<Olivia>
Od dwóch tygodni próbuje ustalić co dzieje się w sforze, do której kiedyś należałam. Niestety nie jest to takie proste. Jak się okazało by uporać się z moją przeszłością, należy nieco się nagimnastykować. Jednak w końcu natrafiłam na kogoś, kto nie będzie chciał mnie zabić, kiedy tylko mnie zobaczy. No, a przynajmniej taką mam nadzieję. Tak naprawdę ciężko stwierdzić co zrobi, kiedy mnie zobaczy. Jednak kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa i nie mam za bardzo wyboru. W końcu jakoś muszę zakończyć tę sprawę. Inaczej będzie mnie prześladować do końca życia.
Zaparkowałam na parkingu mieszczącym się niedaleko starej fabryki. Budynek był już mocno zniszczony i zaniedbany. W ogóle ta okolica mogła się szczycić takimi widokami. Byłam do tego na tyle przyzwyczajona, że nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Wysiadłam z samochodu i ruszyłam przed siebie. Szybko dostrzegłam sylwetkę opartą o samochód. Podeszłam do niej powoli, a ta obdarzyła mnie przelotnym spojrzeniem. Stanęłam obok mężczyzny w średnim wieku i oparłam się o samochód obok niego.
- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś Cię zobaczę. - stwierdził, przyglądając się czemuś w oddali. - Kiedy odeszłaś byłem pewien, że już nie wrócisz.
- Też byłam tego pewna. - przyznałam, krzyżując ręce pod piersiami. - Jednak okoliczności zmusiły mnie do powrotu.
- Szef nigdy nie pogodził się z tym, że odeszłaś. - stwierdził rozbawiony. - Jego jedyna słabość zwiała mu sprzed nosa.
- Nieistotne. - wtrąciłam, chcąc przerwać tą sentymentalną podróż. - Lepiej powiedz mi, co planuje.
- Nic, co powinno Cię obchodzić... To już nieistotne, planuję go zabić, zanim postawi następny krok. - kotołak spojrzał na mnie, a jego zimne spojrzenie, zdało się pozbawione jakichkolwiek uczuć. - Tatuś włada już zdecydowanie za długo.
- Jesteś wariatem jeśli myślisz, że Ci się wystawi. - stwierdziłam, przewracając oczami.
- Wystawi jeśli to ty go wyzwiesz. - stwierdził, a ja przez dłuższą chwilę nie mogłam uwierzyć, że słyszę właśnie to.
Alfa był silnym kotołakiem lwa, agresywnym i stworzonym do walki dlatego, rządził tak długo. A ja mam go wyzwać? Jestem zbyt słaba, by z nim walczyć. Zresztą większość jest zbyt słaba, by z nim walczyć.
- Wiedziałam, że to strata czasu. - zamierzałam odejść, jednak kotołak złapał mnie za nadgarstek.
- Jeśli myślisz, że dopuszczę was do zwykłej walki, to się myślisz. - obdarzyłam go zabójczym spojrzeniem, a on mnie puścił. - To nie będzie sprawiedliwa walka. Dlatego zebrałem członków watahy gotowych na zmiany w rządach.
- Ufasz im? - spytałam nie do końca przekonana.
- Ufam kotołakom, które nie chcą dłużej służyć okrutnemu alfie, który zamiast myśleć o sforze myśli o pojmaniu Ciebie. - mężczyzna westchnął ciężko. - Mój ojciec był alfą, który zawsze miał gdzieś prawo. No tej podstawie stworzył watahę, a ty zresztą sama o tym wiesz. Kiedy moja matka zmarła oszalał, już nie nadaje się na alfę.
- Ciężko się nie zgodzić. - stwierdził już nieco bardziej skłonna, by się zgodzić.
- Wiem, że chciałabyś dalej uciekać jednak tego nie zrobisz. Bo poznałaś faceta, którego kochasz i chcesz dla niego to załatwić i wiesz, że wszystko mam zaplanowane. Potrzebuję tylko Ciebie.
- Niech będzie jednak wiedz, że nie zostanę. - oświadczyłam stanowczo.
- Nie chcę byś zostawała. Potrzebuję Cię tylko ten jeden raz. - kotołak wsiadł do samochodu, a ja zrobiłam to samo. - Jak dla mnie możesz sobie potem żyć z kim chcesz i jak chcesz.
- Dobra, jaki jest ten plan? - postanowiłam poruszyć ten temat.
Chciałam wiedzieć na co się pisze. Chociaż już teraz wiedziałam, że pakuję się w kolejne kłopoty i to cholernie poważne kłopoty. Jednak czego nie nie robi dla świętego spokoju.
- Wyzwiesz alfę na pojedynek. On nie odmówi, nie tobie. - stwierdził, wyjeżdżając z parkingu. - Przyjdzie z obstawą. My się nią zajmiemy, więc tym sobie głowy nie zawracaj. Ty będziesz musiała go odciągnąć od pola walki i wtedy wkroczę ja. Wykończymy go i ja stanę się alfą, a ty będziesz wolna.
- Kto chce pomóc? - dopytałam, chcąc wiedzieć komu tak naprawdę powierzam własne życie.
- Prawie całe stado, tylko nieliczni mają się dobrze przy moim ojcu. Reszta ma go serdecznie dosyć jednak głowie pomoc chcą ci, którzy i tak nie mają nic do stracenia.
- To brzmi jak cholerne szaleństwo. - zaśmiałam się, chociaż nie było w tym nic zabawnego. - Jednak chyba nie mamy innego wyboru.
- Lepsze czasy do obalenia go już nie nadejdą. - stwierdził, rozpędzając się samochodem. - Andrew jeszcze nie wie, jakie ma szczęście, że na ciebie trafił.
- Pierwszy snajper był twój, co? - spytałam, chociaż tak naprawdę znałam już odpowiedź.
- To było ostrzeżenie, żebyś uważała. Jednak słabo zadziałało. - uśmiechnął się cwaniacko, a ja przewróciłam oczami. - Mój ojciec ma pierdolca na twoim punkcie, bo przypominasz mu jego mate z młodości. Dlatego tobie nigdy nie odmówi, jesteś dla niego jak ostatnia żywa część jego żony.
- Jednak utrata mate ryje zmiennych bezpowrotnie. - oświadczyłam, skupiając swój wzrok na widokach za oknem. - Zwłaszcza kiedy spędzili z nim większość życia.
- Mojego ojca można już tyłka zabić by ulżyć mu w cierpieniu.
To okrutne jednak widziałam w tym jakiś sens. Ten facet oszalał i wiedziałam to aż zbyt dobrze. Wydawał się niezdolny do tego, by być szczęśliwym czy odczuwania jakichkolwiek pozytywnych emocji. Po prostu był na to zbyt zniszczony, utrata mate go zniszczyła. Oszalał i przy okazji niszczył innych.
- Nie masz z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia? - spytałam, spoglądając na Kola.
- Robiłem w życiu straszne rzeczy na jego rozkaz, zabijałem jako nastolatek... Zresztą sama dobrze wiesz. Naszych grzechów już nie da się zmyć. - stwierdził, wjeżdżając w las. - Możemy już tylko zatracać się w tym mroku lub spróbować zrobić wszystko by być lepsi. Ty chcesz zacząć od nowa, mnie ten mrok pochłonął zbyt mocno.
- Lub po prostu przestałeś z nim walczyć, bo boisz się coś zmienić.
Nic mi nie odpowiedział, a ja nie naciskałam. Kol miał przekichane w życiu, to wiem aż zbyt dobrze. Dlatego nie chciałam naciskać i sprawiać, że źle wspomnienia wrócą. To był dla nas obu trudny temat.
Samochód w końcu się zatrzymał, a mężczyzna z niego wysiadł, ja zrobiłam to samo. Rozejrzałam się i ujrzałam kilkadziesiąt kotołaków i to były tylko te nie poukrywane. W tym momencie dotarło do mnie, że naprawdę możemy wygrać. W końcu, jeśli będzie nas dużo więcej mamy realne szanse.
- Ojciec już dostał cynk o tym, że chcesz z nim walczyć. - poinformował, mnie idąc przed siebie.
- Wiedziałeś, że się zgodzę. - stwierdziłam rozbawiona.
- Wiedziałem, że dla swojego mate zrobisz wszystko. W końcu ja już dobrze wiem, jak potężna jest siła więzi.
CZYTASZ
Nigdy jej nie odnajdę
WerewolfAndrew alfa kotołaków miał swój niezawodny plan. Jak zawsze wszystko miało pójść gładko. A nie poszło... Miał porwać córkę alfy a ona miała okazać się jego przeznaczoną. Razem mieli połączyć rasy i dojść do słynnego zakończenia i żyli długo i szczęś...