Cytryn

81 3 0
                                    

(historia defekty opowiadana przez Alexa)

Pov: Cytryn

6,248 lat później, 4 lata temu

Wstałam na kolejny spacer. Dzień jak dzień, gwiazdy świeciły, twarda otaczająca mnie kula była w tym samym miejscu. Spotkałam się z swoimi lśniącymi kamyczkami. Czasami kiedy płakałam, nagle pojawiały się te małe potworki które mnie pocieszały. Szkoda że kiedy coś latającego nas skanowało, to musiały się kryć. Uwielbiałam spędzać z nimi czas. Na tą porę była ich czwórka.

-A dlaczego tutaj zostałaś na zawsze?- spytał się brzuszek. Nie wiedziałam.
-Od kiedy silny żółty klejnot wkurzył się na mnie, jestem tutaj.
-Masz na myśli ciebie?
-Nie... Miał klejnot na piersi. Naprawdę potężny. Ale był jeszcze różowy, trochę mniejszy... To on chciał mnie tutaj zatrzymać.

Siedziałyśmy w ciszy, gdy nagle zobaczyłam latający kwadrat. Czasami tutaj przylatywały, ja je zawsze widziałam. Byłam nawet w jednym. Ale ten zamiast wlatywać do kwadratowej konstrukcji, wylądował obok, za jakimiś skałami.

Zobaczyłam jak moje cztery błyszczące kamyczki zbliżają się do mnie, i wchodzą mi na moje ciężkie ubrania. Odkąd tutaj jestem muszę je mieć, a dzięki temu nie mogę za bardzo funkcjonować. Czasami przylatuje maszyna która mi je ściąga i każe wykorzystywać moc, która totalnie nie wiem jak działa.

Gdy kamyczki schowały się głęboko, słyszałam jak drżą. Dla latających kwadratów to zachowanie było dziwne, więc je rozumiałam. Opatuliłam je swoim rękawem, i patrzyłam na rozwój wydarzeń.

Nagle usłyszałam dziwny dźwięk za mną, a później ujżałam świecące kółko. Wyszła z niego jakaś postać. Nie wyglądała mi na klejnot.

-Em... Cześć. Jestem Alex, pół człowiek pół klejnot.
Wystraszyłam się. A jednak to był klejnot. Jak pół, to może jest silniejszy niż poprzednie? Dla pewności, odsunęłam się trochę, aby mnie nie dotknął.
-D-dzień dobry? Nie skrzywdzisz mnie?- spytałam. Popatrzył na mnie z przerażeniem w oczach. Chyba poleciała mu łza po policzku.
-Jestem tutaj aby ciebie wyciągnąć z tej okropnej klatki. Chcesz czy nie chcesz, to był ostatni rozkaz.- powiedział i podał mi rękę. Chciał mi pomóc się wydostać. To była najpiękniejsza rzecz jaką kiedykolwiek ktoś mi powiedział.

Chwyciłam jego rękę, ale kopuła zaczęła świecić na czerwono i wyć. Nagle przyciągnął mnie do siebie, po czym wbiegł że mną do świecącego kółka. Zamknęłam oczy, ale po chwili znalazłam się w jakimś ciepłym miejscu.
-Hej, jesteś bezpieczna.- powiedział czuło Alex, po czym spoglądnełam na niego. Puścił mnie, już pewny że się uspokoiłam, lecz zauważyłam gdzie jestem. Byłam na czerwonym kwadracie, takim samym jak kiedyś. Wokół było pięć krzeseł i trzy klejnoty. Była jeszcze jakiś istota podobna do Alexa, ale wszyscy siedzieli za sterami. Alex podbiegł do jednego na środku, i skupił się na ekranie przed nim. Minęło pół minuty, kiedy nasz kwadrat przyśpieszył, a wszyscy krzyknęli. Skuliłam się że strachu, myśląc że chyba mnie skrzywdzą.

Zamiast tego podszedł do mnie zielony klejnot. Miał go na prawym policzku, ale był przecięty. Była roztrzaskana na pół. Zagadką było to, że nie wyglądała na cierpiącą. Była szczęśliwa, ale wzięła moje rękawy i zaczęła je oglądać. -Nieźle cię powstrzymywali. Ale niedokładnie.- powiedziała, po czym wyjęła z klejnotu broń, wachlaż. Nagle uniosła go, i chciała przeciąć, rękawy.

-STOP! Nie rób tego!- wrzasnełam odpychając ją jak najmocniej ale i delikatnie. Owszem, przywaliła w podłogę, ale nie tak mocno jak mogę jej to zrobić. Wszyscy na statku spojrzeli na mnie z zdziwieniem. Schyliłam się i otarłam rękaw o rękaw. Był to nasz znak. Kamyczki wyszły i rzuciły mi się na szyję. Wszystkie się zmieściły, jak zawsze. Przytuliłam je do siebie i rozpłakałam się. Zielony klejnot rzucił gdzieś swoją broń i zakrył usta.
-O mój Boże... Nie wiedziałam! Tak bardzo przepraszam...- zaczęła się jąkać, po czym wybiegła na jakąś inną część kwadratu. Usłyszałam potężne szlochy.

-Diopsyd nieźle się przeraziła.- powiedział Alex- Tak czy siak, chcesz abyśmy zdjęli ci to coś?- spytał. Kiwnełam głową. Wstał i poszedł w stronę Diopsyd, z tego co pamiętam. Po chwili podeszli do mnie razem, a ona wyjęła wachlarz. Popatrzyła na mnie z pytaniem, a ja poraz kolejny kiwnełam głową. Zamknęłam oczy, ale usłyszałam tylko trzask. Moje metalowe rękawy były rozcięte, a ja mogłam poruszać rękami. Poczułam łzę na policzku, i od razu się do niej przytuliłam. Była trochę zdziwiona, ale oddała uścisk. Nagle gdy się od niej odsuwałam, moja łza dotknęła jej klejnotu. Zaświecił się, po czym wyglądał jak dobrze wyszlifowany. Omal się nie wywróciła, ale widziałam w jej oczach zdziwienie.

Diopsyd spojrzała na mnie, po czym rzuciła mi się na szyję, ale uważała na kamyczki. Kiedy inne klejnoty rzuciły się aby ją przytulić, Alex spojrzał na mnie z podziwem.
-Wiedziałaś?
-Nie. Prawie nic nie wiem.
-Poza tym, lecimy teraz na Ziemię.
-A co to Ziemia?
Wtedy wytłumaczył mi, że lecimy na planetę, gdzie będę wolna. Gdzie każdy klejnot może robić co chce. Powiedział że nauczy mnie wszystkiego innych rzeczy na temat ziemi. Nie mogłam się doczekać.

To Właśnie Ucieczka Moja Honey...//Steven Universe OC StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz