17- Walka i...

98 3 5
                                    

Pov. Varian

  Na trybunach siedziało wiele osób z Vardaros nie, wróć. . . Praktycznie wszyscy z miasta.
- Luna... - powiedziałem niepewnie. -  Jest jeszcze szansa na bezproblemową kapitulację? - dodałem patrząc na siostrę która, poprawiała swoją fryzurę.
- Oto czas ba decyzję czy walczyć czy nie, ja wiem jaką odpowiedź tu dać~ - zanuciła z lekkim uśmiechem. - Jest szansa ale, ja z niej nie skorzystam. Zalazł mi za skórę swoim postępowaniem. - powiedziała.
- No tak. Poprostu nadal się boję. - mruknąłem szukając w torbie piany.
- Nie zaczynaj. Gadaliśmy o tym w domu. - nagle ze starego megafonów jaki kiedyś naprawiłem rozległ się głos jakiegoś faceta.
- Czas na walkę! - krzyknął na cały obszar a, widownia prawdopodobnie była bardzo wesoła. - Dziś zawalczą... Silver-Moon wraz z Magikiem...
- Alchemikiem. - mruknąłem ale, on kontynuował.
- ... Kontra hrabia Tylor! - dokończył i dało się usłyszeć wiele buczenia i tym podobnych. - Zapraszam na arenę! - dodał pod koniec.

  Spojrzałem na Lunę a, ona na mnie i kiwnęła głową chwytając mnie za rękę. Opanowałem się przebierając bezuczuciowy wyraz twarzy i weszliśmy razem na plac.

Pov. Luna

  Na przeciwko nas stał nasz jakże uwielbiany hrabia z gwiardią. Czy to aby zgodne z zasadami? A no tak tu nie ma zasad. Puściłam rękę brata i przybrałam pozycję bojową z nożami. Po chwili Var chwycił pistolet. Tylor ustawił się obok jakby nie miał walczyć.
- To moji najlepsi żołnierze. Nigdy ich nie pokonacie, szmaciarze. - powiedział z pogardą.
- Start! - krzyknął facet a, cała ekipa przeciwników ruszyła na nas ze strzelbami.

  Z początku wszystko szło dobrze. Wraz z niebieskookim omijałam strzały i niwelowaliśmy po koleji żołnierzy. Wystrzeliłam w górę dzięki wiatrowi chcąc przyjrzeć się widowni. Ruda.... Wredna... O nawet ten chłopak co zabrali mu kota. Za to w jak najbardziej czystym kawałku siedziała blondynka o żółtych i czarnych ubraniach. Na głowie miała... Tiarę Korony?! Czyli to jest ta księżniczka. Patrzyłam na nią dopóki nie usłyszałam krzyku. Spojrzałam w dół aż zaczęłam się gotować ze złości. Jeden imbecyl postrzelił Variana w rękę. Zleciałam szybko przywalając mu prosto z pięści w twarz po czym szybko ruszyłam do jedynego żywego członka mojej rodziny.
- Varian! - krzyknęłam chwytając jego głowę i kładąc ją na moich kolanach - Nie zamykaj oczu! Nie waż mi się mdleć! - powiedziałam. Wykrakałam, zemdlał zaraz po moich słowach. Odłożyłam go powoli po czym wstałam podpalając rękę.

- Nie żyjesz- powiedziałam chłodno i ruszyłam powoli na Tylora.

Pov. Viola

  Po tym jak Silver-Moon odłożyła głowę swojego brata na podłogę podpaliła rękę i ruszyła powoli na mojego narzeczonego. Jej włosy zaczęły się unosić w górę a, z jej oczu można było zauważyć fioletowo-miętowe płomienie takie same co miała na ręce.

Każdy gwardzista jaki próbował podejść kończył odsunięty przez kamienie lub w dole, prawdopodobnie był jakoś schowany... Chwila czemu mi takie płomienie i kamienie wydają się znajome? Stożki są raczej oczywiste przecież były w mieście... I nadal są.
  Wracając dziewczyna była tuż przy blondynie gotowa go zranić. Nie powiem przestaraszyłam się i to mocno. W przeciągu chwili zeskoczyłam na ziemię i pobiegłam w stronę przyszłej walki.

  Dobiegłam stojąc pomiędzy dziewczyną a, Taylorem. Fioletowowłosa spojrzała na mnie z gniewem.
- Odejdź księżniczko. To nie miejsce na takie dziunie. - powiedziała chłodno.
- Bójka to nie jest najlepszy sposób na rozwiązanie sporu - powiedziałam to co kiedyś powiedział mój ojciec.
- Czekaj... Ty siebie słyszysz?! - zaśmiała się- Twój jakże idelany ojczulek wygnał mnie i brata z terenu Corony przez.... Przez...
- Zagięłam cię. Wstawaj Tylor- powiedziałam najpierw do Silver-Moon a, później do mojego przyszłego męża.
- Wygnanie przez... Prawdę  - powiedział ktoś z tyłu.  Heterochromiczka od razu pobiegła do chłopaka o niebieskim pasemku.
- Var... Varian! - krzyczała. - Koniec walki. - krzyknęła chłodno biorąc brata na ręce po czym odeszła.
- Widzisz wygrałem z nimi - powiedział nagle dumny siebie blondyn.
- Człowieku. Tamci prawie zabili tego chłopaka! - krzyknęłam. Chwila... Spojrzałam na swoje ręce - C-co się ze mną dzieje? C-czemu się o kogoś otwarcie boje?! - zacisnęłam je i spojrzałam przed siebie. - Muszę coś zrobić. - dodałam i odbiegłam od niego.

★Hej★
Trochę długo mnie tu nie było co?
Jak zawsze u mnie z rozdziałami to kompletne koło fortuny. Różnie bywa  ale, postaram się co jakiś czas tu coś wrzucić.
Papa!
(Psst 669 słów)

☐ » Kamienie || Zaplątani || Varian x OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz