<Andrew>
Minęło sporo czasu, od kiedy przyjechałem do watahy Sophi. Wspólnie udało nam się unormować większość spraw. Dlatego zdecydowałem się na powrót do domu. Alfa Wood już mnie nie potrzebowała. Poza tym musiałem w końcu zająć się swoją watahą. Jestem pewien, że mój beta świetnie sobie poradził jednak już walnie za domem. A na domiar złego to miejsce przypomina mi o mojej mate. Która nie wróciła. A ja straciłem resztki nadziei na to, że wróci.
Zdołałem pogodzić się z tym, że nie będziemy razem. Pewnie po prostu niepisana nam była wspólną przyszłość. Czekałem długo i może przez to, że pogodziłem się z pewnymi rzeczami, łatwiej mi było zaakceptowac to co się wydarzyło. Odrzucenie się zdarza. A ja powinienem być na nie gotowy. Mnie i Olivie sporo dzieliło. I może było to zbyt wiele, byśmy mogli być razem.
Wyjąłem z szafy torbę i zacząłem się pakować. Z jakiegoś powodu pakowanie w drogę powrotną zawsze jest trudniejsze. Jednak do tego też się przyzwyczaiłem. A reszta, kiedy przeżyje się tyle co ja, to do wielu rzeczy już się przyzwyczajasz. Jakimś cudem udało mi się zapakować walizkę. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu. Więc zabrałem bagaż i ruszyłem w stronę wyjścia.
- Jeszcze raz wielkie dzięki. - na mojej drodze stanęła alfa. - Gdyby nie ty w życiu bym sobie z tym nie poradziła.
- Pewnie być sobie poradziła t,ylko zajęłoby ci to więcej czasu. - wzruszyłem ramionami, poprawiając pasek torby. - No, ale spoko. Na mnie zawsze możesz liczyć.
- Wiem. I za to jestem Ci naprawdę wdzięczna. - Sophia uśmiechnęła się lekko, a ja westchnąłem cicho. - Wróci. - zaczęła, na co ja przewróciłem oczami.
- Nie napawaj mnie nadzieja bez pokrycia. - poprosiłem p,rzeczesując włosy palcami. - Nie zawsze więź wystarczy, by być razem. Czasem to trochę zbyt mało... W końcu sama powinnaś i tym dobrze wiedzieć.
- Wiem. Jednak wiem też, że Olivi zależało. Po prostu przeszłość ją dopadła. - stwierdziła, opierając się o ścianę. - Nie musisz jej od razu przekreślać. Tyle poczekałeś to może zdołasz jeszcze trochę.
- A może czas zapomnieć o więzi? Porzucić złudną nadzieję na to, że poukłada moje życie. Chyba czas zacząć szukać samemu.
- Porzucasz więź z Olivią? - Spytała, poprawiając swoje białe włosy.
- To ona ją porzuciła. Może powiedziała, że wróci, ale dlaczego mam na nią czekać? Skoro ona nieustanie ode mnie ucieka.
- Zrobisz, jak będziesz uważać. - oświadczyła widocznie niezadowolona z decyzji, która podjąłem. - Trzymaj się Andrew.
- Ty też się trzymaj Sophia. - przytuliłem ją na dowidzenia i spojrzałem na brata. - Ty to zawsze musisz podsłuchiwać co?
- Taka moje ciekawska natura. - zbiliśmy piątkę a ja opuściłem dom watahy.
Wrzuciłem bagaże do samochodu i ostatni raz spojrzałem na dom watahy. Całkiem lubię to miejsce. Nawet jeśli mam z nim kilka nieprzyjemnych wspomnień. Jednak muszę wrócić do swoich i upewnić się, że sobie radzą. No i to tak jest mój dom. Moją watahą. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę powrotną. Na szczęście nasze watahy nie były od siebie jakiś nadmiernie oddzielone.
Jechałem spokojnie, kiedy na mojej drodze pojawił się czerwony samochód. Miałem dziwne wrażenie, że go znak. I wtedy mnie oświeciło. To był samochód Olivi. Stanął na poboczu i wysiadła z niego moje mate. Ja również się zatrzymałem i wysiadłem z samochodu.
- Andrew. - zwróciła się do mnie a, ja sam nie wiedziałem co powinienem zrobić czy powiedzieć. - Wiem, że nasz prawo być zły. Jednak daj mi wyjaśnić.
- Tylko co? - spytałem, opierając się o samochód. - Kiedy cię nie było, przemyślałem parę spraw. Początkowo myślałem, że nie mam prawa być zły. W końcu nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań. Jednak teraz kiedy tak nad tym myślę, nie wiem czy chce być z kobietą, które będzie tak nieustannie znikać.
- Wiem j,ak to wygląda. - przyznała wbijając ręce do kieszeni szarego dresu. - Jednak to była mogą przeszłość, z którą sama musiałam się uporać. Nie chciałam cię w to mieszać.
- A nie przypuszczałaś, że wmieszałaś mnie w to, wtedy kiedy zaatakowali nas w lesie? - spytałem, w dalszym ciągu zachowując spokój.
- Dlatego nie mogłam cię wtajemniczyć. - podeszła do mnie i oparła się o samochód. - Kiedy weszłam do sali i zrozumiałam, że to moja, wina dotarło do mnie, że nie wybaczę sobie, jeśli umrzesz z mojej winy.
- Nie możesz mnie tak wkluczać ze swojego życia, kiedy tylko ci się podoba. - stwierdziłam, nadal czując, że to, co się stało, nie powinno się wydarzyć. - Wiesz, jak ja się czułem kiedy ty zniknęłaś na kilka tygodni?
- Nie... Chyba schrzaniłam sprawę.
- Ja chyba też. Powinniśmy lepiej ustalić czego od siebie oczekujemy. - westchnąłem cicho. - Chyba wszystko zrobiliśmy źle.
- W końcu żadne z nas nigdy nie było w poważnym związku. - Olivia spojrzała na mnie, krzyżując ramiona na piersiach. - Może po prostu zacznijmy wszystko jeszcze raz? - zaproponowała, uśmiechając się lekko.
- A uporałaś się z problemami przeszłości? - spytałem, na co ta pokiwała głową. - Więc zacznijmy wszystko jeszcze raz.
Myślę, że to dobrze nam zrobi. Popełniliśmy po drodze sporo błędów i być może wpadliśmy na siebie w nieodpowiednim czasie. Taki nowy początek może naprawdę pomoc nam obojgu.
- Będziemy chodzić na randki, przestaniemy od siebie uciekać? - spytała rozbawiona, by nieco rozluźnić atmosfere.
- Ej zazwyczaj to ty uciekasz. - zauważyłem, śmiejąc się lekko. - I tak. Będziemy chodzić na randki i przestaniemy przed sobą uciekać.
- Byle twoja stado mnie zaakceptowało. - rzuciła, zakładając pasmo włosów za ucho. - Inaczej czarno to widzę.
- Myślę, że z tym nie będzie problemu. - stwierdziłem, spoglądając na nią całkiem poważnie. - Musisz mi obiecać, że nie będziesz tak więcej znikać i, że będziesz mi o wszystkim mówić. Inaczej to nie ma racji bytu.
- A ty będziesz mi wszystko mówić? O każdym zagrożeniu nawet, wtedy kiedy będziesz mógł zginąć? - spytała, a ja pokiwałam głową.
- Jeśli będzie taka możliwość, że zginę, powinnaś o tym wiedzieć. - oświadczyłem, co chyba nieco zabiło dobry nastrój.
- Jeśli będzie trzeba walczyć za watahę, będę walczyć razem z tobą. - oświadczyła tonem nieznającym sprzeciwu. - Każdy członek watahy na taki sam obowiązek o nią walczyć. Nawet luna.
- A ja obiecuje, że nigdy cię nie zatrzymam. - chyba nieco ją tym zaskoczyłem, bo spojrzała na mnie jak na kosmitę. - Nie mogę trzymać cię w domu ani chronić na siłę. Jeśli chcesz walczyć, to ja cię nie zatrzymam.
- Więc chyba się dogadamy. - stwierdziła z lekkim uśmiechem.
- Na to wychodzi. A teraz jedzmy do domu. - otworzyłam drzwi samochodu, a Olivia skinęła głową wsiadając do swojego.
Razem ruszyliśmy w kierunku domu watahy. W ten sposób zaczęliśmy nowy rozdział swojego życia. Miejmy nadzieję, że bardziej udany niż poprzedni.
CZYTASZ
Nigdy jej nie odnajdę
WerewolfAndrew alfa kotołaków miał swój niezawodny plan. Jak zawsze wszystko miało pójść gładko. A nie poszło... Miał porwać córkę alfy a ona miała okazać się jego przeznaczoną. Razem mieli połączyć rasy i dojść do słynnego zakończenia i żyli długo i szczęś...