mogą mi co najwyżej zaszkodzić. Do walki zawsze trzeba podchodzić na chłodno, choćby cały twój świat się walił i sypiał.

Kotołak w końcu się na mnie rzucił, zadał mi kilka ran za pomocą pazurów, na co ja odpowiedziałam mu tym samym. W końcu nas przewróciłam i teraz to ja byłam na górze. Ten stan rzeczy nie utrzymywał się jednak długo, puma zrzuciła mnie z siebie i stanęła nade mną gotowa zadać ostateczny cios. Byłam już zbyt słaba, by walczyć. Nagle do moich uszy doszło głośne wycie. Puma odwróciła ode mnie wzrok i wtedy rzucił się na nią czarny samiec wilka. Przed oczami miałam czarne plamy, które stopniowo się powiększały, zastępując obraz czarną pustką. Poczułam, jak tracę kontakt z rzeczywistością, straciłam przytomność.

Nigdy jej nie odnajdę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz