Gdzie cytrynów sześć, tam jest co jeść cz.1

39 4 3
                                    

Gdy odebrali, ujrzałem Diopsyd trzymającą Miętową. Ta natomiast płakała i próbowała się wydostać. Nad nią lewitowała Akwamaryn, widocznie wkurzona i smutna.
-Steven! I jak diamenty?- spytała Diopsyd.
-Wszystko dobrze, ale będziecie mieć gości.
-Nie gadaj że tutaj przylecą...
-Nie, przylecą cytryny. Wszystkie jakie istnieją.
-Ale to przecież cała rzesza!
-Zostało ich tylko sześć...- powiedziałem, a ona zrobiła zdziwioną minę. No jasne, mogła myśleć że wyszło jeszcze z ponad sto.
-Dobra, powiem o tym Mor...Tfu, innym. Narazie!- powiedziała i się rozłączyła.

Ja natomiast dostałem wiadomość z Homeworld. Odtworzyłem ją.
-Cześć Steven, sprawa ma się tak. Dzisiaj może przyjść tylko trójka, dlatego odwiedzimy ją jutro.
Odeszłem od panelu i zauważyłem lewka. Usadowiłem się obok niego, i zasnąłem.

Alulol

-Że co?- krzyknęłam. Przed chwilą wyszłam jakoś z kłótni z chłopakiem, a teraz dowiaduję się, że odwiedzą mnie siostry. Na dodatek Morska (tak jak opowiadała mi Miętowa) została zaczepiona przez jakiś klejnot, który się w niej zakochał. Co prawda, w Empire City widziano kilka klejnotów, ale ten był jakiś dziwny. Pocałował ją, a ona się rozłączyła. Akwamaryn tak się wściekła, że przywaliła w jej klejnot, który pękł. Uciekł, a Miętowa zaczęła się kłócić z Akwamaryn. Nie dość że uciekła, to Miętowa stała się bardziej nerwowa, ciągle płakała, aż Diopsyd musiała się nią zająć.

Perła patrzyła na wszystkich z szokiem, i cieszyła się że nie ma żadnych problemów, podobnie jak Jack. Alex chodził w kółko i rozmyślał. Jedyną pociechą było to, że diamenty postanowiły zawrzeć pokój. Szkoda że się nas boją, bo inaczej same by przyleciały.

Poszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jutro sobota, więc wszyscy będą mieć wolne. Ciekawe czy znowu będę musiała robić wszystkie dania. A może nie będą chciały jeść? A co jeśli nie będą zadowolone z jedzenia? A jeśli przestraszą się ludzi? A może pomyślą że jesteśmy słabe?

Spojrzałam na szafkę nocną. Uchyliłam ją lekko, i zobaczyłam że trójka kamyczków śpiących w małych łóżeczkach od lalek. To była ich ulubiona rzecz którą poznały tutaj na Ziemi. Ale czekaj, były trzy. Poczułam na głowie coś twardego. Brzuszek zawsze wiedziała kiedy mnie zaskoczyć. Zauważyłam że coś się zmieniło. Zamiast swojej ładnej żółtej bluzki miała teraz starannie uszytą sukienkę, a na głowie miała czerwoną kokardę.
-A to z jakiej okazji?- spytałam.
-Oznaczenie kolorów mojego ulubionego shipu. Może kiedyś zrozumiesz.- powiedziała i ułożyła się na poduszce obok mojej głowy. Dzisiejszy dzień był długi. Byłam chyba jedynym klejnotem z wszystkich tutaj zebranych, który naprawdę uwielbiał spać. No dobra, Diopsyd także lubiła. Stało się to moim nawykiem, dlatego zarobiłam sobie na łóżko. Teraz tylko opadły mi powieki, i mogłam czekać na następny dzień.

Time split/ morning

Wstałam z łóżka. Jak najszybciej wyjęłam z klejnotu telefon i spojrzałam na godzinę. Była siódma. Wstałam powoli, ale poczułam dziwny zapaszek. O nie... Wybiegłam z pokoju, zeszłam do kuchni i ujrzałam Morską. Byłam szczęśliwa że się pogodziły, ale zła że postanowiły zrobić żarcie dla gości same.
-Naprawdę?- spytalam jej, a ona zaczęła się śmiać.
-Akwa powiedziała że jeśli zrobię śniadanie to mi wybaczy. Ale tak czy siak wybaczyła.
Pomogłam jej sprzątnąć zapiekankę która była w czekoladzie, serze, papryce, żelkach i innych nie pasujących do siebie rzeczy. Gdy skończyliśmy, powiedziałam aby posprzątała. Jedyna rzecz która wychodziła jej w miarę dobrze.

Spoglądnęłam na przepisy i od razu znalazłam jedzenie które najbardziej mi tutaj posmakowało. Mowa o torcie bananowo miodowym z pomarańczą. Nie dość że moje kolory, to na dodatek smak był boski. Na dodatek jest mało roboty jak na tort, więc zabrałam się najpierw za niego. Pomogły mi jeszcze kamyczki, za co zawsze je uwielbiałam.

Jak skończyłam, pomyślałam że wystarczą jeszcze jakieś napoje i paluszki. W sumie to trochę dziwne. Wczoraj walczyłam o życie, dzisiaj staram się zrobić obiad dla wrogów. Nie znam ich, ale były po tamtej stronie.

Do Morskiej dołączyła się Perła. Nie wiedziałam że w godzinę ogarną dom, ogród, nawet piwnicę. Diopsyd siedziała na statku i obserwowała dla bezpieczeństwa poczynania diamentów. Alex i Jack siedzieli u siebie, może spali, może się uczyli. Ja gdy ujrzałam przygotowany stół, zaniosłam szklanki, paluszki, a na koniec świeży tort. Jedyną myślą było to, aby nie spróbować włożyć w niego palca i zeżreć. Na samym początku miałam takie ataki, ale miałam na to wspaniałą zapobiegającą temu wydarzeniu rzecz. Wyjęłam z szuflady łyżkę i podeszłam do miodu. Później musiałam myć ryj i łapy. Jak pięknie.

Weszłam do pokoju i zauważyłam że Alex nie śpi. Siedział sobie na łóżku i coś czytał na telefonie.
-Hej.- powiedziałam, a on wstał i podszedł do mnie, aby mnie przytulić. W sumie to tulił długo, aż wreszcie się odczepił.
-Jesteś zestresowana?
-Mmm... Tak trochę?
-Czyli jesteś?- zaśmiał się, a ja mu dałam lekkiego plaskacza.

Nagle usłyszeliśmy znajomy nam alarm bezpieczeństwa. Ale dlaczego bezpieczeństwa. Alex złapał mnie za rękę i już byliśmy obok Diopsyd.
-Cos się stało?- spytał poważnie.
-Wiesz, mam tylko taki znak. Ale nie patrzmy na to, ponieważ mamy gości.- mówiąc to wyłączyła panel sterowania i wskazała na szybę. Daleko przed nami dostrzegliśmy statek. O nie. Dostaliśmy wiadomość.
-Hejka!- powiedziała wysoka Cytryn. To było przerażające. Wokół niej siedziały przy pięciu pozostałych sterach inne klejnoty. Jedyną rzeczą która ją wyróżniała to były okulary.- To wy jesteście załogą statku Pryzmat? Na sam początek, przygotujcie coś do "jedzenia", zawsze chciałam coś "zjeść". Gdzie mamy wylądować?
Rzeczywiście, zapomnieliśmy o tym. Jakie szczęście że Diopsyd była wspaniałomyślna.
-Widzicie zbiór małych budynków? Na samym końcu jest największy. Wylądujcie na dachu. Ale włączcie niewidzialność, wielu ludzi nie jest do tego przyzwyczajonych.

Jak powiedziała, tak zrobiły. Musieliśmy szybko się dostać na dach. Alex wziął mnie i Diopsyd na dach, a Perła i Morska to przewidziały, ponieważ były na miejscu. Nagle zauważyłam jeszcze jeden obiekt latający. To był klejnot z pokrywą od śmietnika, a pod nim wisiał Steven. Najmniej oczekiwany przeze mnie widok. Wylądowali obok nas.
-Przylecieliśmy aby mieć je na widoku. Nie wiemy czy diamenty nas nie okłamują, więc będziemy mieć się na baczności. A tak w ogóle, to jest...
-Perydot! Przyjaciółka jednej z nich, pomogę wam.- powiedziała z wielkim entuzjazmem. Może coś z tego wyjdzie.

___________________________________________
A oto mały art💛
(przypominam, jeśli macie swoje wyobrażenie postaci i nie chcecie tego widzieć, to pomińcie, ale jeśli chcecie, to ja nie odpowiadam za opłaty operacji oka)








___________________________________________A oto mały art💛(przypominam, jeśli macie swoje wyobrażenie postaci i nie chcecie tego widzieć, to pomińcie, ale jeśli chcecie, to ja nie odpowiadam za opłaty operacji oka)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
To Właśnie Ucieczka Moja Honey...//Steven Universe OC StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz