ⓍⓍⒾⒾⒾ

2.9K 179 2
                                    

<Andrew>

Mijały kolejne tygodnie, a ja godziłem się z tym, że ona nigdy nie wróci. Pewnie nigdy nie powinienem się łudzić, że będzie inaczej. Jednak wierzyłem, a moja wiara została wysłana na próbę i jak się okazało, jej nie przeszła. Pomogłem Sophi ogarnąć parę spraw, a kiedy tylko lekarz mi na to pozwolił, zabrałem się za pomoc w trenowaniu młodych kotołaków. Chwytałem się każdego zajęcia byle nie myśleć o Olivi. Chociaż było to trudniejsze niż mógłbym przypuszczać. Moja mate była bohaterką moich snów, a myślenie o niej przychodziło mi z niesamowitą łatwością jednak ja nie mogłem sobie tego robić. Myślenie o niej było zbyt bolesne.

Opuściłem swój pokój i przekroczyłem próg kuchni, w której o dziwo siedziała Sophia. Piła kawę widocznie z czegoś niezadowolona. Spojrzałem na nią pytająco, a one westchnęła ciężko.

- Matai zabrał klucze do gabinetu i oświadczył, że mam dzisiaj wolne. - wyznała, a ja parsknąłem śmiechem.

Tylko mój brat potrafił odstawiać takie akcje. Brzmiało to tak absurdalnie i głupio jakby oni mieli po piętnaście lat i chociaż brzmiało to właśnie w taki sposób, było przejawem czytaj miłości mojego brata. W taki nieco nieudolny sposób pokazywał żonie, jak bardzo ją kocha i, że o nią dba. Było to na swój własny sposób urocze.

- Więc chyba dzisiaj nie popracujesz. - stwierdziłem, robiąc sobie kawę.

- Może to i dobrze. - wzruszyła ramionami. - Sprawy nieco się unormowały, a mi chyba przyda się chwila odpoczynku.

- Więc idziesz gdzieś z moim bratem. - zasugerowałem, biorąc łyk kawy. - Chyba przyda wam się dzień tylko we dwóch.

- Chciałabym, ale bliźnięta są u dziadka na musztrze, Nicko wyszedł gdzieś z kumplami, a Liana siedzi skitrana gdzieś w lesie jak to już z nią bywa, więc nie mam z kim zostawić dzieci i zanim to zaproponujesz. - przerwała mi, kiedy tylko otworzyłem usta. - Sawana to tylko Chrisa widzi.

- Co przeskrobały bliźniaki? - zapytałem zaciekawiony.

- Chce aby Ethan niedługo przejął po mnie watahę. Robię się na to już za stara, a nikt tak nie wyszkoli Ethana, jak mój ojciec. - oświadczyła, wstając z miejsca. - A Lexin ma zostać jego betą.

- A wiesz, kim ma zostać drugi beta? - kontynuowałem temat. Tak, Sophia już oddaje watahę, a ja jeszcze nawet nie doczekałem się potomstwa.

- Jeden z kolegów mojego syna, Dan ma chyba na imię. To porządny facet i nadaje się do tej roli.

- To co, emerytura? - spytałem rozbawiony.

- Emeryturę to ja będę miała, jak Ester się usamodzielni i w końcu oddam Ethanowi watahę, a on chce jeszcze trochę pożyć.

- No tak, to już nie te czasy gdzie watahę przejmowało się w dniu osiemnastych urodzin, a śluby brało się po miesiącu od poznania swojego mate.

- Młodzi mają już inne priorytety, my jesteśmy już cholernie starzy. - oparła się o wyspę kuchenna, pijąc kawę.

- Kto jest stary, ten jest stary, ja jestem cholernie młody. - chciałem do niej podejść jednak się potknąłem i wylałem nieco kawy. - Kurwa. - rzuciłem niezadowolony.

- Kurwa. - usłyszałem, a kiedy się odwróciłem zobaczyłem Ester uśmiechającą się szeroko.

Saphia zaczęła się głośno śmiać, co mocno mnie zdziwiło. Spojrzałem na nią zaskoczony, a ona po chwili się uspokoiła. Odłożyła kubek z kawą i podeszła do córki biorąc ją na ręce.

- Matai tak nauczył klnąć nasze dzieci. - zaśmiała się ponownie. - Przynajmniej Ester nie będzie przeklinać przez ojca tylko przez Ciebie.

- Nie musisz dziękować. - odłożyłem kubek i umyłem ręce. - W sumie to ja mógłbym zostać z waszymi dziećmi.

- A to nie będzie kłopot? - dopytała, kiedy mała mocno się do niej przytuliła.

- A gdzie. - machnąłem ręką. - I tak muszę odciągnąć myśli, od wiesz czego, a lubię te dzieciaki. No i straciliśmy już sporo czasu, więc chyba czas to nadrobić.

Alfa wydawała się nad czymś przez chwilę myśleć. Ostatecznie jednak podała mi córkę i uśmiechnęła się szeroko.

- Wyciągnę Matiego z łóżka. - oświadczyła, szeroko się uśmiechając. - Dzięki Andrew... Za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć.

- Po to tutaj jestem, prawda? - uśmiechnąłem się szeroko, co ona odwzajemniła.

Sophia i Matai zebrali się stosunkowo szybko. Nie mam pojęcia, gdzie się wybierają i nie pytam. Mają prawo siedzieć dzień z dala od tego wszystkiego i ja to chyba nawet wolę nie wiedzieć gdzie idą.

- Raz w życiu bądź grzeczna i słuchaj wujka co? - Sophia uklękła przy córce i pogłaskała ją po włosach.

- Ja zawsze jesteś grzeczna. - stwierdziła, mała niewinnie się uśmiechając.

- Tak kłamiesz to po tacie. - białowłosa pocałowała córkę w czoło i podniosła się z kolan. - Wiem, że sobie poradzisz, dowodzisz całą watahą, więc chyba poradzisz sobie z moim przedszkolem.

- Sawana ma już prawie siedemnaście lat, więc sobie poradzi. Trojaczków przypilnuje, by się nie pozabijały i zajmę się Ester.

- Widzę, że ty masz już wszystko opanowane. To do później. - przytuliła mnie na dowodzenia i ruszyła do wyjścia, w którym pojawił się mój brat.

- A, ty nic nie powiesz? - zwróciłem się do brata.

- W takich momentach cieszę się, że mam tyle dzieci na zapas. - stwierdził w ramach żartu, za co oberwał w łeb od żony.

Zaśmiałem się, odprowadzając ich wzrokiem do wyjścia. Kiedy wyszli spojrzałem na małą i wziąłem ją na ręce. Ta mała przylepa po prostu to uwielbiała.

- Sprawdzimy co robią trojaczki, a potem coś obejrzymy, co ty na to? - spytałem, na co mała pokiwała jedynie głową.

Ruszyłem długim korytarzem w poszukiwaniu tej zgrai. Najłatwiej było ich znaleźć po zapachu i jak się okazało, nie było ich na piętrze rodziny alfa. Cała trójka siedziała w salonie domu watahy i spędzała czas z członkami stada w ich wieku lub przynajmniej zbliżonym. Nie planowałem się wtrącać, więc po prostu wróciłem na najwyższe piętro.

Posadziłem Ester na kanapie i włączyłem telewizor. Pozwoliłem jej wybrać, co będziemy oglądać, Sophia ograniczała czas ekranowy dziecka. Oczywiście jako matka z doświadczenie znała pięć tysięcy argumentów dlaczego, to dobre rozwiązanie i ja to doskonałe rozumiałem, i to wcale nie dlatego, że nie tak dawno wdałem się w nią w dyskusje na ten temat, w ogóle nie dlatego. Jednak raz na jakiś czas można złamać kilka zasad, raz na jakiś czas na pewno nie zaszkodzi.

Jednak jak wiadomo takie dzieci, raczej w miejscu usiedzieć nie potrafią, więc szybko zaczęła się nudzić i dokazywać. Dlatego też musiałem wymyślić coś innego. Ostatecznie mała co chwilę zmieniają zdanie, więc dzień minął mi na co chwilowych zmianach zabaw. Naprawdę takie dzieci mają zdecydowanie za dużo energii. Jednak i ona kiedyś się kończy i około dwudziestej pierwszej udało mi się w końcu położyć ją spać. Trojaczki o podobnej godzinie wróciły i od razu poszły do swoich pokoi.

Jakoś udało mi się przetrwać ten dzień, o dziwo. Nawet nie miałem czasu pomyśleć o mojej mate, więc dzień mogłem uznać za dosyć udany. Może w końcu uda mi się wrócić do normy.

Nigdy jej nie odnajdę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz