Kiedy dochodziła godzina dziewiętnasta opuściłem pokój, by zgarnąć moją mate. W pełni rozumiem to, że nie chce sama wkraczać na piętro rodziny mojego brata. Kiedy byłem mały za bezkarne wkroczenie na teren rodziny alfy, groziły poważne konsekwencje. Ja ani Sophia raczej już tego nie kontynuujemy jednak członkowie watahy mają wpisany w genach strach przed swoim alfą. Inni boją się bardziej, a inni mniej jednak zawsze odczuwają respekt do rządzącego.
Stanąłem przed odpowiednimi drzwiami i lekko zapukałem. Po chwili te się uchyliły, a ja mogłem przyjrzeć się Oli. Miałam na sobie ciemne dżinsy i czarną koszulkę, która niewiele zasłaniała, na nogach miała botki na słupku. Wyglądała iście zniewalająco, chociaż jej strój był dosyć prosty i dobrze to tylko rodzinna kolacja, nie ma potrzeby odstawiania się jak nie wiadomo gdzie.
- Idziemy? - spytałem, podając jej rękę.
- Pewnie. - przyjęła ten gest i razem ruszyliśmy na piętro rodziny alf. - Powinnam się stresować? - dopytała, po chwili spoglądając w moim kierunku.
- Niby czym? - spytałem z rozbawieniem. - Sophia to nie królowa Anglii tylko twoja alfa i uwierz mi nie ma kija w tyłku i naprawdę nie zabije Cię za złe trzymanie widelca.
- Masz rację. Chyba trochę głupio się tak stresować. - wzruszyła ramionami, a resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.
Kiedy dotarliśmy na odpowiednie piętro, od razu udałem się do jadalni. Spojrzałem na gromadkę mojego brata i mimowolnie się uśmiechnąłem. Sophia i Mata doczekali się ogromnej ilości dzieci. Wcześniej posiadanie takiego prywatnego żłobka wydawało mi się zbędne jednak od kiedy poznałem swoją bratnią duszę jestem bardziej chętny do rozmnażania, że tak to ujmę.
Mój brat stał obok Sophi z ich najmłodszą córką na rękach i żywiołowo o czymś rozmawiali. Moja bratowa śmiała się co chwilę, w końcu klepiąc mojego brata. Ci to się jednak niewyżyci.
- Będzie ten obiad czy jednak mój braciszek chce powiększyć jeszcze trochę rodzinkę? - uniosłem brew rozbawiony.
- Nie, my mamy już dosyć dzieci. - stwierdziła Sophia, podchodząc w naszym kierunku. Olivia odruchowo chciała się pokłonić. - Żadnych pokłonów, teraz jesteśmy rodziną, a ty pewnie niedługo zostaniesz luną watahy Andrew.
- Oczywiście al... To znaczy Sophio. - kotołaczka uśmiechnęła się szeroko. - Czy mogłybyśmy porozmawiać... Na osobności?
- Oczywiście. - blondynka podeszła do mojej mate i objęła ją ramieniem. - Chodźmy do mojego gabinetu, a chłopcy przypilnują dzieci.
- Jestem już dorosły mamo. - upomniał się ich pierworodny.
- Świetnie. - stwierdził mój brat, podając Ethanowi siostrę. - Więc ty popilnujesz rodzeństwa, a ja porozmawiam z wujkiem.
- Ale...
- Żadnych, ale synu, skoro jesteś taki dorosły, wkrótce będziesz miał swoje potomstwo i to Ci się przyda. - oświadczył twardo mój brat, podchodząc w moją stronę. - Jeszcze mi za to podziękujesz.
- Chodźmy. - wydusiła rozbawiona alfa, zabierając moja mate do swojego gabinetu.
Zastanawiałem się, o co może chodzić mojej mate. Szybko jednak doszedłem do wniosku, że pewnie chodzi o jakieś sprawy związane właśnie z tym, że będzie musiała się ze mną wyprowadzić. No i Olivia pracowała dla Sophi, więc możliwe, że mają jakieś niedokończone sprawy. Nie zamierzałem martwić się tym na zapas.
Matai wyjął z szafki whiskey i nalał ją do dwóch szklanek, jedną z nich podał mnie. Zabrałem ją z cwaniackim uśmiechem, spoglądając na mojego bratanka, który męczył się z młodszą siostrą.
- Po to narobiłeś tyle dzieci? Żeby się ze sobą męczyły? - przeniosłem wzrok na brata, biorąc łyk alkoholu.- Sophia chciała mieć dużą rodzinę, to jej wewnętrzna potrzeba jako wilkołak. - mój brat wzruszył ramionami. - Jednak żeby nie było, ja też chciałem mieć dużą rodzinę, zresztą jak sam się rozpędzisz, to zobaczysz jak to jest.
- Czyli jak? - spytałem zdziwiony. Serio nie sądziłem, że będę pytał o takie rzeczy młodszego brata.
- Wiesz, pierwsza ciąża kobiety to niesamowita radość. Wiesz, ona przynosi ci test ciążowy zapakowany jako prezent, a pod nim leżą zdjęcia z USG na potwierdzenie testu. - zaczął mój brat mimowolnie się uśmiechając. - Każdego dnia oglądasz, jak robi się coraz krąglejsza i cierpliwie znosisz jej fochy, i wybuchy, bo wiesz, że czuje się okropnie. A potem słuchasz osiem godzin, jak drze się wniebogłosy i masz ochotę \ pozabijać wszystkich lekarzy. - stwierdził, śmiejąc się lekko. - A potem krzyk ustaje i zastępuje go płacz twoich dzieci. Jeden z najpiękniejszych dźwięków jakiś przyjdzie Ci usłyszeć. Potem pozwalają ci wejść i widzisz swoją żonę, zlaną potem, rozczochraną i ledwo żywą jednak ona nie wygląda na przybitą. Przytula wasze dzieci i uśmiecha się szeroko. Potem bierzesz swojego malucha na ręce i stajesz się najszczęśliwszym facetem na świecie. - Matai napił się alkoholu, powstrzymując łzy. - Ale ojcostwo to piekło, ale tym Cię postraszę kiedy indziej. - spojrzał wymownie na swojego pierworodnego, który swego czasu dawał im nieźle w kość.
- Przy następnych dzieciach... - zacząłem nieco niepewnie jednak nie musiałem kończyć.
- Za każdym razem jak tak samo cudownie i przerażająco.
<Olivia>
Wraz z moją alfą udałyśmy się do jej gabinetu. Ona otworzyła przede mną, drzwi puszczając mnie przodem. Od razu usiadłam na krześle znajdującym się naprzeciw jej fotela, ona natomiast stanęła oparta o biurko.
- Jeśli chodzi o zauroczenie twojego mate we mnie to nigdy nic między nami nie było. Po prostu zakochał się bo nie mógł się doczekać odnalezienia ciebie. - chciała mówić dalej jednak ja jej przerwałam.
- Nie o to chodzi. - wbiłam się niepewnie w jej wypowiedź. - Chodzi o to, że mam prośbę... Czy mogłabyś nie mówić Andrew o tym za co mnie wyrzucili z poprzedniej watahy?
Bardzo nie chciałam by mój mate się o tym dowiedział, w końcu to mogłoby przekreślić mnie w jego oczach. Powiedzmy, że narobiłam się nieźle dziadostwo, a potem nikt nie chciał mnie przyjąć. Tylko Sophia okazała mi łaskę i pozwoliła zostać.
- A to? - machnęła ręką. - O to się nie martw, nie zamierzam mu nic o tobie mówić. To twoja sprawa, co mu powiesz, a co nie. Chociaż dam Ci jedną radę. - skrzyżowała ramiona na piersiach. - Lepiej nic przed nim nie ukrywaj, prawda jest jak drapieżnik, a ty jesteś jej ofiarą. Możesz uciekać, lecz ona i tak cię dogoni, a kiedy to zrobi to Cię zniszczy.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się lekko do mojej alfy. - Czyli wiedziałaś o zauroczeniu brata twojego mate?
- Oczywiście, że wiedziałam. - parsknęła krótko śmiechem. - Widziałam, jak na mnie patrzył i jak się do mnie odnosi jednak teraz to już nieistotne. Czekał na Ciebie całe życie i liczysz się tylko i wyłącznie ty.
- Tak myślisz? - niby mogłam to podejrzewać jednak miło było usłyszeć to od osoby trzeciej.
- Ja nie myślę, za dobrze go znam. Ja to po prostu wiem kociaku.
CZYTASZ
Nigdy jej nie odnajdę
WerewolfAndrew alfa kotołaków miał swój niezawodny plan. Jak zawsze wszystko miało pójść gładko. A nie poszło... Miał porwać córkę alfy a ona miała okazać się jego przeznaczoną. Razem mieli połączyć rasy i dojść do słynnego zakończenia i żyli długo i szczęś...