Perspektywa Percy'ego
Po kilku godzinach lotu dotarliśmy do Coruscant. Planeta była piękna. To znaczy dla mnie, dla miłośników natury Naboo zdecydowanie było lepszą opcją. Ale ja wychowałem się w wielkim mieście, więc nie miałem z niczym problemu. Jedyne, co mogło mnie drażnić, to to, że nie zauważyłem żadnych akwenów wodnych, ale na pewno były tam przynajmniej jakieś fontanny.
Mistrz Windu poprowadził mnie do świątyni. Budowla prezentowała się niezwykle. Była ogromna! Nic dziwnego, skoro kwatery tam mają wszyscy członkowie Zakony Jedi.
Zastanawiałem się, czy nie oferują jakiś map, żeby się nie zgubić.
Weszliśmy do środka. Windu zmierzył wszystkich kręcących się tu wzrokiem, ale jego spojrzenie zatrzymało się na małym, zielonym stworku, mniej więcej mojej wysokości. To pewnie Mistrz Yoda, o którym opowiadał mi czarnoskóry podczas podróży.
Jednak to nie mistrz Yoda interesował mnie najbardziej. Przy nim stała mała dziewczynka o złotych lokach i oczach szarych jak burza, które poznałbym wszędzie.
- Annabeth! – krzyknąłem i podbiegłem do niej.
- Percy! – przytuliła mnie. Przez chwilę staliśmy tak, ciesząc się swoją obecnością.
- Tylko teraz nie stosuj na mnie chwytów judo, co? – spojrzałem jej w oczy.
- Miałam nadzieję, że o to nie poprosisz... - jęknęła, chichocząc lekko.
- Znacie się wy? – usłyszeliśmy. Oderwaliśmy się od siebie.
- Tak. – odpowiedzieliśmy równocześnie.
- Znaliśmy się od dziecka. – powiedziała Annabeth. Pozwoliłem jej mówić. Dzieci Ateny dobrze improwizują. – To znaczy... Dalej jesteśmy dziećmy, ale chodzi o to, że znaliśmy się od zawsze! Nasi rodzice byli przyjaciółmi. Ale niedawno cała czwórka zginęła w katastrofie statku. – spuściła głowę w udawanym smutku. Ja zrobiłem to samo.
Windu wyglądał, jakby nie do końca był przekonany, ale odpuścił.
Pierwsze miejscem, w które poszliśmy, było skrzydło medyczne. Chcieli wiedzieć ile „midichlorianów" mamy ja i Annabeth.
Robot pobrał próbkę krwi od każdego z nas. Byłem trochę zdenerwowany, w końcu mogli zauważyć, że brakuje połowy naszych DNA. W końcu Bogowie go nie mieli.
Ale ku mojemu zdziwieniu, nikt nic nie powiedział o DNA. Oczy obu Mistrzów rozszerzyły się, gdy wyniki pokazały ponad dwadzieścia tysięcy midichlorianów u każdego z nas.
- Czy... To źle? – spytała niepewnie Annabeth.
- Nie, po prostu... Nawet Mistrz Yoda nie ma takiej liczby. – wyjaśnił Mistrz Windu, który wciąż był pod wrażeniem. – To więcej niż ktokolwiek miał! To niesamowite!
- W istocie. – przytaknął Yoda, kiwając głową w zamyśleniu. – Dodać was do listy członków zakonu musimy. – powiedział jeszcze. – W tym czasie rycerz Antilles pokaże wam kwaterę waszą. – po tych słowach obaj Mistrzowie oddalili się, a do nas podeszła kobieta o zielonej skórze i dwóch ogonach zamiast włosów. Uśmiechnęła się do nas i zaczęła prowadzić nas do kwater młodzików.
- Każdy pokój przypada na dwoje dzieci. – zaczęła. – Więc wy będziecie dzielić go wspólnie. Zajęcia młodzików wyglądają trochę, jak w normalnej szkole. Jest jeden mistrz lub rycerz, który szkoli całą grupę. Jednak oprócz historii, sztuki czy matematyki, młode uczą się również podstawowych rzeczy związanych z Mocą, walkę wręcz i na miecze świetlne, a także kodeksu Jedi i zasad w Zakonie. O! Już jesteśmy. – zatrzymała się w korytarzu z ogromną ilością drzwi. – Wasz pokój ma numer 3333. – podała nam dwa klucze i podprowadziła nas tuż pod drzwi. – Powodzenia na szkoleniu! Niech Moc będzie z wami! – zawołała jeszcze i odeszła.
Spojrzałem na drzwi. Niestety miały na sobie tylko jakieś znaczki, a nie numer 3333, ale wzruszyłem ramionami i włożyłem klucz do zamka, a następnie otworzyłem przejście. Gestem zaprosiłem Annabeth do środka.
Naszym oczom ukazał się dość duży pokój z dwoma łóżkami i szafkami nocnymi. Była też średniej wielkości szafa i następne drzwi, prawdopodobnie do łazienki. Naprzeciw łóżek widać było coś na kształt telewizora. Ściany miały biały kolor, meble były raczej jasne. Nie było tak źle, muszę przyznać.
- Ugh... - mruknęła Ann. – Co się z nami dzieje? Powinniśmy szukać wyjścia z tej sytuacji! Powinniśmy szukać drogi do domu! A zamiast tego dołączyliśmy do Zakonu Rycerzy w innej galaktyce!
- To rzeczywiście dziwne. – zgodziłem się z nią. – Ale... Coś jakby pcha mnie do dołączenia tu. Czuję, że powinniśmy tu zostać przez jakiś czas i nie martwić się o to, co się dzieje w Obozie. Jakby ten świat potrzebował naszej pomocy.
- Wiesz, co jest najgorsze? – Annabeth podniosła głowę i spojrzała na mnie. – Ja też to czuję! I jestem sfrustrowana. Tak naprawdę, jedyne wyjście, jakie teraz widzę, to dowiedzieć się jak najwięcej o tym wszechświecie i czekać na to, co się wydarzy.
- Za dwa dni mamy pierwsze lekcje. – oznajmiłem. – Mam nadzieję, że pierwszą rzeczą, jakiej nas nauczą, to czytanie. Bo inaczej nie za wiele się dowiemy. Widziałaś ten dziwny alfabet?! To okropne! Chociaż wydaje mi się, że te znaczki nie przeskakują mi tak, jak w angielskim. – zastanowiłem się.
- Może tutaj nie ma czegoś takiego, jak dysleksji. – odparła mądrze Ann. – Fajnie by było...
- Cóż, za niedługo się przekonamy. – stwierdziłem.
Tego dnia nie wychodziliśmy już z pokoju. To miejsce było za wielkie, łatwo byśmy się zgubili. Spędziliśmy czas na rozmowie...

CZYTASZ
Another World
FanfictionPo Wojnie Gigantów wszystko miało się ułożyć. Niewiele osób zginęło, a oba obozy otworzyły się na i Greków i Rzymian. Jednak dla Percy'ego i Annabeth los jak zawsze ma inne plany... Crossover Percy'ego Jacksona i Star Wars! Opowieść zaczyna się w ro...